„[…]
Chciałam to zakończyć sama, bez Lockwooda. A teraz on też tu był i wraz z ulgą
i radością, jaką poczułam na jego widok, wrócił strach, który ciążył mi jak
balast. Wzmogły go przepowiednie z wróżącej maszyny […], a także widok miejsca
przygotowanego na pochówek […]. Ten sam strach wzbudził we mnie duch spotkany w
podziemiach, który przybrał jego wygląd i przekazał mi, że Lockwood zginie,
żeby mnie uratować […]”.
Czy Lockwood i Spółka pod osłoną nocy próbują
właśnie włamać się do grobowca Marissy Fittes? Oczywiście, co za pytanie? Po
tym, co na jej temat usłyszeli od czaszki, nie mogli pozostać bezczynni. To nie
w ich stylu. A kiedy wreszcie w podziemnej krypcie odkrywają trumnę ze zwłokami
tej najznamienitszej agentki, wiedzą jedno – muszą poznać sekrety jej wnuczki Penelope
i w końcu dowiedzieć się, co przyczyniło się do wybuchu epidemii duchów. Lecz
nie wszystkim podobają się ich ambitne plany. Ktoś obserwuje poczynania młodych
agentów i niebawem zada im okrutny cios...
Anthony, Lucy, George, Holly i Quill doskonale
wiedzą, że igrają z ogniem. Jednakże geneza Problemu jest dla nich zbyt
podejrzana, aby tak po prostu zignorowali swoje przypuszczenia. Z jednej więc
strony nie zaniedbują codziennych obowiązków i przygotowują się do walki z
duchem pięknej, bezlitosnej damy, z drugiej zaś – prowadzą śledztwo w sprawie
sekretów Marissy i Penelope Fittes. I choć spodziewali się kłopotów, aż tak
drastycznego scenariusza raczej nie brali pod uwagę.
➻ Z tak genialnymi bohaterami spędza się czas z
ogromną przyjemnością. Po raz kolejny nasze trio i ich dwójka towarzyszy nie
wybiera półśrodków. Jeżeli coś zaczynają, zrobią wszystko, aby dobrnąć do celu.
A że balansują przy tym na granicy życia i śmierci – to w ich przypadku nic
nowego. Choć już wcześniej autor zgrabnie dołączył do grupy Holly i Quilla
(obydwoje postrzegam pozytywnie), ja koncentrowałam się przede wszystkim na
Anthonym, Lucy i George’u. Ich przyjaźń, talenty, to jak się uzupełniają czyni
z nich tak wyjątkowe postacie. Bardzo ich polubiłam. Niezmiennie moim numerem
jeden pozostaje Lockwood. Charakteryzuje go wiele cech – jest przyjacielski, opanowany,
przepełniają go werwa i optymizm, niemniej słowem, które najlepiej opisuje tego
nietuzinkowe młodzieńca jest: charyzmatyczny. Rzadko natrafia się na takich
bohaterów. I na tak wybitne trio.
Równie nieczęsto spotyka się tak zadziorną
czaszkę. Duch ze słoja jak zwykle ma wiele do powiedzenia. A co dokładnie?
Sporo złośliwości, ale też kilka naprawdę istotnych informacji. Ewidentnie
odnajduje się w roli paranormalnego towarzysza i krytyka naszych agentów.
Krótko mówiąc – czaszka nie zawodzi.
Okładka – fajna. Jak poprzednie –
charakterystyczna.
Podsumowując: jaka szkoda, że to już koniec przygód Lockwooda i Spółki! To fenomenalny
cykl. Najlepszy, jaki czytałam. Finałowa część okazała się idealnym
zwieńczeniem perypetii naszych zdolnych agentów. Jak zwykle nie ma tu czasu na
nudę. Walka ze zjawami i rozwiązywanie zagadki Problemu wymagają od nich pełnej
koncentracji. Choć te kwestie stanowią centralny punkt ich poczynań, autor
znajduje odrobinę miejsca, aby nieco bardziej skupić się na przyjaźni
Anthony'ego i Lucy. Tak autentycznie ukazał ich relację, że żałuję iż nie zechciał poświęcić temu wątkowi więcej
uwagi. Chciałabym również, aby więcej było samego Lockwooda. Fakt, że to Lucy
jest narratorką, spychał go trochę na bok. Niemniej jednak jestem zachwycona
całym cyklem. Jonathan Stroud napisał fantastyczną opowieść. Wykreował
wiarygodnych, sympatycznych bohaterów, których osadził w bardzo ciekawej
fabule. Na ogromne uznanie zasługuje także to jak autor oddaje klimat
nawiedzonych miejsc (dodatkowy urok zapewnia wybór Anglii na tło akcji) oraz
pomysłowość, z jaką tworzy oblicza duchów i kolejne upiorne historie, z którymi
muszą się uporać nasi nieustraszeni detektywi. Obok tych dopracowanych w
najdrobniejszych szczegółach perypetii Anthony'ego, Lucy i George'a nie sposób
przejść obojętnie. Zarówno więc „Pusty grobowiec” jak i cztery poprzednie tomy
bardzo polecam Waszej uwadze. Są genialne!
➲ Ps. Jeżeli
polubiliście Lockwooda i Spółkę i chcecie wydłużyć czas spędzony w ich
towarzystwie, szukajcie piątego tomu z bonusem – opowiadaniem „Sztylet w
biurku” (i galerią duchów).
„[…] Lockwood miał rację, widzieliśmy w swoim życiu wystarczająco dużo rozkładających się ciał, by chcieć być jak najdalej, gdy ukazuje się ten makabryczny widok. Widok był naprawdę makabryczny. Ale nie w tym sensie, jakiego się spodziewaliśmy […]”.
Na Instagramie


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz