Życie
to wielka księga wyborów - tych łatwych i tych trudnych. I tych ostatecznych,
które jednych czynią zwycięzcami, zaś drugich - przegranymi.
Jeśli Felicity myślała, że elfy (i półelfy) oraz możliwość odbywania podróży w czasie wyczerpują temat rzeczy niezwykłych - myliła się. Skąd jednak miałaby wiedzieć, że, znane dotąd z bajek, smoki również nie są fikcją? Co więcej, ona, jako wybranka, będzie musiała zdecydować, po której z tych dwóch stron stanąć: elfiej, czy smoczej? Komu finalnie pomoże Fay? Kto przetrwa ostateczne starcie, kto zaś straci życie? I w końcu: jaki sekret wiąże się z jej pochodzeniem? I czy ona i Lee naprawdę są sobie przeznaczeni?
Odnalezienie Lee i bezpieczne sprowadzenie go do domu to niewątpliwy sukces Felicity. Choć nasz duet jeden problem ma za sobą, teraz swoją uwagę będzie musiał skupić na kolejnej misji. Z tego też względu większość wspólnie spędzanego czasu upłynie im na podróżach do przeszłości i poszukiwaniu insygniów Pana, które będą mieć istotny wpływ na przebieg decydującej walki.
Perypetie Felicity z finalnego tomu
zdają się mieć dwa główne punkty: jej relację względem Lee i szukanie
insygniów. Co do pierwszej kwestii: zdawało się, że poznanie uczuć półelfa
(rozmowa w Grocie Fay) ułatwi jej podjęcie decyzji i otworzy na niego serce,
lecz wcale nie jest to takie oczywiste. Dziewczyna ciągle utrzymuje pewien
dystans, co uważam za dość dziwne i niemądre, szczególnie, że jej upartość
wpędza ją w kłopotliwe sytuacje. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że według księgi
przepowiedni ich losy są połączone, Fay będzie w końcu musiała opowiedzieć się
albo za życiem u boku Leandra, albo z dala od niego. Druga kwestia:
odnajdywanie ukrytych insygniów odbywa się podczas podróży w czasie. Te
nadprzyrodzone wędrówki są najciekawsze w tym właśnie tomie, w czym duża
zasługa Lee. Felicity natomiast niezmiennie okazuje niemałą odwagę, stawiając
czoła pojawiającym się problemom.
A cóż jeszcze
można powiedzieć o Leandrze? Właściwie, podobnie jak o Fay, wszystko, co
stanowi charakterystykę jego osobowości, opisałam już w dwóch poprzednich
recenzjach. Lee ciągle pozostaje uroczym, zabawnym półelfem, cierpliwie
czekającym na to, aż Fay odwzajemni jego uczucia. Tym razem autorka poświęciła
mu więcej uwagi, nie zmniejszając jego obecności do minimum, jak to było w
drugiej części.
Felicity i Leander to dwójka fajnych i
interesujących bohaterów, którzy na przestrzeni całego cyklu nie utracili
niczego ze swoich zalet, pozostali autentyczni i bez trudu zyskali sobie moją
sympatię
Wśród postaci
drugoplanowych jest jedna, której dalszych losów byłam ciekawa w sposób
szczególny. Chodzi o Ciaran'a. Już wcześniej go polubiłam, jednak scena z jego
przemianą pod koniec drugiego tomu oraz zainteresowanie Fay, którego można się
było u niego dopatrzeć, sprawiły, że to na niego w trzeciej części trylogii
czekałam najbardziej. I jakie są moje wrażenia? Niestety, Ciaran rzadko gości
na kartach książki, choć każde jego pojawienie się ma swój urok. Żałuję jednak,
że autorka obrała taką, a nie inną drogę, tworząc jego historię. Na dodatek, w
zakończeniu powieści, nie poświęciła mu więcej miejsca, na co bez wątpienia
zasłużył, biorąc pod uwagę jego wcześniejszy udział w fabule.
Elfem, który również pojawia się jedynie
chwilowo, ale niezaprzeczalnie ma w sobie coś interesującego, jest Eamon
(szkoda, że impuls elektryczny, który wywoływał u niego dotyk Felicity nie
został dokładniej wytłumaczony).
I na koniec słowo o matce Fay. Do tej
pory nie wzbudzała mojej sympatii, jednak pewne informacje sprawiają, że jej
dotychczasowa postawa nabiera innego, pozytywniejszego znaczenia.
Okładka - jak jej poprzedniczki, na swój
sposób, podoba mi się.
Podsumowując: tak oto
dotarliśmy do końca historii Felicity i Lee. Zapewne, czytając cykle,
spotkaliście się z tym, że poszczególne części potrafią znacząco różnic się
poziomem. Dobry początek, a dalszy ciąg słabszy, a może na odwrót? Mnie znana
jest ta pierwsza opcja, jednak nie tym razem. Trylogia „Pan” jest dobra od
początku do końca. Jej zalety to przekonywujący, ciekawi bohaterowie i fabuła
umiejętnie łącząca świat ludzki i elfi (ze smoczymi dodatkami). Wyjaśnienie
niektórych tajemnic jest wprawdzie nieco skomplikowane, ale zarazem
interesujące. Autorce udało się stworzyć oryginalną opowieść, która potrafi
zaskakiwać, bawić i smucić. Nie jest więc pustym, nudnym, oklepanym tekstem.
Cóż więc mogę jeszcze dodać? Czas spędzony z trylogią był bardzo udany. Wierzę,
że i Wam przypadnie ona do gustu. Zdecydowanie polecam.
„[...] Odkąd pojawiłaś się ty, wszystko się zmieniło. Dla mnie wszystko się zmieniło. Widzę każdy twój ruch, potrafię wyczuć twój nastrój z drugiego końca sali. Cały mój świat kręci się już tylko wokół ciebie [...]”.
Zobacz także:
"Pan. Sekretne dziedzictwo króla elfów" - S. Regnier (cykl: "Pan", t. 1)
"Pan. Mroczna przepowiednia króla elfów" - S. Regnier (cykl: "Pan", t. 2)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz