„Góra
z górą się nie zejdzie, lecz człowiek z człowiekiem...”. Niezależnie od tego,
ilu ludzi poznaje się w trakcie swojego życia, są tacy, którzy na zawsze
pozostawią swój ślad. Jedni - swoją przyjaźnią, inni - swoją brutalnością. I
choć upłynie wiele lat, los sprawi, że zarówno radość jak i koszmar z
przeszłości odnajdą drogę do teraźniejszości.
Dziecięcą
beztroskę czteroletniej Blake przerywa rodzinna tragedia. Od tego czasu upływa
dwadzieścia jeden lat, lecz dziewczyna ciągle nie potrafi poradzić sobie z
traumą. Na szczęście ma u swego boku ludzi, którzy są dla niej wielkim
wsparciem. Wśród nich jest Cole, chłopak, dla którego bije jej serce. Choć jest
jej wielką miłością, dokonane przez nią wybory kończą ich związek. Czy jednak,
mimo obiekcji Blake, istnieje szansa na odbudowę ich miłosnej relacji? Jaki
wpływ na życie dwudziestopięciolatki będzie miała świadomość, że dawny koszmar
powrócił, a bezpieczeństwo jej i jej bliskich jest poważnie zagrożone?
Jest jedna
rzecz, której Blake boi się panicznie. To utrata ukochanych osób. Przeżyła ją
dwukrotnie. Nigdy więcej nie chce doświadczać podobnego dramatu. Choć życie
obeszło się z nią okrutnie, skrzyżowało jej los z prawdziwymi przyjaciółmi.
Mijają lata. Dziewczyna, mimo towarzyszącego jej lęku, chce iść na przód.
Studiuje prawo, stara się wyjaśnić tajemnicę dawnej tragedii. W między czasie
próbuje nawiązać znajomości z nowymi chłopcami, lecz serca nie da się okłamać.
Jest w nim bowiem wyryte tylko jedno imię: Cole. Niezależnie jednak od tego,
jak jest jej bliski, nie wyobraża sobie związku na odległość. Zmiany decyzji
nie ułatwia również fakt, że ukochany cieszy się znacznym powodzeniem wśród
kobiet.
Na historię Blake składają się dwa
wątki: rodzinna tragedia i związane z nią sekrety oraz relacja z Cole'm.
Kwestia pierwsza: trudno oceniać czyjeś przeżywanie traumy i długość trwania
tego procesu, jednak uważam, że ten motyw został trochę przerysowany (sama
bohaterka dostrzega swoje przewrażliwienie). O ile pojawienie się ponownego
zagrożenia w oczywisty sposób uzasadniało odnowienie dawnych lęków, o tyle
czas, gdy nie działo się nic złego powinien wpływać na ich wyciszenie - tu
takiej zależności zabrakło. Chwilami nie rozumiałam, dlaczego niektóre rzeczy
aż tak przerażały dwudziestopięciolatkę. W efekcie poskutkowało to stworzeniem
sztucznego „napięcia”, które w części książki w ogóle mnie nie przekonało.
Druga kwestia: znajomość z Cole'm. Zasadniczo była to normalna relacja dwójki
zakochanych osób. Biorąc jednak pod uwagę szczerość uczuć Cole'a, nie pojmuję
poglądów Blake dotyczących ich związku po wyjeździe na studia. Schemat myślenia
naszej bohaterki jest zadziwiający, bo właściwie na własne życzenie wpychała go
w ramiona innych dziewczyn. Poza tym, jej wybranek serca wypadł znacznie
bardziej autentycznie. Ona była... po prostu obecna. Kiedy więc, uwzględniając
całą charakterystykę Blake, zastanawiam się, jak określić jej postać, na myśl
przychodzi mi jedno słowo: papierowa.
Cole Murphy
trafił do rodziny zastępczej w wieku kilku lat. To, kim byli jego rodzice i z
jakiego powodu został porzucony, owiane jest tajemnicą. On sam nie ma z tego
czasu żadnych wspomnień, a wszelkie próby wyjaśnienia zagadki z przeszłości
zakończyły się fiaskiem. Pobyt w nowym domu to ten etap, kiedy w jego życiu
pojawiają się najbliższe mu osoby. To właśnie tutaj poznaje Blake. To tutaj
zaczyna się i kończy ich związek. To wydarzenie miażdży jego serce. Wyjazd na
studia, popularność wśród innych dziewczyn nie przynoszą żadnego pocieszenia.
Choć jednak jego dalsze relacje z ukochaną coraz bardziej się komplikują, Cole
nie daje za wygraną. Jak w tej sytuacji potoczą się perypetie tej pary? I czy
Cole'owi uda się odkryć tajemnicę swojego pochodzenia?
Cole to świetny chłopak. Co cechuje go
najbardziej? Ogromna wytrwałość w uczuciach względem Blake. Ta cecha sama w
sobie jest już oczywiście jego zaletą, jednak tym, co sprawia, że tak bardzo
przykuwa uwagę jest jego autentyczność. Jego mimika, słowa...aż tętnią szczerą,
przejmującą miłością. Być może ktoś uzna, że jest w jego zachowaniu trochę
przesady, przejaskrawienia. Jestem w stanie domyśleć się, czego miałby dotyczyć
ten „zarzut”, lecz dla mnie (mimo pewnych nietypowych gestów) ciągle będzie to
postawa prawdziwie zakochanego mężczyzny. Czy oznacza to, że jest postacią
nieskazitelną. Raczej nie, a to głównie przez swoje romanse po zakończonym
związku z Blake. To nie powinno mieć miejsca, niezależnie od tego, co nim
kierowało, jednakże jego urok i wspomniana autentyczność są tak duże, że nie
psuje to jego wizerunku. Na jego perypetie, oprócz sfery uczuciowej, która
stanowi ich zasadniczą część, składają się też kwestie związane z zagadkową
przeszłością, ale nie uważam ich za szczególnie interesujące. Nie były one w
stanie przebić wątku skupiającego się na jego relacji z Blake. Właśnie dzięki
niemu mogę stwierdzić, że to Cole jest moim ulubieńcem.
Postacie
drugoplanowe to przede wszystkim Aubry, wieloletni przyjaciel głównych
bohaterów oraz Aimee, przyjaciółka Blake - obydwoje sympatyczni.
Okładka: taka sobie.
Podsumowując: „Nie ma
światła w ciemności” to New Adult z wątkiem kryminalnym. Takie połączenie bywa
ciekawe, lecz, nie tym razem. Sekrety z przeszłości Cole'a i Blake oraz ich
skutki rozgrywające się w teraźniejszości są bowiem mało wciągające. Co gorsze
- autorka, decydując się na cykl, bardzo rozciągnęła ich wyjaśnienie.
Oczywiście, odrobinę zastanawiało mnie, co wydarzyło się przed laty, ale nie
wzbudziło to aż takiego mojego zainteresowania, aby nieodwołalnie skłonić mnie
do poznawania dalszych losów bohaterów, tym bardziej, że wspomniany wątek
kryminalny nadaje, już i tak mało porywającej, fabule dziwnego klimatu. W
kwestiach technicznych, nie przypadł mi do gustu podział opowieści na dwie
perspektywy czasowe: kiedyś i dzisiaj - chwilami było w tym coś chaotycznego.
Książka ma jeden, niewątpliwy atut - Cole'a (jego obecność podwyższyła moją
ocenę). Jeżeli więc kiedyś zdecydowałabym się na przeczytanie drugiego tomu, to
przede wszystkim przez wzgląd na niego. Aktualnie jednak, wolę wybrać inne historie.
„[...] Ostatecznie zranił mnie bardziej niż ja jego. Ja złamałam mu serce, ale on rozerwał moje na milion kawałków. Nawet gdybym chciała je z powrotem poskładać, nigdy nie znalazłabym wszystkich fragmentów, bo część na zawsze pozostanie przy nim [...]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz