17.03.2020

"Więcej niż my" - Jay McLean


Gdy wszystko się kończy, a ty właśnie wtedy poznajesz kogoś, kto okazuje się być twoją ostoją, kimś, kto pomaga ci przetrwać...Uważasz, że to przypadek, zbieg okoliczności, nietypowy splot wydarzeń, czy może jednak przeznaczenie?

  Mikayla Jones nigdy nie przypuszczała, że bal maturalny będzie przywodził jej na myśl tak tragiczne wspomnienia. Cios zadany przez chłopaka wydawał się bolesny, ale to nic w porównaniu z tym, co miało nadejść. Gdy na jej drodze po raz pierwszy pojawił się Jake Andrews, nie sądziła, że ten niezwykle atrakcyjny chłopak odegra tak istotna rolę w jej życiu. Choć jednak dziewczyna szybko przekonuje się o jego wyjątkowości, nie czuje się gotowa, aby zaangażować się w prawdziwy związek. Czy osiemnastolatce uda się zwalczyć demony przeszłości? I czy Jake zechce na nią poczekać?

  Mikayla Jones w brutalny sposób dowiaduje się, jak szczęśliwe życie może lec w gruzach w ciągu kilku chwil. Dowiaduje się też, że w ciągu kilku chwil można spotkać człowieka, który, niespodziewanie, okazuje się ostoją, kimś, kto nadaje sens egzystencji. Lecz, czy to wystarcza, aby w pełni otworzyć przed nim serce i spróbować stworzyć wspólną przyszłość?
W wielu książkach (o ile nie w większości) Young/New Adult zazwyczaj można wyodrębnić dwie części. Pierwsza, to swego rodzaju tło (czyli wydarzenie, jakaś cecha lub trauma bohatera), które odróżnia fabuły poszczególnych opowieści. Druga zaś to podobieństwa, jakie między owymi opowieściami możemy wskazać (czyli stosowane przez autorów schematy). Z takim „kluczem” mamy do czynienia także w „Więcej niż my”. I tak, w ramach części pierwszej znajdują się dramatyczne zdarzenia, których doświadcza Mikayla. To, co wiązało się z nimi bezpośrednio oraz początek relacji nawiązującej się między osiemnastolatką a Jakiem, było całkiem interesujące. Jednakże wszystko to, co następuje później, kwalifikuje się jako jeden wielki schemat, kilkakrotnie przez autorkę powtarzany, a to już interesujące nie jest. W efekcie obserwujemy Mikaylę i Jake’a tworzących jakąś, bliżej nie określoną, więź (zachowują się jak zazdrosna o siebie para, ale niby parą nie są), w której wszystko obraca się wokół sfery seksualnej: są sami – myślą właściwie o jednym. W prawdzie autorka próbuje tu wpleść inne epizody, ale nie rzucają się one zbytnio w oczy. Choć oboje nie wiedzą, jak się „nazwać”, to głównie Kayla nie ma pojęcia, czego chce. Ma przedziwną, wręcz śmieszną mentalność. Rozumiem, musi sobie poradzić z traumą . Dziwne tylko, że od jednych decyzji ucieka, ale na inne (erotyczne) jakoś sobie pozwala. Dziwne jest również to, że, po tak wielkiej tragedii, zaskakująco szybko znikają informacje o jej żalu i smutku. Ponownie natrafiamy tu na pojedyncze wzmianki o bólu Kayli, ale nikną one na tle jej przyziemnych, nastoletnich wrażeń. Takimi postawami nie przekonuje mnie do siebie. Tak, została strasznie doświadczona przez los, zasługuje na współczucie (ogólnie rzecz biorąc, jest dobrą osobą), jednakże cała reszta w jej wykonaniu wypada mocno średnio.

  Jake Andrews jest utalentowanym basebollistą i marzeniem wielu dziewcząt. Jego marzeniem zaś, zupełnie niespodziewanie, staje się, przypadkowo poznana przed szkolnym balem, dziewczyna, która na jego oczach zostaje pozbawiona wszystkiego, co kocha. Gdy całe jej życie rozpada się na kawałki, to on jest tym, który ciągle trwa przy jej boku. Wspiera ją i zarazem coraz bardziej dopuszcza do swego serca. Wszystko wskazuje na to, że nie jest jej obojętny, lecz, czy to wystarczy do tego, aby mógł marzyć o prawdziwym związku?
Właściwie od pierwszych chwil poznajemy Jake’a z pozytywnej strony. To dobry, ambitny, taktowny młody mężczyzna, który, choć cieszy się popularnością, nie zachłystuje się nią, wręcz nie lubi związanej z nią celebryckiej otoczki. Tym, co uznałabym za jego największą zaletę jest szczera troska o Kaylę. To nic, że dopiero co ją poznał. To, co w niej zauważył oraz tragedia, która ją spotkała sprawiło, że nie mógł zachować się wobec niej obojętnie. Nie można mu niczego zarzucić...do czasu. Jako że charakterystykę jego postaci i Kayli uważam za podobną, w jego perypetiach wyróżniłabym również dwa etapy. Do pierwszego, początkowego, gdy wspiera dziewczynę, nie mam żadnych zastrzeżeń. Choć interesuje go, zachowuje to dla siebie. Ich relacja ma w sobie coś delikatnego, mimo że ich uczucia się pogłębiają. Cały ten efekt psuje jednak drugi etap. Zaczyna się typowa burza hormonów stanowiąca centralny punkt wszystkiego, co następuje w dalszej kolejności. Dodatkowo, podobnie jak u Mickayli, nie podoba mi się to, że nie określa, czym jest ich znajomość. Zakładam, że wynika to z ostrożności (nie chce, aby poczuła się przytłoczona jego uczuciami), nie jest tu też aż tak uparty jak osiemnastolatka. Choć może wydawać się to zrozumiałe, to sensowność tej postawy niweluje sfera seksualna. W tym schematycznym wydaniu, Jake już mnie nie interesuje. Konsekwencją zaś takiej kreacji jego postaci jest moja neutralna opinia o naszym bohaterze.

  Wśród bohaterów drugoplanowych na uwagę i uznanie zasługuje rodzina Jake’a, która wykazała wielkie zrozumienie dla Kayli, oferując jej bezinteresowną pomoc. Fajną grupę stanowią też jego przyjaciele, którzy od razu przyjęli dziewczynę w swoje szeregi. Z postaci drugiego planu najbardziej ciekawił mnie jednak James, były chłopak Mickayli. Zasłużył na krytykę, lecz, mimo wszystko, jego relacja względem Micky była interesująca.
Postać epizodyczna, o której nie sposób nie wspomnieć, to Megan, przyjaciółka głównej bohaterki, osoba...fatalna, po prostu fatalna.

Okładka: taka sobie.

Podsumowując: jeśli ktoś zaczyna przygodę z gatunkiem Young/New Adult, nie wykluczone, że książka przypadnie mu do gustu. Dla mnie jednak „Więcej niż my” okazało się kolejną, schematyczną powieścią, którą od niższej oceny ratuje całkiem obiecujący początek. Autorzy niekiedy zapominają, że nie trzeba tworzyć niesamowicie oryginalnej fabuły, żeby publikacja zasłużyła na uznanie. Przecież nawet prosta historia, umiejętnie poprowadzona, potrafi zachwycić. Sfera seksualna zaś może być pewnym atutem, jeśli dobrze wkomponowuje się w całość. Tutaj, niestety, została sprowadzona do monotonnie powtarzanego wątku, który ostateczne popsuł pierwsze, pozytywne wrażenie, jakie wywarła na mnie historia Kaylii i Jake’a. Tak więc...zdecydowanie bez zachwytu.

„[...] Każdego dnia jest na wyciągnięcie ręki, a jednak nie mogę jej mieć. Być obok osoby, którą się kocha, i nie móc jej kochać to męczarnia [...]”.

2 komentarze:

  1. Szkoda, że książka Cię nie zachwyciła, chociaż jako fanki Young Adult, szczególnie mnie to nie dziwi, bowiem mam wrażenie, że im więcej powieści w tym gatunku czytam, tym trudniej jest mnie oczarować, a większość historii wydaje mi się do siebie bardzo podobna. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być może druga część cyklu bardziej przypadnie mi do gustu - fabuła brzmi nieźle ;)
      I całkowicie się z Tobą zgadzam w kwestii ogólnego wrażenia o książkach z gatunku Young Adult. Też coraz rzadziej trafiam na powieści, które mają w sobie "to coś". Ciągle jednak wierzę, że jeszcze znajdę coś interesującego ;)

      Pozdrawiam,
      Ania ze Skarbca Książek

      Usuń