Długie lata
morderczego szkolenia Lary dobiegły końca. Teraz dziewczyna ma jeden cel – zemścić
się na wrogu. Nie przypuszcza jednak, że w trakcie realizacja misji, zacznie
powątpiewać w jej słuszność. W to, czy nieprzyjaciel naprawdę jest
nieprzyjacielem.
Lara Velient, księżniczka Maridriny, zgodnie z „Traktatem
piętnastu lat”, udaje się do Ithicany, aby zostać żoną obecnie panującego
króla, Aren’a Kertell’a – taki jest oficjalny powód jej osiedlenia się w „sojuszniczym”
królestwie. W rzeczywistości dziewczyna wciela się w rolę szpiega mającego
dostarczyć informacji o możliwości zdobycia ithicańskiego mostu ograniczającego
swobodę handlową, a tym samym skazującego jej rodaków na głód. Planuje więc
uwieść młodego władcę, zdobyć jego zaufanie, a następnie go zdradzić. Odkrywanie
tajemnic Ithicany początkowo napełnia ją satysfakcją. Ten stan rzeczy zaczyna
się jednak zmieniać, gdy nowa królowa bliżej poznaje swojego męża. Przekonuje
się wówczas, że, wbrew wcześniejszemu przekonaniu, nie jest bezwzględnym
potworem. Gdy do głosu dochodzi rodzące się wobec Aren’a uczucie, konieczność ukończenie
misji staje się prawdziwym koszmarem. Jak w tej sytuacji postąpi Lara? Pozostanie
lojalna mężowi, czy wybierze zdradę?
Lara, dzięki swojej intrydze, otrzymała szansę na objęcie
tronu u boku znienawidzonego króla Ithicany. Małżeństwo z Aren’em było zwieńczenie
piętnastoletniego szkolenia, które uczyniło z niej nieugiętą wojowniczkę, z
utęsknieniem czekającą na upadek wroga. Choć dwudziestolatka zdawała sobie
sprawę, że za najmniejszy błąd zapłaci życiem, liczyła na to, że odniesionym
sukcesem przekona ojca, aby podarował jej upragnioną wolność. Podejmując się
misji szpiegowskiej była gotowa na wiele. Nie była jednak gotowa na prawdę.
Prawdę o tym, jak prawym człowiekiem jest Aren i o tym, kto jest faktycznym
wrogiem Maridriny.
Szczerze powiedziawszy, nie wiem, jak mam ocenić postać
Lary. Z jednej strony, działanie na szkodę męża było zrozumiałe – zgodnie z jej
przekonaniem był przecież uosobieniem okrucieństwa i przebiegłości, tym, przez
którego cierpiał naród maridriński. Latami wpajano jej nienawiść do Ithicany,
trudno oczekiwać więc, że tak po prostu zmieni
swoje nastawienie. Z drugiej strony – choć punkt widzenia bohaterki był
oczywisty, przeszkadzała mi jej nieszczerość i kontynuowanie szpiegowania nawet
wówczas, gdy coraz bardziej przekonywała się, jaką naprawdę osobą jest Aren. Fakt,
znalazła się w potrzasku, mając do wyboru zdradę męża i jego (a teraz także
jej, jako królowej) poddanych lub zdradę swoich rodaków. To dodatkowo podkreśla
ciężar spoczywający na barkach Lary, lecz nadal, mimo przepełniającej jej
odwagi i miłości do króla, nie potrafię się do niej przekonać.
Posiadasz coś, czego zazdroszczą ci inni? Masz więc problem.
Boleśnie przekonał się o tym Aren Kertell. Należący do jego królestwa most jest
nie tylko źródłem dochodów, ale również przyczyną nieustannych ataków. Jawna agresja
nie jest jednak jedynym kłopotem. Problematyczna może okazać się również
wrogość kryjąca się za maską sojuszu. Właśnie taką ewentualność ma na względzie
ithicański król, żeniąc się z księżniczką Maridriny. Nie tylko najbliżsi
współpracownicy doradzają mu ostrożność. On sam wie, że, aby zaufać żonie, musi
przekonać się o jej lojalności. Gdy z czasem na korzyść Lary zaczyna przemawiać
jej solidarności z Ithicanami, a w sercu Aren’a zaczyna się rodzić coraz głębsze
uczucie, mężczyzna przestaje wątpić w szczerość nowej królowej. Pytanie tylko,
czy słusznie?
Aren to odpowiedzialny władca, świetny wojownik
i...troskliwy mąż. To król, który nie wyręcza się poddanymi w walce o
bezpieczeństwo królestwa, lecz osobiście staje do walki. To mężczyzna, który,
mimo podejrzliwości wobec żony, od początku okazuje jej szacunek i dba o jej
komfort. Jego szlachetność zostaje dopełniona nieco luzacką naturą, która czyni
z niego sympatycznego młodzieńca. Choć uważam Aren’a za najciekawszą postać,
nie mogę zaklasyfikować go do gronach bohaterów, których perypetie śledzi się z
zapartym tchem. To raczej typ poprawnego bohatera, takiego, któremu niczego nie
mogę zarzucić, który bez większego trudu zyskuje moją przychylność, jednak
brakuje mu czaru, dzięki któremu na długo zapadłby w moją pamięć.
Wśród bohaterów drugoplanowych nie ma nikogo, kto by się
wyróżniał. Ewentualnie można tu wspomnieć o babci Aren’a (raczej epizodycznej
postaci), inteligentnej, zrzędliwej i nie przebierającej w słowach kobiecie. Jej
bezpośredniość była zabawna.
Okładka – taka sobie, zbyt "kanciasta".
Podsumowując:
mimo że „Królestwo Mostu” cieszy się uznaniem wśród czytelników, mnie nie
zachwyciło. Raczej znudziło. Fabuła – przeciętna, bohaterowie (poza królem
Ithicany) – zwyczajni, ogólny klimat – dziwny, nieszczególny. Całość ratuje tak
naprawdę tylko Aren. Wątek romantyczny? Rozwija się stopniowo. Jest dobrze
wkomponowany w fabułę, ale wywołuje wyłącznie neutralne wrażenie. Choć powieść
zaliczana jest do gatunku fantasy, nie ma tu ani magicznych mocy, ani
nadprzyrodzonych istot. Są natomiast wykreowane przez autorkę królestwa, ale,
dla mnie, w ogóle nie tworzą fantastycznej atmosfery. W efekcie, recenzowana
publikacja okazała się książką, którą, od tak, można przeczytać, ale ominięcie
jej nie jest żadną stratą.
„[...] – Od kiedy spoczął na tobie mój wzrok, na Południowej Strażnicy, nie było nikogo poza tobą. I nawet jeśli jestem przeklętym głupcem, nigdy nie będzie nikogo poza tobą.
«Jesteś głupcem», pomyślała, gdy spadała w ciemność. A to znaczyło, że było ich dwoje [...]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz