Zasady są po to, aby je łamać, a zakazany owoc smakuje najlepiej...jak
twierdzą niektórzy. To jednak, co początkowo zdaje się być słodką i niewinną
przyjemnością, z czasem i tak nabierze gorzkiego smaku. Cóż...konsekwencje
ponoszone za złamanie reguł do przyjemnych nie należą. Zasadniczo trudno myśleć
o nich pozytywnie, lecz czasem może warto stwierdzić, że faktycznie nie ma tego
złego, co by na dobre nie wyszło.
America Dusney
była przekonana, że nikt się nie dowie o jej małym grzeszku. Niestety, myliła
się. To nic, że było to jedno małe, niewinne zaklęcie. Zasady są zasadami, a
ich łamanie to prosta droga do elitarnej, magicznej szkoły im. Ursula Cennerowe’a nawracającej
błądzących czarodziejów i wampirów. Wiadomość o przymusowej przeprowadzce do
innego wymiaru i rozpoczęciu nauki w szkole nadprzyrodzonych umiejętności spada
na Americę jak grom z jasnego nieba. Choć pierwotnie nastolatka nie może
pogodzić się z wyjazdem, nowe miejsce okazuje się całkiem ciekawe, szczególnie,
gdy na jej drodze pojawia się dwóch przystojnych nadnaturalnych: czarodziej
Dorian i wampir Zander. Który z chłopców stanie się bliższy jej sercu? Jakimi
niespodziankami zaskoczy ją niezwykły świat magii?
America
Leonorre Dusney to pół czarownica, która całe swoje życie spędziła w ludzkim
świecie. Choć w ziemskim wymiarze potrafi jej doskwierać magiczne pochodzenie,
a zachowanie równowagi między dwoma naturami łatwe nie jest, to właśnie ze
światem ludzi wiąże swoją przyszłość - to tutaj ma rodzinę, to tutaj ma
przyjaciół. Już wkrótce przekona się jednak, że jej chwilowa lekkomyślność
wpłynie diametralnie na zmianę dotychczasowych planów. Informacja o przyjęciu
do szkoły im. Ursula Cennerowe’a jest jak wyrok. Choć America jest załamana, musi
stawić czoła konsekwencjom swoich czynów, niezależnie od tego, jak nieszkodliwe
według niej były. Mimo wielu znaków zapytania, niebawem przekona się, że pobyt
w szkole magii to początek nowego, niezwykłego etapu w jej życiu, w którym będą
przeplatały się ze sobą nadprzyrodzone zagadki, przyjaźń i porywy serca.
Pomijając czarodziejskie
predyspozycje, America nie różni się zbytnio od typowej nastolatki. Jest
kochliwa (ale w granicach rozsądku), uparta i zadziorna, a zarazem sprawiedliwa
– przez to stara się unikać oceniania innych po pozorach. To całkiem sympatyczna
dziewczyna, która tak naprawdę stawia swoje pierwsze kroki w świecie magii.
Zdaje sobie sprawę ze swoich ograniczeń, ale próbuje je pokonywać. Otaczający
ją nadprzyrodzony wymiar sam w sobie jest ciekawy, staje się jednak jeszcze
ciekawszy dzięki obecności Zander’a i Dorian’a. Obydwaj wyglądają niesamowicie, obydwaj są
ulubieńcami żeńskiej części szkoły, obydwaj są inteligentni. W przypadku
Zander’a pojawia się jedynie pewna komplikacja – jest wampirem, czyli,
naturalnym wrogiem czarodziejów, ale, pomijając to, zarówno on jak i Dorian wzbudzają jej zainteresowanie. Pytanie
tylko, który bardziej? Choć wątek romantyczny jest zarysowany bardzo
delikatnie, bez wątpienia ma swój urok. Biorąc zaś pod uwagę jej uczuciowe
dylematy, a także inne perypetie, należy podkreślić, że postać Americi została
wykreowana z umiarem, bez zbędnych przejaskrawień, dzięki czemu, raczej bez
większych trudności, powinna przypaść czytelnikowi do gustu.
Zander
Licavoli to dziewiętnastoletni wampir i pracownik szkoły Ursula Cennerowe’a. Jedną
z głównych cech, jaka go odznacza, jest postępowanie według zasad, czyli coś,
co dla większości uczniów jest sprawą problematyczną. Ten młodzieniec z klasą,
mimo że niewiele starszy od swoich podopiecznych, wzbudza ich respekt. Jest obowiązkowy,
charyzmatyczny i opanowany (cóż...przy pewnej osobie – może nie do końca). Choć
wampiry znane są ze swojej przebiegłości i silnego, wręcz mamiącego,
oddziaływania na innych, Zander pozostaje istotą prawą nie wykorzystującą w
niecny sposób swoich naturalnych cech.
Dorian Magelli
to syn dyrektorki szkoły i, podobnie jak Zander, obiekt westchnień rzeszy
dziewczyn. Chłopak wyróżnia się nie tylko urodą, ale i swoimi magicznymi
zdolnościami. Choć jednak ma talent, nie wywyższa się ponad innych. Pozostaje
czarującym, zabawnym i luźnym czarodziejem.
Ze względu na
to, że zarówno wspomniany wyżej wampir jak i mag ustępują w fabule miejsca
Americe, charakteryzuję ich wspólnie. Oprócz atutów wizualnych i
intelektualnych, które, jak już pisałam, cechują ich obu, jest jeszcze dwie
rzeczy, które ich łączą. Po pierwsze - ich postacie są zaprezentowane bardzo
pobieżnie. Autorka zdecydowanie bardziej koncentruje się na głównej bohaterce.
To przede wszystkim ją poznajemy, natomiast o Zander’ze i Dorian’ie zbyt wiele
nie wiemy. Przyznam, że nie uważam tego minimalizmu za zaletę. Perypetie
nastolatki są ciekawe, ale większe wyeksponowanie obu nadnaturalnych, mających w
sobie tak duży potencjał, stanowiłoby ogromny atut dla całej historii. W
związku jednak z tym, że mówimy na razie o pierwszej części tomu pierwszego,
wierzę, że w kolejnych odsłonach będzie zauważalna większa równowaga między
miejscem, jakie w fabule zajmuje America i dwaj chłopcy (lub ewentualnie, jeden
z nich, czyli ten, który okaże się bliższy jej sercu). Drugą natomiast rzeczą
łączącą naszych młodzieńców jest ich znajomość z szesnastolatką. Choć jednak zarówno
wampir jak i mag polubili nową uczennicę, ich sytuacja jest nieco odmienna.
Zander powinien trzymać się na dystans z dwóch powodów: jest wampirem, a nocnym
i magom zdecydowanie nie jest po drodze, poza tym jest pracownikiem szkoły,
więc jako opiekun również musi zachowywać właściwą relację. Dorian, co
oczywiste, takich problemów nie ma, i, mimo tłumu zachwyconych nim uczennic,
swoją uwagę kieruje właśnie ku Americe. Koleżeństwo tej trójki ma bardzo
subtelny wydźwięk. Trudno domyśleć się, jakie myśli zaprzątają (o ile w ogóle
zaprzątają) głowę Zander’a, a i Dorian delikatnie rozwija ich znajomość. Czy
jest to zaletą, czy wadą? Oczywiście, bardziej spodobałby mi się szerzej
rozbudowany wątek romantyczny, ale brak pośpiesznych, jednoznacznych wyznań ze
strony wampira i maga sprawia, że ciężko przewidzieć, jak potoczą się miłosne
perypetie tej trójki, co uznaję za plus. Największą zaś zaletą jest sposób, w
jaki Autorka wykreowała postacie Zander’a i Dorin’a. Są tak autentyczni, a do
tego mają w sobie „to coś”, że z przyjemnością poznaje się ich perypetie.
Bohaterowie
drugoplanowi to przede wszystkim przyjaciółki Americi: dwie sympatyczne
czarodziejki: Misurie (dodatkowo: bardzo rozgadana) i Dafne.
Jest jeszcze jedna postać, raczej
epizodyczna, o której muszę wspomnieć – to wampir Vincent. Ten chłopak jest
niesforny, ale, po pewnej „wyjaśniającej” rozmowie, jaką odbył z Americą, nie
sposób go nie lubić. To jeden z tych bohaterów, których chciałoby się częściej
„widzieć” w książce – cóż...Autorka po prostu umie świetnie kreować swoje
postacie.
Okładka – dosyć eteryczna, w
zasadzie, nie jest zła.
Podsumowując: gdy przeczytałam opis „Przebudzenia. Córki Wiatru”,
pomyślałam, że może okazać się ciekawą książką – już sam tytuł był
przyciągający. I wiecie co? Miałam rację! Z każdą kolejną stroną, coraz
bardziej się o tym przekonywałam! O tej publikacji można mówić tak wiele, że aż
nie wiem, od czego zacząć! W związku z tym, że minusów było nieporównywalnie
mniej niż plusów, w pierwszej kolejności wspomnę o tym, co nie przypadło mi do
gustu. Pierwsza kwestia: zbyt dużo narracji i opisów (nawet rzeczy mało
ważnych), zbyt mało dialogów. Przypuszczam, że Autorka chciała bardzo dokładnie
przedstawić naszą pół czarownicę (jej przemyślenia i obserwacje) oraz świat
bohaterów. Precyzyjność jest oczywiście bardzo istotna i niezbędna do
właściwego zrozumienia historii, lecz i tutaj należy zachować umiar. Gdy więc obydwa te elementy były tak liczne, nie mogłam powiedzieć, że tego właśnie oczekiwałam. Co
do dialogów – ich okrojona ilość była bardzo problematyczna. Czekałam na nie,
bo chciałam dowiedzieć się, co myślą (a przez to też, jacy są) inni bohaterowie
(nie tylko America). Niestety, odnoszę wrażenie, że pod względem ilościowym, dialogi przegrywają z narracją i opisami, a szkoda, bo Autorka fajnie prowadzi rozmowy swoich postaci. Druga
kwestia to coś, o czym już pisałam wyżej: za mało miejsca poświęconego
Zander’owi i Dorian’owi, a także wątkowi romantycznemu. Nadnaturalni okazali
się zbyt ciekawi, aby tak nie wiele o nich wspomnieć. Z kolei wątek miłosny
rozwija się bardzo wolno i jest bardziej naszkicowany niż tak naprawdę obecny.
W jego powolnym rozwoju można się dopatrzeć częściowo pozytywu – takie tępo
jest bardziej autentyczne niż raptowny wybuch wielkich uczuć. Ta powolność nie
rzucałaby się jednak w oczy, gdyby relacje miłosne naszej trójki zostały
później bardziej wyeksponowane. Szkoda więc, że owa subtelność została
utrzymana do samego końca. To tyle jeśli chodzi o wady. Teraz zalety.
Charie
Dale stworzyła świetną historię. Wykorzystała do niej pewne znane hasła typu:
wampiry, czarodzieje, elitarna szkoła, ona jedna – ich dwóch, ale nadała im
zupełnie inny koloryt. Nie powieliła po raz tysięczny utartych schematów, lecz
pokazała swoje własne, nowe wyobrażenie (chociażby nowa koncepcja wampira).
Ciekawie dobierała kolejne wątki, które umiejętnie łączyły się ze sobą.
Świetnie kreowała bohaterów, zarówno tych pierwszo i drugoplanowych jak i
epizodycznych. Przez to stworzyła niezwykły klimat książki (przypominający mi
nieco moje ulubione cykle: „Wybrani” Ch. Daugherty, „Piękni i martwi” Y. Woon, „Harry Potter” J.K. Rowling). Co
ważne – ma talent nie tylko do tworzenia literackiego świata, ale również
pisania o nim. Dzięki temu Jej powieść nie „brzmi” jak amatorskie opowiadanie,
lecz profesjonalna książka, która na mojej skali ocen plasuje się na granicy:
„bardzo dobra” a „niesamowita”. Od wielu miesięcy nie czytałam tak dobrej
powieści. Nie muszę chyba dodawać, że „Przebudzenie. Córka Wiatru” jest tak
wciągające, że po skończeniu pierwszej części od razu chce się sięgnąć po
drugą. Jestem bowiem bardzo ciekawa, jak potoczą się dalsze losy bohaterów i
jakie tajemnice przyjdzie im odkryć. Cóż więc mogę jeszcze dodać po takim
podsumowaniu? Tylko jedno: zdecydowanie polecam!
Ps. Kontynuacja części pierwszej
pojawi się już niebawem!
„[...]I tak samo, jak zachód słońca zwiastował nadejście mroku, tak blask jej jasnych oczu pochłonął dusze dwóch przyjezdnych, skazując ich na zagładę. Oboje, zarówno starszy, jak i młodszy, w tym samym momencie zatracili się w ich czystej, nieprzeniknionej barwie. Wystarczył jeden niewinny uśmiech, którym odważyła się ich uraczyć, gdy odchodzili. Wystarczyło jedno żarliwe, lekko zawstydzone spojrzenie, aby zrozumieli jej wyjątkowość. Wystarczyła jedna, na pozór ulotna chwila, aby przesądzić o losach całej trójki [...]”.
Jejku, dziękuję za cudowną opinię <3 Co do zbyt długich opisów, tak, wiem, że czasami za bardzo z nimi "płynę" - urok mojego stylu pisania i złośliwego duszka, który siedzi w mojej głowie i zawsze wmawia mi, że dobrze będzie dodać jeszcze jedno, czy dziesięć zdań ;) Co do wątku romantycznego - dobrze zgadłaś, przypuszczając, że rozwinie się bardziej w drugiej części (i to tak, że uznasz zapewne, że bardziej temu do romansu, niż do fantastyki, zwłaszcza że właśnie ten wątek jest poniekąd tym jednym z ważniejszych fabularnie ;)) Wątek Zandera i Doriana także się rozwinie i ich również czytelnik pozna dużo lepiej. W kolejnych tomach pojawią się nawet sceny z ich perspektywy <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Cherie Dale <3
Ach :D W takim razie, tym bardziej nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńA, jako że jestem romantyczką ;), niezależnie od tego, jak bardzo rozbudujesz wątek romantyczny, dla mnie i tak nie będzie za długi ;) :D
Pozdrawiam,
Ania ze Skarbca Książek