„[…]
Chcę poznać resztę jego historii. Na razie wiemy tylko to, co zdradził policji:
przetrzymywał go pod ziemią jakiś psychol, który karmił go kłamstwami i wyprał
mózg, każąc wierzyć, że jest jednym z nielicznych ocalałych po skażeniu
powietrza przez bombę atomową. Surrealizm […]”.
Choć od zaginięcia Olivera Lyncha minęło
niemal dwadzieścia dwa lata, Sydney Oville nadal nie może pogodzić się z jego
utratą. Gdy więc dowiaduje się o odnalezieniu przyjaciela z dzieciństwa, jej
świat wywraca się do góry nogami. Dramat, który przeżył, odcisnął na nim piętno
– w końcu przez ponad dwie dekady żył w zamknięciu. Dwudziestodziewięciolatka
próbuje pomóc Oliverowi odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Ku jej radości,
mężczyzna zaczyna robić duże postępy. Sytuacja komplikuje się, kiedy zaczynają
się do siebie coraz bardziej zbliżać. I choć sercowe rozterki wprowadzają
zamieszanie do ich codzienności, nie mają pojęcia, że koszmar, który niegdyś
naznaczył ich życie, wcale się nie skończył.
Czy to sen? Jej ukochany przyjaciel powrócił!
Ostatnim razem, gdy się widzieli, był dzieckiem, a teraz? Jest dorosłym
mężczyzną. Każda chwila spędzona w jego towarzystwie jest dla niej ukojeniem i
spełnieniem marzeń. I chociaż jest szczęśliwa, jej niepokój wzbudzają emocje,
które wywołuje obecność Olivera. A to coś, na co nie może sobie pozwolić.
Był przekonany, że świat, w którym kiedyś żył,
nie istnieje. Dlatego właśnie przez długie lata pozostawał zamknięty w piwnicy.
Teraz jest wolny, ale nie jest pewien, jak ma funkcjonować. Wszystko jest obce
i nowe. I jest też Sydney. Urocza sąsiadka i przyjaciółka, która coraz częściej
zaprząta jego myśli. Najwyraźniej jednak bez wzajemności, zważywszy na dystans,
który próbuje zachować.
➻ Sydney i Oliver to dwie artystyczne dusze,
bardzo mocno ukształtowane przez przeszłość. Ona nie angażuje się uczuciowo,
wystarczą jej krótkie, nocne przygody. On, przez bycie izolowanym, jest
zagubiony i skryty. Ona, niezależnie od tego, jak uwielbia Olivera, aby go nie
skrzywdzić, nie chce wykraczać poza przyjaźń. On – uprzejmy, niewinny i
szczery, nie dostrzega ryzyka, którego obawia się Sydney. Każde z nich ma swój
punkt widzenia. I o ile do Olivera nie mam żadnych zastrzeżeń, o tyle Syd
rozumiem jedynie do pewnego momentu. Przez nią opowieść staje się monotematyczna,
bo znaczna część książki skupia się na jednej myśli – „zależy mi na nim, ale
nie chce go zranić”. Dużym problemem jest też dziwny sposób przedstawienia
tego, jak wpłynęły na nią wydarzenia z przeszłości. I tak Oliver, który spędził
niemal dwadzieścia dwa lata w piwnicy, szybciej poradził sobie z tą tragedią
niż ona z tym, że jako siedmiolatka straciła swojego przyjaciela. Efekt? Mimo
że Sydney jest dobrą osobą, wspomniane minusy dosyć mocno rzutują na moje
postrzeganie jej postaci. Uważam więc, że byłoby lepiej, gdyby autorka bardziej
wyważyła te przeżycia. Zupełnie inaczej wygląda sprawa Olivera. W jego
przypadku nie ma skrajności i przesadnego powtarzania jednej postawy.
Doświadczył ogromnej traumy, musi nauczyć się żyć na nowo, ale ten proces nie
jest aż nadto przedłużany. Poza tym jest empatycznym człowiekiem z fajną,
niekalkulowaną szczerością. Lecz pomimo tych superlatyw, zabrakło mi w nim
magnetyzmu. Były pewne pojedyncze momenty, ale to za mało, abym mogła
stwierdzić, że miał w sobie to coś.
Na drugim planie spotykamy m.in. Gabe’a,
przyrodniego brata Olivera (całkiem fajny) i Clementine, siostrę Sydney
(spontaniczna, doświadczona przez los – niemniej niektóre jej decyzje są dla
mnie niezrozumiałe). Epizodycznie pojawia się również Tabitha znana z
„Ocalałych serc”. Jej i Gabe’owi poświęcona jest oddzielna książka – „Gwiazdy
nas poprowadzą”.
Okładka – może być.
Podsumowując: to kolejna, obok „Ocalałych serc”, powieść, w której Jennifer
Hartmann porusza temat porwania oraz próbę radzenia sobie z przeżytą traumą.
Tym razem jednak historia nie do końca przypadła mi do gustu. W dużej mierze
wiąże się to ze wspomnianą przesadną ostrożnością Sydney w kwestii relacji z Oliverem (jej
rozterki dotyczące charakteru ich znajomości zajmują po prostu zbyt wiele
miejsca). Następnie – to, że utrata przyjaciela z dzieciństwa była dramatem,
nie ulega wątpliwości, ale mam mieszane uczucia względem tego, że po niespełna
dwudziestu dwóch latach ma to aż taki wpływ na jej życie. Ogólnie rzecz biorąc,
Sydney jako bohaterka wypada neutralne. Wolę w prawdzie Olivera, jednak nawet
on, mimo wielu zalet, nie wywarł na mnie większego wrażenia. Część fabuły
poświęcona jest samemu porwaniu oraz związanej z nim tajemnicy. Chociaż
przedstawione zdarzenia są możliwe, i tak cały zamysł wydaje mi się trochę
przekombinowany. Jakieś pozytywy? Motyw od przyjaźni do miłości, styl, wątek z
szopem praczem i znaczenie tytułowego lotosu. I to tyle. Krótko mówiąc –
przeciętna książka.


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz