Jedna błędna decyzja może zamienić życie w
piekło. Beznadzieja i przerażenie, które są jej następstwem, skutecznie
zatruwają każdy kolejny dzień. I tylko wyjątkowa osoba u boku, dzieląca te same
trudy i znoje, potrafi dodać siły i zmobilizować do walki o przetrwanie.
Dziesięć lat – tyle czasu minęło od chwili, w której świat Griseldy
legł w gruzach. Wtedy to okrutny los rozdzielił ją z Holden’em, ukochanym
przyjacielem z dzieciństwa. Choć sama była wówczas dzieckiem, nigdy nie
wybaczyła sobie, że zostawiła go w szponach porywacza. Mijały kolejne lata, a
dziewczyna ciągle miała jeden cel: odnaleźć Holden’a. Gdy pewnego dnia na jej
drodze staje zaginiony chłopiec – teraz już młody, przystojny mężczyzna –
wszystko zdaje się wracać na właściwe miejsce. Lecz, czy to niezwykłe spotkanie
pozwoli im odbudować utraconą przyjaźń? Czy dawna więź zbliży ich do siebie? A
może demony z przeszłości skutecznie przekreślą szansę na dalszą znajomość?
Fakt, pobyt w rodzinie zastępczej to jeden ze smutniejszych etapów w
życiu Griseldy Schroeder. Jest jednak coś znacznie gorszego. Po pierwsze:
porwanie i pobyt w niewoli przez trzy długie lata. Po drugie (najważniejsze):
utrata Holden’a. Gdyby tego feralnego dnia posłuchała chłopca, uniknęliby
zbliżającego się koszmaru. Niestety, za jej dziecięcą łatwowierność
przyszło zapłacić im potworną cenę. Choć
przetrzymywanie przez szaleńca było prawdziwym dramatem, stało się jednocześnie
początkiem niezwykłej przyjaźni, niesamowitej więzi. Tak, niewola była
horrorem, ale przechodzili przez niego razem. Byli dla siebie siłą i nadzieją.
Dramatyczna rozłąka zakończyła wprawdzie trzyletnią gehennę Gris, ale zarazem
zmiażdżyła serce. Tak, dziewczyna była wolna – lecz tylko teoretycznie.
Nieobecność Holden’a, rozpacz po jego utracie i poczucie winy stały się
kolejnym więzieniem. Jak mogłaby zacząć żyć naprawdę, zacząć się śmiać,
wiedząc, że piekło, w które wtrąciła ukochanego przyjaciela, trwa nadal. I
tylko wiara w to, że w końcu go odnajdzie, popycha ją naprzód...aż w końcu, dzieje
się cud. Jak jednak spojrzeć w oczy komuś, komu zgotowało się tak przerażający
los?
Griselda
utknęła w martwym punkcie, pogrążyła się w szarej rzeczywistości. Choć po
potwornych doświadczeniach zasługiwała na szczęście, świadomie rezygnowała z
niego (tę postawę dobrze obrazuje chociażby jej toksyczny związek z Jonah’em).
Gris przypomina nieco więdnący kwiat. Jest odważna i uczciwa, ale zżerające ją
wyrzuty sumienia zabijają chęć normalnego życia. Sytuacja w znacznej mierze
zmienia się po pojawieniu się Holden’a, ale ciągle nie opuszcza jej lęk przed
tym, że szczęście, które odczuwa, jest ulotne. I cóż, przyszłość pokaże, że
faktycznie różnie z tym bywa. Co jeszcze? Rozumiem jej załamanie utratą
przyjaciela, to, że przez tyle lat nie umiała sobie z tym poradzić. Nie rozumiem
natomiast jej relacji z Jonah’em. Oczywiście, wiem czemu miała służyć, lecz
mimo to nie pojmuję, jak mogła tolerować jego obecność. Z kolei jej więź z
Holden’em to coś, co, dzięki swojej autentyczności, zasługuje na największe
uznanie. Gris zaś, samą w sobie, postrzegam jako neutralną postać.
Holden wie, co znaczy mieć szczęśliwą rodzinę i co znaczy stać się
sierotą. Wie też, co znaczy odnaleźć swoją bratnią duszę i co znaczy utracić
ją. Po tragicznych przeżyciach i przydzielaniu do rodziny zastępczej, poznanie
Griseldy okazało się być jedynym promykiem szczęścia, którego nic nie było w
stanie zgasić – nawet pobyt u szalonego porywacza. Przyjaźń, która z czasem
zaczęła przeradzać się w pierwszą młodzieńczą miłość, wyryła się w jego pamięci
i sercu tak bardzo, że nawet dziesięć lat po traumatycznym rozstaniu, chłopak
nie mógł otrząsnąć się z rozpaczy. Tak naprawdę nie żył, lecz wegetował.
Kolejne, chwilowe erotyczne przygody, nielegalne walki, nijaka praca – to cała
rzeczywistość Holden’a. I tak jak niegdyś poznane Gris rozświetliło jego smutne
dzieciństwo, tak teraz jej cudowny powrót przywrócił
go do życia, prawdziwego życia. Gdy jednak
wszystko zaczęło wreszcie nabierać sensu, los postanowił zaskoczyć ich
niespodziewanymi wieściami.
Holden’a
można byłoby uznać za typowego bohatera z dramatyczną przeszłością, gdyby nie
jedna rzecz: bezgraniczna, niezwykła więź z Griseldą. Sposób, w jaki postrzegał
dziewczynę, jako o niej mówił, jak ze względu na nią się zachowywał, wyraźnie
się wyróżnia. Dla tego odważnego, chwilami zadziornego chłopca, którego los
uczynił buntownikiem, Gris była nie tylko przyjaciółką, nie tylko pierwszą
miłością. Była dla niego wszystkim, całym światem – świętością. I właśnie to
jest w nim niesamowite. Specyficznego kolorytu jego uczuciom (oraz ich relacji)
nadaje z kolei stopniowy rozwój ich więzi (przeistoczenie dziecięcej zażyłości
w nastoletnią miłość) i wspólnie przeżyta trauma. Oczywiście, Griseldzie
zależało na nim równie mocno, jednak to emocje Holden’a stanowią największą
zaletę ich historii. Jakieś minusy? Niestety, tak. Pierwszy z nich to dziwna
postawa dwudziestotrzylatka dotycząca pewnej sprawy związanej z jego
dziewczyną, Gemmą. Z jednej strony należy mu się pochwała, lecz z drugiej,
zachowuje się zbyt wyidealizowanie (okazując zarazem średnie wyczucie względem przyglądającej
się temu Gris). Kolejna sprawa – jego zawodowe plany. Chcąc być przy najbliższej
osobie, raczej unika się tego typu wyborów, więc cały ten wątek jest dla mnie
nielogiczny (reakcja głównej bohaterki na nowe plany ukochanego – również). I
na koniec jeszcze jedna rzecz. Jak już wyżej wspomniałam, bardzo podobał mi się
stosunek Holden’a wobec Griseldy, to jak ją ubóstwiał, jak jej mówił o swoich
uczuciach. Wiadomym jest jednak, że we wszystkim najlepszy jest umiar, którego
w kwestii owych wyznań zabrakło – ich częste powtarzanie nie było konieczne.
Ogólne wrażenia o Holden’ie? Nie są jednoznaczne. Do pewnego momentu – raczej
pozytywne, później – mieszane. Sądzę więc, że podobnie jak Gris, zasługuje na
neutralną ocenę.
Bohaterowie
drugoplanowi: ostatecznie (bowiem żadna z poniższych osób nie wyróżnia się
jakoś szczególnie w całej historii) można tu wspomnieć o Jonah’u (nie sposób
powiedzieć o nim coś dobrego) i Gemmie (bez rewelacji) oraz o Sabrinie i Mayi,
czyli szefowej i przyjaciółce Gris, które kwalifikują się do grona pozytywnych
postaci.
Okładka
– całkiem interesująca.
Podsumowując: początkowo moje wrażenia o książce były naprawdę dobre. Choć wątek z
porwaniem był taki sobie, to opowieść o przyjaźni i miłości, jaka się wówczas
narodziła między Gris i Holden’em, przykuwała uwagę tak jak i odnalezienie się
tej dwójki. Ciekawie prezentowały się też pierwsze dni po ponownym spotkaniu,
jednak wszystko, co następuje po wyjeździe z chatki staje się już coraz mniej
zajmujące. A co z wcieleniem się naszych bohaterów we współczesną wersję „Jasia
i Małgosi”? Oczywiście, można doszukać się podobieństwa głównie w wątku
uwięzienia dzieci, jednakże przedstawienie Griseldy i Holden’a jako
odpowiedników bajkowych postaci traktuję jedynie jako ciekawostkę, bez
większego wpływu na postrzeganie całej fabuły. Ogólnie rzecz biorąc, książka
jest średnia (historia, bohaterowie, wątek erotyczny – chwilami opisywany aż
nazbyt dokładnie), ale oceniam ją odrobinę wyżej przez wzgląd na wyjątkową więź
dwudziestotrzylatków. Powieść na pewno prezentuje się lepiej niż „Weteran”,
czyli pierwszy tom cyklu „Współczesne baśnie”, lecz, mimo to, na jakiś czas planuję zrobić sobie
przerwę od współczesnych wersji baśni w wydaniu Katy Regnery.
„[...] – Sądzisz, że cię ocaliłam?– Nie sądzę, ale wiem to. Jesteś moją zbawicielką. Moim aniołem [...]”.
Zobacz także:
Historia bardzo podobna do "Przysięgnij, że mnie kochasz" Renee Carlino, tylko inaczej przedstawiona ;)
OdpowiedzUsuń