Głosy słyszała jej matka i ojciec. I
bynajmniej nie była to oznaka nadprzyrodzonych zdolności, tylko objaw
schizofrenii. Ona też je słyszy. Zwłaszcza teraz, gdy zamieszkała w zamku.
Corvina Clemm, ku swojemu wielkiemu
zdziwieniu, otrzymuje propozycję dołączenia do grona studentów na Uniwersytecie
w Verenmore. Ta renomowana uczelnia dla osób z trudną sytuacją życiową,
usytuowana w gotyckim zamku na górze, diametralnie zmienia jej dotychczasową
rzeczywistość. Wszystko za sprawą Vada Deverella, jednego z wykładowców, który,
wbrew rozsądkowi, coraz bardziej ją fascynuje oraz mrocznych tajemnic, jakie
skrywa monumentalny budynek i otaczający go las.
Wychowała się z dala od ludzi. W chatce. Za
towarzystwo mając jedynie chorą matkę. A gdy była już sama, a stawianie tarota,
robienie świec i kadzideł stało się zbyt monotonne, wyjazd do Verenmore zdawał
się być szansą na rozpoczęcie nowego rozdziału. I był. Przynajmniej do czasu, kiedy Corvina zaczęła
słyszeć niepokojące głosy i widzieć cienie.
Podczas pobytu na uniwersytecie uwaga
dwudziestojednolatki skupia się zasadniczo wokół dwóch kwestii. Po pierwsze – nawiązuje...
burzliwą znajomość z Vadem. Choć do tej pory romantyczne wrażenia znała tylko z
książek, teraz doświadcza ich osobiście i to z dużą dozą erotyki. Drugą kwestią
są głosy/cienie i zatrważające wydarzenia, do jakich doszło na zamku lub w jego
okolicach – czyli niewyjaśnione zaginięcia, samobójstwa, morderstwa. Ta część
fabuły wypada znacznie lepiej niż romans (ten w ogóle mnie nie zainteresował).
Jest mroczna i wciągająca. Na tym tle Corvina prezentuje się ciekawiej, mimo że
jako bohaterka była mi obojętna.
Vad Deverell wiele wysiłku włożył w to, aby
coś osiągnąć. Jest wykładowcą, niebawem ukończy doktorat. Ostatnim więc, czego
potrzebuje jest romans ze studentką. Zwłaszcza, że to wbrew obowiązującym
zasadom. Problem w tym, że trudno ją zignorować. I do tego te jej fioletowe
oczy... Czyżby przepowiednia się sprawdziła?
Vad to typ bohatera, który ma uchodzić za
intrygującego, tajemniczego i mrocznego. Teoretycznie łączy w sobie te cechy,
tyle tylko, że jest mało autentyczny. Jego rola w znacznej mierze została
ograniczona do niegrzecznego kochanka, który zasypuje Corvinę erotycznymi
tekstami – dla niej kuszącymi, dla mnie oklepanymi i niekiedy żenującymi. W
sposobie jego przedstawienia jest coś pretensjonalnego, głównie w określaniu go
mianem demona czy diabła z Verenmore. Mam wrażenie jakby autorka na siłę
chciała ukazać go jako niezwykle wyrazistą postać z niejednoznaczną reputacją i
co raz przywoływanie tego „przydomka” miało o tym przypominać. Cóż, jak dla
mnie było to zbyt przerysowane. O ile natomiast w książkach zasadniczo nie
przeszkadza mi powtarzanie cech wyglądu bohaterów, tak tutaj zaczęłam mieć
dosyć ciągłych wzmianek o jego srebrnych oczach. A choć dwudziestoośmiolatek
miał zadatki na ciekawą postać, nie wywołał we mnie większych emocji.
Wśród bohaterów drugoplanowych są studenci, z
którymi zaprzyjaźniła się Corvina (przede wszystkim Jade, jej współlokatora) –prezentują
się raczej neutralnie.
Okładka – świetna. To największy atut
„Gothikany”.
Podsumowując: mam z tą książką pewien problem. Biorąc pod uwagę fakt, że zawiera
wszystko to, co lubię (gotycki zamek, motyw Dark Academia, mroczne tajemnice, wątek
paranormalny (akurat w tym przypadku niezbyt rozwinięty) i rozbudowany wątek
romantyczny (choć erotyka jest tu bardziej wadą niż zaletą)) powinnam móc
powiedzieć, że spełniła moje oczekiwania. A niestety, nie spełniła. Odpowiedzialny
jest za to głównie sposób wykreowania pierwszoplanowych bohaterów i ich relacji,
w które wkradł się przerost formy nad treścią. Na szczęście znaczna część
fabuły skupia się na sekretach związanych z zamkiem. Ta tematyka jest
interesująca i to ona (wraz ze scenerią) wpłynęła na moją ocenę „Gothikany”.
Szkoda tylko, że nie wszystkie tajemnice wyjaśniono. Być może autorka zechce do
nich wrócić w ewentualnej kontynuacji, choć na ten moment, nie jestem
zaciekawiona na tyle, aby chcieć ją poznać.
„[…] Jego zainteresowanie sprawiało jej przyjemność, choć wiedziała, że nie powinno. Może i z nią nie rozmawiał, ale jego oczy mówiły wiele. To, co mówiły, tylko podsycało ogień, który zapłonął w jej żyłach […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz