7.03.2020

"Rhys" - Agnieszka Siepielska


Ona o nim nie wie nic, on o niej - wszystko. Niczego nieświadoma dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że już niebawem jej szarą codzienność czeka trzęsienie ziemi. Mafijne trzęsienie ziemi.

  Viviana Thomson pracuje w salonie mody męskiej. Gdy zamówienie nowego klienta, Rhys'a Miller'a, nie zostaje należycie zrealizowane, zmuszona jest osobiście naprawić zaistniałą sytuację. To, z pozoru nieistotne, spotkanie okazuje się początkiem emocjonującej znajomości z przystojnym biznesmenem, który dokłada wszelkich starań, aby Viviana nigdy o nim nie zapomniała. Ba...już na zawsze pozostała u jego boku. Niewykonalne? Dla Rhys’a Miller’a nie ma rzeczy niewykonalnych.

  Praca, ukochana babcia i wyrodna matka – wyłącznie wokół tych trzy punktów, do niedawna, kręciło się życie Vivi. Teraz doszedł jeszcze punkt czwarty – nieziemski i nie znoszący sprzeciwu Rhys, mroczny mężczyzna, który nie tylko wstrząsnął jej zwykłym światem, ale też  podbił jej serce. Ta historia, od tysięcy podobnych, różni się jednym „szczegółem”. Wybranek Viviany jest szefem mafii. Ten niespodziewany fakt nie wyczerpuje jednak limitu niepokojących wieści. Na horyzoncie pojawia się bowiem widmo walki o władzę, co oznacza, że historia miłosna dwójki zakochanych może zakończyć się szybciej niż się zaczęła.
Nie często dziewczyna dowiaduje się, że jej ukochany jest capo di tutti i capi (mafijnym szefem wszystkich szefów). Viviana należy do grona tych...„odważnych” pań, które z tą wiadomością radzą sobie całkiem dobrze. Trochę to nietypowe (właściwie bardzo nietypowe), ale przyjmijmy, że na potrzeby książki, możliwe. W zaakceptowaniu tego odkrycia zapewne pomocna okazuje się jej zadziorna natura. Tę zadziorność uważam za zaletę, ponieważ bohaterka nie wciela się w rolę zalęknionej osóbki, która pozwala wszystkim rozstawiać się po kątach. Za plus uważam również jej miłosną więź z Rys’em, bowiem dostrzega w nim przebłyski dobra, które, do niedawna, nie miały szansy dojść do głosu. Na tym jednak kończą się pozytywy Viviany. Poza nimi nie dostrzegam w niej nic, czym mogłaby wzbudzić moją sympatię – wypada raczej nijako. Rzuca mi się natomiast w oczy coś mało przyjemnego, co przewija się przez całą opowieść. To jej humor (chwilami, sarkazm). Dziewczyna, niemal nieustannie, interpretuje wszystko, co się wokół niej dzieje, z nutą „żartu”. Nie wiem, dlaczego autorka tak kurczowo trzyma się tej „maniery”. W moim mniemaniu, nie pasuje ona zbytnio do mafijnej historii. Choć lubię poczucie humoru, w przypadku Viviany nie przypadło mi ono do gustu i w żaden sposób nie poprawiło też mojej oceny jej postaci, która pozostaje dla mnie nijaka i mało przekonywująca.

  Piekło? Horror? Koszmar? Żadne z tych słów nie jest w stanie odzwierciedlić tego, przez co przeszedł Rhys Miller. Brutalny proces, jakiemu został poddany, unicestwił w nim człowieka, a stworzył potwora, maszynkę do zabijania, niezdolną do jakichkolwiek uczuć. Niespodziewanym promykiem w przepełniającym go mroku staje się Viviana Thomson, jedyna osoba, która potrafi poruszyć jego serce. Rhys nie może tego zignorować. Nie może pozwolić odejść kobiecie, dzięki której dowiaduje się, czym jest miłość, czym jest prawdziwe życie. Obserwuje ją więc i czeka na właściwy moment. Na chwilę, gdy, w końcu, na zawsze, będzie miał u boku swoją słodką Vivianę.
Władczy, pewny siebie, opanowany, bezpośredni, nie dający drugiej szansy, czasami zaś,  gdy do głosu dochodzi wewnętrzna bestia – przerażający. Wszystkie te cechy składają się na mafijną odsłonę Rhys’a, która, choć dominująca, nie wyczerpuje w pełni jego natury, o czym sam zainteresowany (jak i jego najbliższe otoczenie) dowiaduje  się w chwili, kiedy w jego życiu pojawia się Vivi. Mimo drzemiącej w nim brutalności, swojej bezcennej wybrance okazuje wyłącznie bezgraniczną miłość i troskę. Jest przy tym zaborczy, jednak ta postawa w wykonaniu naszego bohatera, w ogóle mi nie przeszkadza. Tak, chce ją zatrzymać dla siebie, lecz, w rzeczywistości, nie robi niczego wbrew jej woli, bowiem Viviana chce tego samego (choć, raczej dla zasady, próbuje narzekać na zaistniały stan rzeczy). Co więcej, w żaden sposób jej nie poniża, nie krzywdzi, a jego uczucie objawia się ogromnym uwielbieniem ukochanej kobiety. Podoba mi się całokształt romantycznego oblicza Rhys’a będącego jego największą zaletą. Skazą jest mafijne zaangażowanie, lecz, w związku z tym, że ten temat nie jest aż nadto rozbudowany, nie przykrywa wątku miłosnego. Cóż mogę dodać? Bez trudu polubiłam tytułowego bohatera, jednakże zabrakło mu czegoś, czym mógłby zachwycić.

  Wśród bohaterów drugoplanowych mamy m.in. Xaviera (sympatyczny chłopak, nieodłączny towarzysz Rhys’a) i Helen, babcię Viviany (autorka kreuje ją na bardzo nowoczesną babcię, jak dla mnie, aż za nowoczesną. Jej przerysowana, humorystyczna postać, nie przypadła mi do gustu). Epizodycznie pojawia się również Antonio, osoba niegdyś blisko związana z Rhys’em. Mimo że nie ma o nim wielu wzmianek, jest w tym bohaterze coś interesującego. Cieszę się więc, że to jemu poświęcony będzie drugi tom cyklu. Kontynuacji „Synów zemsty” jestem bowiem ciekawa wyłącznie ze względu na tego tajemniczego mężczyznę.

Okładka – ładna, pasująca do klimatu książki.

Podsumowując: nie lubię wątków mafijnych, więc sięgnęłam po „Rhys’a” wyłącznie z myślą o wątku miłosnym. Czy było warto? Częściowo. Największym plusem w całej historii był tytułowy bohater, który, niestety, tak naprawdę, głównym raczej nie był. Wszystko dzięki typowej tendencji do stawiania w centrum wydarzeń głównej bohaterki. Tak więc, opowieść skupia się przede wszystkim na Vivianie, a Rhys, jak dla mnie, jest tylko dodatkiem – cóż, ktoś musiał z nią współtworzyć miłosny duet. Zawsze rozczarowuje mnie wspomniana tendencja, to, że autorzy nie potrafią zachować równowagi w opisywaniu perypetii pierwszoplanowych bohaterów i, niemal zawsze, koncentrują się na bohaterce. Szkoda, że Agnieszka Siepielska obrała ten sam kierunek. Gdyby wyeksponowała Rhys’a, całość mogła być znacznie ciekawsza. Tematyka mafijna, jak wspomniałam, mnie nie fascynuje. Uważam więc za korzystne to, że autorka nie rozpisuje aż nadto szczegółów z nią związanych. W efekcie książka wypada raczej średnio, a wyższą ocenę zapewnia jej wyłącznie Rhys.

 „[...] Może jeszcze tego nie zrozumiałaś, ale nie ma takiej rzeczy, która by mnie od ciebie oddzieliła. Nie ma takiego miejsca, w którym byś się schowała. Przeszukałbym wszystkie zakątki świata, sprawdził każdy kamień i przesiał piaski pustyni [...]”. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz