15.11.2022

"Zyskując nadzieję" - Lily Madeleine

 
Nowe miejsce, nowi ludzie, nowe perspektywy. Być może dzięki nim w końcu uda się jej uciec od przeżytego koszmaru.
 
  Josselin Hathaway nie sądziła, że pierwszego dnia nauki na Uniwersytecie Princeton... wpadnie pod koła motocyklu. I nie sądziła, że przyjdzie jej ponownie spotkać się z jego kierowcą, Deanem Colenem. A jednak ich drogi krzyżują się szybciej, niż przypuszczała. Jakby tego było mało, Dean przypadkiem zdobywa listę celów, które Joss planuje zrealizować. Obiecuje zachować je w sekrecie i pomóc w ich wypełnieniu, w zamian oczekując od Josselin odegrania roli jego dziewczyny przed kuratorem sądowym – wierzy bowiem, że wizerunek ustatkowanego chłopaka ułatwi mu uzyskanie opieki nad bratem. Tak rozpoczynają swój układ, który pociągnie za sobą niespodziewane konsekwencje...

  Josselin od lat stawiała czoła dramatowi, który rozgrywał się w jej życiu. Teraz, jako studentka prestiżowej uczelni, próbuje zacząć od nowa. Choć nie wszystko idzie zgodnie z planem, jej codzienność niespodziewanie ... urozmaica Dean Colen, chłopak, którego, według niektórych sugestii, powinna unikać.
Podziwiam Joss za to, że potrafi walczyć z trudnościami. Mimo poważnych problemów, zachowuje się tak, jakby jej jedynym zmartwieniem była wyłącznie nauka. Do tego doceniam jej styl bycia. To nie jest typ nieodpowiedzialnej dziewczyny, która bezkrytycznie poddaje się porywom serca. Dzięki temu jej znajomość z Daenam nie jest tak... przewidywalna. Za mały mankament uważam retoryczne pytania, które zakradały się do toku rozumowania dziewiętnastolatki – na zasadzie „dlaczego tak czuję”, „dlaczego tak robię”. Doskonale wiedziała, co było powodem jej postępowania, więc nie było nad czym się zastanawiać. No i chyba za bardzo polubiła słowo „szlag” – sądzę, że mogło pojawiać się nieco rzadziej. Poza tym jednak, Joss wzbudza pozytywne wrażenia. To przyjazna osoba.
 
  Stałe związki to zdecydowanie nie jego bajka. Dean Colen korzysta więc z uroków młodości, zyskując opinię playboya. Lecz choć dziewczyny zabiegające o jego uwagę nie są niczym nowym, nie może powiedzieć tego samego o Joss, która w tak niecodzienny sposób wkroczyła w jego życie. 
Dean to interesujący bohater. Z pewnością nie jest nieskazitelny, ma swoje wady, ale oprócz nich daje się też poznać z tej dobrej strony. Autorce idealnie udało się połączyć dwa różne oblicza dwudziestolatka, które wzajemnie się uzupełniają i w efekcie korzystanie wpływają na charakter jego postaci. Wprawdzie zmienne nastroje Deana były trochę denerwujące, ale jednocześnie wywoływały emocje. Oczywiście bardzo podobała mi się jego relacja z Joss. A jako że uwielbiam urocze określenia, za „kruszynkę” dostaje dodatkowy plus.
 
  Wśród bohaterów drugoplanowych są nowi znajomi Josselin. To bardzo fajni, sympatyczni ludzie (z małym wyjątkiem). Wszyscy są naturalni, nieprzejaskrawieni.
 
Okładka – może być.
 
Podsumowując: początkowo sądziłam, że będzie to lekka historia, ale szybko okazało się, że książka porusza poważne zagadnienia. Istotną zaletą powieści jest jednak to, że nie jest przytłaczająca. Choć bowiem z jednej strony obserwujemy problemy Joss i Deana, z drugiej przyglądamy się ich studenckiej codzienności i miłosnym rozterkom. To wyważenie wątków, interesujący bohaterowie i wciągająca fabuła sprawiły, że książka trafiła w mój gust. Jestem ciekawa dalszych perypetii głównego duetu, czekam więc na kontynuację cyklu. A „Zyskując nadzieję”, polecam.
 
„[…] – Nie sądzisz, że to przeznaczenie? W tak krótkim czasie natrafić na siebie tyle razy […]?


Na Instagramie 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz