17.12.2019

"Nie ma światła w ciemności" - Claire Contreras


„Góra z górą się nie zejdzie, lecz człowiek z człowiekiem...”. Niezależnie od tego, ilu ludzi poznaje się w trakcie swojego życia, są tacy, którzy na zawsze pozostawią swój ślad. Jedni - swoją przyjaźnią, inni - swoją brutalnością. I choć upłynie wiele lat, los sprawi, że zarówno radość jak i koszmar z przeszłości odnajdą drogę do teraźniejszości.

Dziecięcą beztroskę czteroletniej Blake przerywa rodzinna tragedia. Od tego czasu upływa dwadzieścia jeden lat, lecz dziewczyna ciągle nie potrafi poradzić sobie z traumą. Na szczęście ma u swego boku ludzi, którzy są dla niej wielkim wsparciem. Wśród nich jest Cole, chłopak, dla którego bije jej serce. Choć jest jej wielką miłością, dokonane przez nią wybory kończą ich związek. Czy jednak, mimo obiekcji Blake, istnieje szansa na odbudowę ich miłosnej relacji? Jaki wpływ na życie dwudziestopięciolatki będzie miała świadomość, że dawny koszmar powrócił, a bezpieczeństwo jej i jej bliskich jest poważnie zagrożone? 

Jest jedna rzecz, której Blake boi się panicznie. To utrata ukochanych osób. Przeżyła ją dwukrotnie. Nigdy więcej nie chce doświadczać podobnego dramatu. Choć życie obeszło się z nią okrutnie, skrzyżowało jej los z prawdziwymi przyjaciółmi. Mijają lata. Dziewczyna, mimo towarzyszącego jej lęku, chce iść na przód. Studiuje prawo, stara się wyjaśnić tajemnicę dawnej tragedii. W między czasie próbuje nawiązać znajomości z nowymi chłopcami, lecz serca nie da się okłamać. Jest w nim bowiem wyryte tylko jedno imię: Cole. Niezależnie jednak od tego, jak jest jej bliski, nie wyobraża sobie związku na odległość. Zmiany decyzji nie ułatwia również fakt, że ukochany cieszy się znacznym powodzeniem wśród kobiet. 
Na historię Blake składają się dwa wątki: rodzinna tragedia i związane z nią sekrety oraz relacja z Cole'm. Kwestia pierwsza: trudno oceniać czyjeś przeżywanie traumy i długość trwania tego procesu, jednak uważam, że ten motyw został trochę przerysowany (sama bohaterka dostrzega swoje przewrażliwienie). O ile pojawienie się ponownego zagrożenia w oczywisty sposób uzasadniało odnowienie dawnych lęków, o tyle czas, gdy nie działo się nic złego powinien wpływać na ich wyciszenie - tu takiej zależności zabrakło. Chwilami nie rozumiałam, dlaczego niektóre rzeczy aż tak przerażały dwudziestopięciolatkę. W efekcie poskutkowało to stworzeniem sztucznego „napięcia”, które w części książki w ogóle mnie nie przekonało. Druga kwestia: znajomość z Cole'm. Zasadniczo była to normalna relacja dwójki zakochanych osób. Biorąc jednak pod uwagę szczerość uczuć Cole'a, nie pojmuję poglądów Blake dotyczących ich związku po wyjeździe na studia. Schemat myślenia naszej bohaterki jest zadziwiający, bo właściwie na własne życzenie wpychała go w ramiona innych dziewczyn. Poza tym, jej wybranek serca wypadł znacznie bardziej autentycznie. Ona była... po prostu obecna. Kiedy więc, uwzględniając całą charakterystykę Blake, zastanawiam się, jak określić jej postać, na myśl przychodzi mi jedno słowo: papierowa.

Cole Murphy trafił do rodziny zastępczej w wieku kilku lat. To, kim byli jego rodzice i z jakiego powodu został porzucony, owiane jest tajemnicą. On sam nie ma z tego czasu żadnych wspomnień, a wszelkie próby wyjaśnienia zagadki z przeszłości zakończyły się fiaskiem. Pobyt w nowym domu to ten etap, kiedy w jego życiu pojawiają się najbliższe mu osoby. To właśnie tutaj poznaje Blake. To tutaj zaczyna się i kończy ich związek. To wydarzenie miażdży jego serce. Wyjazd na studia, popularność wśród innych dziewczyn nie przynoszą żadnego pocieszenia. Choć jednak jego dalsze relacje z ukochaną coraz bardziej się komplikują, Cole nie daje za wygraną. Jak w tej sytuacji potoczą się perypetie tej pary? I czy Cole'owi uda się odkryć tajemnicę swojego pochodzenia?
Cole to świetny chłopak. Co cechuje go najbardziej? Ogromna wytrwałość w uczuciach względem Blake. Ta cecha sama w sobie jest już oczywiście jego zaletą, jednak tym, co sprawia, że tak bardzo przykuwa uwagę jest jego autentyczność. Jego mimika, słowa...aż tętnią szczerą, przejmującą miłością. Być może ktoś uzna, że jest w jego zachowaniu trochę przesady, przejaskrawienia. Jestem w stanie domyśleć się, czego miałby dotyczyć ten „zarzut”, lecz dla mnie (mimo pewnych nietypowych gestów) ciągle będzie to postawa prawdziwie zakochanego mężczyzny. Czy oznacza to, że jest postacią nieskazitelną. Raczej nie, a to głównie przez swoje romanse po zakończonym związku z Blake. To nie powinno mieć miejsca, niezależnie od tego, co nim kierowało, jednakże jego urok i wspomniana autentyczność są tak duże, że nie psuje to jego wizerunku. Na jego perypetie, oprócz sfery uczuciowej, która stanowi ich zasadniczą część, składają się też kwestie związane z zagadkową przeszłością, ale nie uważam ich za szczególnie interesujące. Nie były one w stanie przebić wątku skupiającego się na jego relacji z Blake. Właśnie dzięki niemu mogę stwierdzić, że to Cole jest moim ulubieńcem.

Postacie drugoplanowe to przede wszystkim Aubry, wieloletni przyjaciel głównych bohaterów oraz Aimee, przyjaciółka Blake - obydwoje sympatyczni.

Okładka: taka sobie.

Podsumowując: „Nie ma światła w ciemności” to New Adult z wątkiem kryminalnym. Takie połączenie bywa ciekawe, lecz, nie tym razem. Sekrety z przeszłości Cole'a i Blake oraz ich skutki rozgrywające się w teraźniejszości są bowiem mało wciągające. Co gorsze - autorka, decydując się na cykl, bardzo rozciągnęła ich wyjaśnienie. Oczywiście, odrobinę zastanawiało mnie, co wydarzyło się przed laty, ale nie wzbudziło to aż takiego mojego zainteresowania, aby nieodwołalnie skłonić mnie do poznawania dalszych losów bohaterów, tym bardziej, że wspomniany wątek kryminalny nadaje, już i tak mało porywającej, fabule dziwnego klimatu. W kwestiach technicznych, nie przypadł mi do gustu podział opowieści na dwie perspektywy czasowe: kiedyś i dzisiaj - chwilami było w tym coś chaotycznego. Książka ma jeden, niewątpliwy atut - Cole'a (jego obecność podwyższyła moją ocenę). Jeżeli więc kiedyś zdecydowałabym się na przeczytanie drugiego tomu, to przede wszystkim przez wzgląd na niego. Aktualnie jednak, wolę wybrać inne historie.

„[...] Ostatecznie zranił mnie bardziej niż ja jego. Ja złamałam mu serce, ale on rozerwał moje na milion kawałków. Nawet gdybym chciała je z powrotem poskładać, nigdy nie znalazłabym wszystkich fragmentów, bo część na zawsze pozostanie przy nim [...]”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz