19.08.2020

"Nigdy nie pozwolę ci odejść" - Katy Regnery


Jedna błędna decyzja może zamienić życie w piekło. Beznadzieja i przerażenie, które są jej następstwem, skutecznie zatruwają każdy kolejny dzień. I tylko wyjątkowa osoba u boku, dzieląca te same trudy i znoje, potrafi dodać siły i zmobilizować do walki o przetrwanie.

Dziesięć lat – tyle czasu minęło od chwili, w której świat Griseldy legł w gruzach. Wtedy to okrutny los rozdzielił ją z Holden’em, ukochanym przyjacielem z dzieciństwa. Choć sama była wówczas dzieckiem, nigdy nie wybaczyła sobie, że zostawiła go w szponach porywacza. Mijały kolejne lata, a dziewczyna ciągle miała jeden cel: odnaleźć Holden’a. Gdy pewnego dnia na jej drodze staje zaginiony chłopiec – teraz już młody, przystojny mężczyzna – wszystko zdaje się wracać na właściwe miejsce. Lecz, czy to niezwykłe spotkanie pozwoli im odbudować utraconą przyjaźń? Czy dawna więź zbliży ich do siebie? A może demony z przeszłości skutecznie przekreślą szansę na dalszą znajomość?

Fakt, pobyt w rodzinie zastępczej to jeden ze smutniejszych etapów w życiu Griseldy Schroeder. Jest jednak coś znacznie gorszego. Po pierwsze: porwanie i pobyt w niewoli przez trzy długie lata. Po drugie (najważniejsze): utrata Holden’a. Gdyby tego feralnego dnia posłuchała chłopca, uniknęliby zbliżającego się koszmaru. Niestety, za jej dziecięcą łatwowierność
 przyszło zapłacić im potworną cenę. Choć przetrzymywanie przez szaleńca było prawdziwym dramatem, stało się jednocześnie początkiem niezwykłej przyjaźni, niesamowitej więzi. Tak, niewola była horrorem, ale przechodzili przez niego razem. Byli dla siebie siłą i nadzieją. Dramatyczna rozłąka zakończyła wprawdzie trzyletnią gehennę Gris, ale zarazem zmiażdżyła serce. Tak, dziewczyna była wolna – lecz tylko teoretycznie. Nieobecność Holden’a, rozpacz po jego utracie i poczucie winy stały się kolejnym więzieniem. Jak mogłaby zacząć żyć naprawdę, zacząć się śmiać, wiedząc, że piekło, w które wtrąciła ukochanego przyjaciela, trwa nadal. I tylko wiara w to, że w końcu go odnajdzie, popycha ją naprzód...aż w końcu, dzieje się cud. Jak jednak spojrzeć w oczy komuś, komu zgotowało się tak przerażający los?
Griselda utknęła w martwym punkcie, pogrążyła się w szarej rzeczywistości. Choć po potwornych doświadczeniach zasługiwała na szczęście, świadomie rezygnowała z niego (tę postawę dobrze obrazuje chociażby jej toksyczny związek z Jonah’em). Gris przypomina nieco więdnący kwiat. Jest odważna i uczciwa, ale zżerające ją wyrzuty sumienia zabijają chęć normalnego życia. Sytuacja w znacznej mierze zmienia się po pojawieniu się Holden’a, ale ciągle nie opuszcza jej lęk przed tym, że szczęście, które odczuwa, jest ulotne. I cóż, przyszłość pokaże, że faktycznie różnie z tym bywa. Co jeszcze? Rozumiem jej załamanie utratą przyjaciela, to, że przez tyle lat nie umiała sobie z tym poradzić. Nie rozumiem natomiast jej relacji z Jonah’em. Oczywiście, wiem czemu miała służyć, lecz mimo to nie pojmuję, jak mogła tolerować jego obecność. Z kolei jej więź z Holden’em to coś, co, dzięki swojej autentyczności, zasługuje na największe uznanie. Gris zaś, samą w sobie, postrzegam jako neutralną postać.

Holden wie, co znaczy mieć szczęśliwą rodzinę i co znaczy stać się sierotą. Wie też, co znaczy odnaleźć swoją bratnią duszę i co znaczy utracić ją. Po tragicznych przeżyciach i przydzielaniu do rodziny zastępczej, poznanie Griseldy okazało się być jedynym promykiem szczęścia, którego nic nie było w stanie zgasić – nawet pobyt u szalonego porywacza. Przyjaźń, która z czasem zaczęła przeradzać się w pierwszą młodzieńczą miłość, wyryła się w jego pamięci i sercu tak bardzo, że nawet dziesięć lat po traumatycznym rozstaniu, chłopak nie mógł otrząsnąć się z rozpaczy. Tak naprawdę nie żył, lecz wegetował. Kolejne, chwilowe erotyczne przygody, nielegalne walki, nijaka praca – to cała rzeczywistość Holden’a. I tak jak niegdyś poznane Gris rozświetliło jego smutne dzieciństwo, tak teraz jej cudowny powrót przywrócił
 go do życia, prawdziwego życia. Gdy jednak wszystko zaczęło wreszcie nabierać sensu, los postanowił zaskoczyć ich niespodziewanymi wieściami.
Holden’a można byłoby uznać za typowego bohatera z dramatyczną przeszłością, gdyby nie jedna rzecz: bezgraniczna, niezwykła więź z Griseldą. Sposób, w jaki postrzegał dziewczynę, jako o niej mówił, jak ze względu na nią się zachowywał, wyraźnie się wyróżnia. Dla tego odważnego, chwilami zadziornego chłopca, którego los uczynił buntownikiem, Gris była nie tylko przyjaciółką, nie tylko pierwszą miłością. Była dla niego wszystkim, całym światem – świętością. I właśnie to jest w nim niesamowite. Specyficznego kolorytu jego uczuciom (oraz ich relacji) nadaje z kolei stopniowy rozwój ich więzi (przeistoczenie dziecięcej zażyłości w nastoletnią miłość) i wspólnie przeżyta trauma. Oczywiście, Griseldzie zależało na nim równie mocno, jednak to emocje Holden’a stanowią największą zaletę ich historii. Jakieś minusy? Niestety, tak. Pierwszy z nich to dziwna postawa dwudziestotrzylatka dotycząca pewnej sprawy związanej z jego dziewczyną, Gemmą. Z jednej strony należy mu się pochwała, lecz z drugiej, zachowuje się zbyt wyidealizowanie (okazując zarazem średnie wyczucie względem przyglądającej się temu Gris). Kolejna sprawa – jego zawodowe plany. Chcąc być przy najbliższej osobie, raczej unika się tego typu wyborów, więc cały ten wątek jest dla mnie nielogiczny (reakcja głównej bohaterki na nowe plany ukochanego – również). I na koniec jeszcze jedna rzecz. Jak już wyżej wspomniałam, bardzo podobał mi się stosunek Holden’a wobec Griseldy, to jak ją ubóstwiał, jak jej mówił o swoich uczuciach. Wiadomym jest jednak, że we wszystkim najlepszy jest umiar, którego w kwestii owych wyznań zabrakło – ich częste powtarzanie nie było konieczne. Ogólne wrażenia o Holden’ie? Nie są jednoznaczne. Do pewnego momentu – raczej pozytywne, później – mieszane. Sądzę więc, że podobnie jak Gris, zasługuje na neutralną ocenę.

         Bohaterowie drugoplanowi: ostatecznie (bowiem żadna z poniższych osób nie wyróżnia się jakoś szczególnie w całej historii) można tu wspomnieć o Jonah’u (nie sposób powiedzieć o nim coś dobrego) i Gemmie (bez rewelacji) oraz o Sabrinie i Mayi, czyli szefowej i przyjaciółce Gris, które kwalifikują się do grona pozytywnych postaci.

Okładka – całkiem interesująca.

Podsumowując: początkowo moje wrażenia o książce były naprawdę dobre. Choć wątek z porwaniem był taki sobie, to opowieść o przyjaźni i miłości, jaka się wówczas narodziła między Gris i Holden’em, przykuwała uwagę tak jak i odnalezienie się tej dwójki. Ciekawie prezentowały się też pierwsze dni po ponownym spotkaniu, jednak wszystko, co następuje po wyjeździe z chatki staje się już coraz mniej zajmujące. A co z wcieleniem się naszych bohaterów we współczesną wersję „Jasia i Małgosi”? Oczywiście, można doszukać się podobieństwa głównie w wątku uwięzienia dzieci, jednakże przedstawienie Griseldy i Holden’a jako odpowiedników bajkowych postaci traktuję jedynie jako ciekawostkę, bez większego wpływu na postrzeganie całej fabuły. Ogólnie rzecz biorąc, książka jest średnia (historia, bohaterowie, wątek erotyczny – chwilami opisywany aż nazbyt dokładnie), ale oceniam ją odrobinę wyżej przez wzgląd na wyjątkową więź dwudziestotrzylatków. Powieść na pewno prezentuje się lepiej niż „Weteran”, czyli pierwszy tom cyklu Współczesne baśnie, lecz, mimo to, na jakiś czas planuję zrobić sobie przerwę od współczesnych wersji baśni w wydaniu Katy Regnery.

„[...] – Sądzisz, że cię ocaliłam?
– Nie sądzę, ale wiem to. Jesteś moją zbawicielką. Moim aniołem [...]”.


Zobacz także:

1 komentarz:

  1. Historia bardzo podobna do "Przysięgnij, że mnie kochasz" Renee Carlino, tylko inaczej przedstawiona ;)

    OdpowiedzUsuń