15.08.2023

"Zawsze chodziło o ciebie" - Agata Polte

 
Nikt nie potrafi doprowadzać jej do szewskiej pasji tak jak on. Krótko mówiąc - jest znośny tylko wtedy, gdy trzyma się od niej z daleka. I tu pojawia się problem, bo na jej nieszczęście będzie bliżej niż kiedykolwiek... Wręcz na wyciągnięcie ręki. Co za pech!
 
  Shane Campbell od lat doprowadzał Maeve Winters do szału. Teraz zaś będzie jej współlokatorem! To chyba sen! A w zasadzie koszmar! Gdyby tylko mogła jakoś temu zaradzić... Niestety, decyzja zapadła. Wróg wprowadził się do jej domu. I oczywiście okazał się nieznośny – jakżeby inaczej. Lecz jego zaczepki to nie wszystko. Siedemnastolatka musi bowiem stawiać czoła docinkom rówieśników i radzić sobie z kompleksami. A gdy sytuacja zaczyna się komplikować, otrzymuje wsparcie od kogoś, po kim najmniej się tego spodziewała...

  Wredny Shane Campbell... Już w przedszkolu pokazał jej, na co go stać. Z biegiem lat nic się nie zmieniło. Nadal był irytujący. Najlepiej byłoby go ignorować, ale to niewykonalne. Musi więc skoncentrować się na swoim chłopaku, przełknąć fakt, że daleko jej do ideału i zobojętnić się na krytykę swojego wyglądu.
Z Maeve Winters może utożsamić się nie jedna nastolatka (i nie tylko), która boryka się z kompleksami i żyje w przekonaniu, że jest brzydsza i mniej atrakcyjna od innych dziewczyn. Autorka dobrze przestawia to zagadnienie, wczuwa się w mentalność takiej osoby, która przy okazji wątpi, czy tak naprawdę może się podobać. Ta tematyka stanowi bardzo istotną część historii Maeve. Podobnie jak jej znajomość z Shane’em. Patrząc na nich, powiedziałabym „kto się czubi ten się lubi”, chociaż Maeve z pewnością by się z tym nie zgodziła. Mogłaby powiedzieć o Shane’ie wiele rzeczy, ale nie to, że go lubi. Mnie jednak trochę dziwi jej uprzedzenie, ponieważ nie uważam, że na nie zasłużył. Fakt, nie udało mu się uniknąć kilku... zdarzeń, ale czy na tej podstawie może go tak oceniać? Nie sądzę. Tu więc pojawia się moje małe zastrzeżenie wobec siedemnastolatki. A poza tym – wypada całkiem ok.
 
  Jest inteligentny. Jest przystojny. Jest świetnym futbolistą. I jest mistrzem w... psuciu nerwów Maeve Winters. Uwielbia ją drażnić. Droczyć. Zaczepiać. A jej reakcje? Są bezcenne, choć nie do końca takie, na jakie liczył...
Shane to jeden z tych bohaterów, których nie sposób nie lubić. Jest zabawny, troskliwy. Po prostu – uroczy. Cieszę się, że właśnie tak wykreowana została jego postać. Że jego chęć przykucia uwagi nie przyjmuje formy płytkich czy złośliwych zaczepek. Że, niezależnie od okoliczności, jest przyjacielski. To naprawdę miła odskocznia od tych książkowych bad boyów, którzy są wulgarni i zmieniają dziewczyny jak rękawiczki. O Shane’ie można mówić w samych superlatywach. Jedynym (ale małym) mankamentem są te momenty, kiedy zanadto przejmuje się tym, czy aby jego słowa nie zostaną źle odebrane przez Maeve. Rozumiem jego motywy, ale było to nieco... przedobrzone. I to tyle z minusów. Reszta – to same plusy.
 
  Wśród bohaterów drugoplanowych są Eve (przyjaciółka Maeve – niesamowicie lojalna, zawsze pamiętająca o jej dobru. Świetna dziewczyna) i Jake (chłopak głównej bohaterki – raczej... nie zachwycający).
 
Okładka – może być.
 
Podsumowując: po pierwsze – uroczy Shane, po drugie – fajna historia, po trzecie – lekki i przyjemny styl autorki. Dodatkowo za zaletę uważam wyjaśnienie wszystkich istotnych wątków i dołączenie „Rozdziałów oczami Shan’a”. Z tego też względu oceniam książkę pozytywnie. Sądzę, że stanowi dobrą propozycję dla tych, którzy szukają czegoś nieskomplikowanego i optymistycznego.

 
„[…] – To będzie naprawdę super kilka tygodni. Czuję, że ty i ja staniemy się nierozłączni […]”.


Na Instagramie 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz