27.11.2025

"Lotos" - Jennifer Hartmann


„[…] Chcę poznać resztę jego historii. Na razie wiemy tylko to, co zdradził policji: przetrzymywał go pod ziemią jakiś psychol, który karmił go kłamstwami i wyprał mózg, każąc wierzyć, że jest jednym z nielicznych ocalałych po skażeniu powietrza przez bombę atomową. Surrealizm […]”.
 
  Choć od zaginięcia Olivera Lyncha minęło niemal dwadzieścia dwa lata, Sydney Oville nadal nie może pogodzić się z jego utratą. Gdy więc dowiaduje się o odnalezieniu przyjaciela z dzieciństwa, jej świat wywraca się do góry nogami. Dramat, który przeżył, odcisnął na nim piętno – w końcu przez ponad dwie dekady żył w zamknięciu. Dwudziestodziewięciolatka próbuje pomóc Oliverowi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ku jej radości, mężczyzna zaczyna robić duże postępy. Sytuacja komplikuje się, kiedy zaczynają się do siebie coraz bardziej zbliżać. I choć sercowe rozterki wprowadzają zamieszanie do ich codzienności, nie mają pojęcia, że koszmar, który niegdyś naznaczył ich życie, wcale się nie skończył.

  Czy to sen? Jej ukochany przyjaciel powrócił! Ostatnim razem, gdy się widzieli, był dzieckiem, a teraz? Jest dorosłym mężczyzną. Każda chwila spędzona w jego towarzystwie jest dla niej ukojeniem i spełnieniem marzeń. I chociaż jest szczęśliwa, jej niepokój wzbudzają emocje, które wywołuje obecność Olivera. A to coś, na co nie może sobie pozwolić.
Był przekonany, że świat, w którym kiedyś żył, nie istnieje. Dlatego właśnie przez długie lata pozostawał zamknięty w piwnicy. Teraz jest wolny, ale nie jest pewien, jak ma funkcjonować. Wszystko jest obce i nowe. I jest też Sydney. Urocza sąsiadka i przyjaciółka, która coraz częściej zaprząta jego myśli. Najwyraźniej jednak bez wzajemności, zważywszy na dystans, który próbuje zachować.

Sydney i Oliver to dwie artystyczne dusze, bardzo mocno ukształtowane przez przeszłość. Ona nie angażuje się uczuciowo, wystarczą jej krótkie, nocne przygody. On, przez bycie izolowanym, jest zagubiony i skryty. Ona, niezależnie od tego, jak uwielbia Olivera, aby go nie skrzywdzić, nie chce wykraczać poza przyjaźń. On – uprzejmy, niewinny i szczery, nie dostrzega ryzyka, którego obawia się Sydney. Każde z nich ma swój punkt widzenia. I o ile do Olivera nie mam żadnych zastrzeżeń, o tyle Syd rozumiem jedynie do pewnego momentu. Przez nią opowieść staje się monotematyczna, bo znaczna część książki skupia się na jednej myśli – „zależy mi na nim, ale nie chce go zranić”. Dużym problemem jest też dziwny sposób przedstawienia tego, jak wpłynęły na nią wydarzenia z przeszłości. I tak Oliver, który spędził niemal dwadzieścia dwa lata w piwnicy, szybciej poradził sobie z tą tragedią niż ona z tym, że jako siedmiolatka straciła swojego przyjaciela. Efekt? Mimo że Sydney jest dobrą osobą, wspomniane minusy dosyć mocno rzutują na moje postrzeganie jej postaci. Uważam więc, że byłoby lepiej, gdyby autorka bardziej wyważyła te przeżycia. Zupełnie inaczej wygląda sprawa Olivera. W jego przypadku nie ma skrajności i przesadnego powtarzania jednej postawy. Doświadczył ogromnej traumy, musi nauczyć się żyć na nowo, ale ten proces nie jest aż nadto przedłużany. Poza tym jest empatycznym człowiekiem z fajną, niekalkulowaną szczerością. Lecz pomimo tych superlatyw, zabrakło mi w nim magnetyzmu. Były pewne pojedyncze momenty, ale to za mało, abym mogła stwierdzić, że miał w sobie to coś. 
 
  Na drugim planie spotykamy m.in. Gabe’a, przyrodniego brata Olivera (całkiem fajny) i Clementine, siostrę Sydney (spontaniczna, doświadczona przez los – niemniej niektóre jej decyzje są dla mnie niezrozumiałe). Epizodycznie pojawia się również Tabitha znana z „Ocalałych serc”. Jej i Gabe’owi poświęcona jest oddzielna książka – „Gwiazdy nas poprowadzą”.
 
Okładka – może być.
 
Podsumowując: to kolejna, obok „Ocalałych serc”, powieść, w której Jennifer Hartmann porusza temat porwania oraz próbę radzenia sobie z przeżytą traumą. Tym razem jednak historia nie do końca przypadła mi do gustu. W dużej mierze wiąże się to ze wspomnianą przesadną ostrożnością  Sydney w kwestii relacji z Oliverem (jej rozterki dotyczące charakteru ich znajomości zajmują po prostu zbyt wiele miejsca). Następnie – to, że utrata przyjaciela z dzieciństwa była dramatem, nie ulega wątpliwości, ale mam mieszane uczucia względem tego, że po niespełna dwudziestu dwóch latach ma to aż taki wpływ na jej życie. Ogólnie rzecz biorąc, Sydney jako bohaterka wypada neutralne. Wolę w prawdzie Olivera, jednak nawet on, mimo wielu zalet, nie wywarł na mnie większego wrażenia. Część fabuły poświęcona jest samemu porwaniu oraz związanej z nim tajemnicy. Chociaż przedstawione zdarzenia są możliwe, i tak cały zamysł wydaje mi się trochę przekombinowany. Jakieś pozytywy? Motyw od przyjaźni do miłości, styl, wątek z szopem praczem i znaczenie tytułowego lotosu. I to tyle. Krótko mówiąc – przeciętna książka.
 

„[…] W pierwszej chwili mam ochotę wznieść kolejny mur i odgrodzić się od niej, jak od wszystkich. Tyle że Sydney ma w sobie coś – dziwną, kuszącą aurę, która skłania mnie, bym wyciągał kolejne cegiełki, jedną po drugiej, aż cały mur runie […]”.


Na Instagramie 


Gdzie kupić?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz