To nie tak miało się zakończyć. Dramatyczny finał ucieczki do lasu radykalnie pogorszył jej i tak trudną sytuację...
➤
Spoilery z pierwszego tomu!
To już niemal dwa miesiące odkąd Apopi trafiła do świata elfów. Od początku nie była to łatwa przygoda. I nic nie wskazuje na to, aby stała się łatwiejsza. Mimo różnych przeciwności, dziewczyna stara się jednak odnaleźć w tej przewrotnej rzeczywistości. Doskonale wie, jaka jest jej „wartość” – jest przecież człowiekiem. Niemniej, nie traci swojej zadziorności. I właśnie ta cecha najbardziej rzuca się w oczy (jej pyskata odsłona bywała zabawna – podobnie jak niektóre przemyślenia (m.in. Akt Unasienienia)). W jej postaci podoba mi się to, że nie jest kreowana na bohaterkę. Apopi zna swoje fizyczne ograniczenia, nie jest więc tak, że raptownie dorównuje elfom czy zabójcom. Wyróżnia się jednak tym, że przeszkadza jej społeczna nierówność – dlatego bycie hegemonem nie sprawia, że czuje się lepsza.
Lecz choć polubiłam
Apopi, najistotniejszym atutem w jej perypetiach jest obecność Sheuta i Shiro. Milczący
zabójca, niejednokrotnie zirytowany postawą swojej pani oraz kapryśny, droczący
elf – bez nich ta opowieść nie byłaby tak dobra. Próbowałam określić, który
jest bardziej fascynujący, ale to niemożliwe. Obydwaj są niesamowici.
Wśród bohaterów drugoplanowych są m.in
przyjaciele Apopi – Synthia (jak zawsze sympatyczna) i Sora (na swój sposób
intrygujący).
Okładka – może być.
Podsumowując: historia Apopi nabiera coraz większego tempa. Jej przygody są
ciekawsze niż te z pierwszego tomu. Nieodłączną ich częścią jest towarzystwo
Sheuta i Shiro. Fabuła w znacznej mierze skupia się więc na znajomości
dziewczyny z zabójcą i elfem. To ogromna zaleta, podobnie jak wyraźniejsze
wyeksponowanie wątku romantycznego, który wypada bardzo autentycznie. „Kapłanka
chaosu” to udana kontynuacja cyklu. Z pewnością dostarcza nie mało emocji,
zwłaszcza przy końcowych wydarzeniach. Jestem ciekawa, jakie plany wobec
bohaterów ma Autorka. Trzymam za nich kciuki i czekam na ciąg dalszy. Polecam.
„[…] Ta jego dwojaka natura drażniła mnie, ale i – jakby nie patrzeć – przyciągała […]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz