Jest szefem mafii.
Może więc zapomnieć o swoim szczęściu. O spełnionej miłości. I choć ona jest tą
jedyną, musi pozwolić jej odejść...
➤ Spoilery z pierwszego tomu!
➤ Spoilery z pierwszego tomu!
Przeszłość Nixon’a i Trace to ciągle otwarta karta. Chłopak
dokłada wszelkich starań, aby oczyścić imię swojej rodziny, a tym samym
dowiedzieć się, kto jest prawdziwym zabójcą jej rodziców. Ta sprawa nie daje mu
spokoju, lecz tym, co martwi go najbardziej, jest jej bezpieczeństwo. Lider
Elektów doskonale wie, że ich związek jest równoznaczny z wydaniem wyroku
śmierci na Trace. Gdy jeden z mafiosów wpada na trop ich relacji, Nixon wyraża
zgodę na to, aby jego miejsce u boku ukochanej zajął Chase. Choć ma to być
tylko farsa, która zwiedzie wroga, popchnięcie dziewczyny w ramiona kuzyna może
dać początek czemuś, co...wcale farsą nie jest.
Bycie szefem mafii wyklucza posiadanie jakichkolwiek
słabości. Trzeba być twardym i niezachwianym. Zawsze skupionym – ceną za
chwilowe rozproszenie może być bowiem utrata życia. Zasady te nie są niczym
nowym dla Nixon’a Abandonato. Nowa jest sytuacja, w której się znalazł. A
wszystko to zasługa Trace, osoby, dla której byłby w stanie poświęcić wszystko,
osoby, która jest jego największą słabością. Lęk o jej bezpieczeństwo sprawia,
że powierza ją opiece Chase’a. Nie przypuszcza jednak, że będzie musiał pójść o
krok dalej i pozwolić im wcielić się w rolę zakochanej pary. Być może nie
byłoby to takie trudne, gdyby nie znał prawdziwych uczuć kuzyna i gdyby nie
zdawał sobie sprawy, że, jeśli uda się im przeżyć, Trace może zobaczyć w
Chase’ie kogoś więcej niż przyjaciela.
Mafijny życiorys jest nieubłagalny i pozostawia na rękach
Nixon’a krew, lecz ta tematyka nie jest czymś, co, w jego przypadku, wysuwa się
na pierwszy plan. Tak, jest szefem mafii, próbuje rozwikłać zagadkę, ale przede
wszystkim jest młodym, zakochanym chłopakiem. Nie ma tu więc morderczych
klimatów, co mnie osobiście bardzo odpowiada. Jego historia zdominowana jest
bezinteresowną miłością. Lider Elektów nie myśli o sobie, myśli wyłącznie o ukochanej.
Jeśli cierpiąc, zapewni jej szczęście – zgodzi się na to z radością. Oczywiście
to godna podziwu zaleta. Zasadniczo podoba mi się taka odsłona Nixon’a, ale znacznym
przejaskrawieniem jest jego stosunek wobec relacji Trace i Chase’a. I nie
chodzi tu o odgrywaną farsę, tylko o to, że, myśląc o jej dobru, jest gotów
podarować ją kuzynowi w prezencie. Choć to przerysowanie jest zbędne, to nie
ono jest największym minusem, lecz niewielki autentyzm naszego Elekta. Nixon z
„Elity” był znacznie bardziej przekonywujący. Tu tej cechy, niestety, mu
zabrakło.
Chase Winter jest w potrzasku. Gdyby tylko nie zakochał się
dziewczynie Nixon’a... A przecież są braćmi krwi, którzy przysięgali, że nigdy
nie wyrządzą sobie krzywdy. Dotrzymanie tej obietnice nie stanowiło dla niego
najmniejszego problemu. Aż do teraz. Do teraz, kiedy jego serce wyrywa się do
ukochanej Trace. Być obok niej, a zarazem zachowywać dystans...to piekło. Nie
może jednak zapominać o lojalności wobec najlepszego przyjaciela. Nie może go
zdradzić...Prawda?
Po pierwszej odsłonie cyklu miałam nadzieję, że autorka
zechce poświęcić Chase’owi więcej uwagi, i proszę! Z bohatera drugoplanowego
staje się jedną z głównych postaci „Elect”. To ogromny plus, podobnie jak
rozwój wątku miłosnego z udziałem Trace. Pomysł z obsadzeniem Chase’a w roli
jej „chłopaka” był świetny. Dawał więcej możliwości poznania jego uczuć i
wewnętrznego rozdarcia. I tak, niezmiernie dokładnie poznajemy jego „sercowe” sekrety,
którym Rachel van Dyken stara się nadać bardzo emocjonalnego wydźwięku. Bardzo
lubię, gdy zakochanie bohatera jest opisywane w taki sposób. Tego typu opisy,
podkreślające jak ważna jest ukochana i jak rozdzierająca jest niemożność jej
zdobycia zachwycają, ale wtedy, kiedy i ja czuję te emocje. U Chase’a Winter’a,
nie czułam ich. W „Elicie” kuzyn Nixon’a dopiero poznawał Trace, ale te
subtelne sygnały, które wskazywały na jego zainteresowanie były wystarczające, abym
nie „przeszła” obok niego obojętnie. W „Elect” z kolei, niemal na każdym kroku czytałam
o jego zakazanej miłości, a jednak te przeżycia mnie nie przekonały. Szkoda, bo
to naprawdę sympatyczny i interesujący chłopak.
Kiedy Trace Alfero rozpoczynała naukę w Eagle Elite nie
przypuszczała, że jej rzeczywistość wywróci się do góry nogami. Nie
przypuszczała, że pochodzi z mafijnej rodziny i że chłopak, w którym się zakochała,
jest szefem mafii. A jednak! Funkcjonowanie w tych...nietypowych realiach
sprawia, że niebezpieczeństwo staje się nieodłączną częścią jest codzienności.
Z tego też względu, beztroskie ujawnianie związku z Nixon’em nie wchodzi w grę.
Co innego z Chase’m... Gdy światem Trace wstrząsa nieopisana tragedia,
dotychczasowa relacja z przyjacielem zaczyna nabierać nowego znaczenia.
To z punktu widzenia Nixon’ i Chase’a, nie wspominając
krótkich epizodów z Phoenix’em, poznajemy perypetie z drugiej odsłony cyklu (co
uważam za wielką zaletę książki). Nie oznacza to jednak, że Trace odchodzi w
cień. Niezmiennie pozostaje w centrum zdarzeń, które, poza tłem mafijnym,
skupiają się przede wszystkim na jej relacjach z dwójką kuzynów
(przypominających mi nieco relacje łączące w „Zmierzchu” Bellę, Edwarda i
Jacob’a). Jak prezentuje się w tym przyjacielsko-miłosnym układzie? Po
pierwsze: nieświadomie – nie zdaje sobie bowiem sprawy z uczuć, jakie żywi
wobec niej Chase. Jest to trochę zastanawiające. Niby traktuje jego zachowanie
jako przejaw luzackiego droczenia się, ale, czy skoro był jej przyjacielem, nie
powinna czegoś zauważyć? Choć ta nieświadomość nie przeszkadzała mi, odrobinę
mnie dziwiła. Po drugie – wątek miłosny z Nixon’em odbieram dosyć neutralnie. Wierzę
w ich miłość, tyle tylko, że, jak dla mnie, nie wzbudza ona żadnych emocji. Tym
zaś, czego nie rozumiem, jest postawa załamanej Trace wiążąca się z
niesamowicie szybką, wręcz ekspresową, metamorfozą jej uczuć. Cóż...autorka w
tej kwestii przekombinowała. Mimo że główna bohaterka jest sympatyczna i nie
drażni swoim postępowaniem (nawet jeśli było niezrozumiałe), postrzegam ją, tak
jak wspomniany wątek miłosny – neutralnie.
Wśród bohaterów drugoplanowych na szczególną uwagę zasługuje
Phoenix De Lange. Dzięki kilku poświęconym mu fragmentom, mamy szansę zajrzeć w
głąb tego mrocznego chłopaka. To, kim się stał, to efekt bestialstwa, którego
był świadkiem od najmłodszych lat. Choć jednak przepełniało go zło, resztki
dobra próbowały przedrzeć się przez mrok. Plus dla Rachel van Dyken za to, że
zechciała go przedstawić nieco dokładniej. To, obok Chase’a i Nixon’a,
najciekawsza postać w książce.
Okładka – ładna.
Podsumowując: mam
z tą książką dosyć poważny problem. Choć bardzo się cieszę, że autorka tak wyeksponowała
w fabule dwójkę moich ulubionych bohaterów (szczególnie Chase’a, poświęcając
wiele miejsca jego emocjom i targającym nim rozterkom), muszę stwierdzić, że
zabrakło im autentyczności, czegoś, czego nie mogłam im zarzucić w pierwszej części
cyklu. Tutaj jednak, niezależnie od tego, jak bardzo starłam się wczuć w ich odczucia,
ciągle nie mogłam ich uchwycić, a zważywszy na miłosne niepokoje przepełniające
Nixona i Chase – nie powinno być to trudne. Nie wiem również, dlaczego Rachel
van Dyken zdecydowała się na wspominaną już, ekspresową metamorfozę uczuć
Trace. Gdyby rozciągnęła to w czasie, byłoby to zrozumiałe, ale tak raptownie? To
tak bardzo niewiarygodne. Tym najważniejszym minusom towarzyszą też pomniejsze:
aż nadto zaplątane mafijne tajemnice oraz posłużenie się w niektórych
sytuacjach uproszczeniami lub nielogicznymi pomysłami (być martwym i chodzić do
szkoły? Argumentacja autorki mnie nie przekonuje). Mając takie, a nie inne
wrażenia po lekturze „Elect”, zachęcająco nie oddziałuje na mnie fakt, że cykl
liczy aż 9 tomów (nie uwzględniając tych dodatkowych, czyli: t. 0.5, 1.5, 1.6,
4.5 i 9.5). Być może kolejny zmieni moje nastawienie, ale jak na razie, po
drugiej części, nie uważam, że „Eagle Elite” zapowiada się tak fascynująco, że
koniecznie muszę go kontynuować. Oceniam książkę wyżej, bo bardzo cenię, gdy
fabuła skupia się na moi ulubieńcach, którzy nie stanowią jedynie tła dla
głównej bohaterki.
„[...] Już jej nie odzyskam. I to nawet nie Sycylijczycy mi ją odebrali, a mój najlepszy przyjaciel [...]”.
Zobacz także:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz