24.11.2022

"No i znowu mamy święta" - Tracy Andreen

 
To miało być... drobne kłamstwo. Wymyślone, aby zyskać uznanie w oczach nowych znajomych. Nie pomyślała jednak o pewnych niespodziewanych konsekwencjach...
 
  Finley Brown od pół roku uczęszcza do Akademii Barrington, prestiżowej szkoły z internatem. Choć właśnie tu miała spędzić ferie, zmienia plany i wraca do domu. Niestety, na miejscu czeka ją kilka nieprzyjemnych niespodzianek. Okazuje się bowiem, że rodzice są w separacji, najlepsza przyjaciółka została dziewczyną jej byłego chłopaka, a rywalka z dawnej szkoły pracuje w pensjonacie jej babci. Co gorsza, w tym samym pensjonacie zjawia się Arthur Chakrabarti Watercress, kolega z Akademii, którego skusiły obietnice Finley o możliwości przeżycia magicznych świąt w jej rodzinnym miasteczku – Christmas. Problem w tym, że Christmas wcale nie jest takie bajkowe jak twierdziła. Rozczarowany Arthur nie przyjmuje jej wykrętów i oczekuje, że zapewni jemu i jego cioci niezapomniane Boże Narodzenie...

  Finley Brown łączyła wielkie nadzieje z Akademią Barrington, lecz nie wszystko układa się zgodnie z jej wyobrażeniami. Jak na złość, do jej szkolnych rozterek dołączają jeszcze kłopoty rodzinne i „towarzyskie”. I Arthur.
Finley przekonała się, że wystarczy sześć miesięcy, aby nagromadziła się dość przytłaczająca ilość sekretów. Niemniej, trzeba przyznać, że mimo początkowego szoku, dobrze odnajduje się w tej sytuacji. Pracuje i próbuje wymyślić atrakcje dla swojego niespodziewanego gościa. Nie mogę jej niczego zarzucić. Szesnastolatka daje się bowiem poznać jako miła i nieskomplikowana postać. Fajnie przyglądało się jej perypetiom.
 
  Dla Arthura Chakrabarti Watercressa i jego cioci, Eshy, święta mają szczególne znaczenie. Wybór urokliwego Christmas na ich wspólny wyjazd wydaje się więc idealnym pomysłem. Do czasu, kiedy przekonuje się o kłamstwie Finley. Cóż za znajome doświadczenie. Czyżby czekała go powtórka nieprzyjemnej historii z przeszłości?
O ile Finley to dosyć typowa nastolatka, nie wyróżniająca się szczególnie swoim stylem bycia, o tyle tego samego nie można powiedzieć o Arthurze. To poważny, powściągliwy i kulturalny chłopak, którego maniery i sposób wysławiania się przypominają młodzieńca z innej epoki. Jakie wywołuje wrażenie? Z jednej strony jego zachowanie jest osobliwe i sprawia, że odróżnia się od wielu innych bohaterów literackich, jednak z drugiej – jest zbyt sztywny. Mimo to kryje się w nim potencjał i w tych nielicznych chwilach, kiedy pozwolił sobie na minimalną spontaniczność, był całkiem interesujący.
 
  Bohaterowie drugoplanowi stanowią istotną część fabuły. Są tu rodzice Finley (głównie tata – Skip), jej babcia (Jo), przyjaciółka (Mia), były chłopak (Brody) i dawna rywalka (Ayisha), a także ciocia Arthura (Esha). Najciekawszy okazał się wątek z rodzicami oraz Mią i Brodym. Do gustu nie przypadł mi zaś wątek romantyczny Jo.
 
Okładka – może być.
 
Podsumowując: „No i znowu mamy święta” to lekka, przyjemna i chwilami zabawna historia. Pozwala przyjrzeć się perypetiom dość licznej grupy bohaterów, ale jej największym plusem jest znajomość Arthura i Finley. Nie należy ona do kategorii tych płomiennych, zarówno przez jej powolny rozwój jak i charakter nastolatków. Nie jest to jednak wadą i bardzo dobrze dopasowuje się do panującej, bożonarodzeniowej atmosfery. Za minus postrzegam natomiast (przede wszystkim) wyjazd do Norman. Mimo że epizod ten miał swoje uzasadnienie, popsuł dotychczasowy pozytywny efekt. Pomijając to, dobrze spędziłam czas na lekturze tej książki. Zapewne przypadnie ona do gustu wszystkim tym, którzy lubią świąteczne opowieści. A i inni mają szansę na całkiem fajną zabawę.

„[…] przekonałam się, że coraz większe zadurzenie się w osobie, z którą nie można być z całej litanii powodów, wcale nie sprawia, że to zadurzenie mija. Wprost przeciwnie […]”.
 
Na Instagramie



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz