5.08.2019

"Pan. Mroczna przepowiednia króla elfów" - Sandra Regnier


Niewiedza i bezsilność potrafią być uciążliwe i niebezpieczne, szczególnie, gdy los niespodziewanie wrzuca cię na nieznane wody. I nie mówimy tu o typowych ludzkich przypadkach, lecz rzeczywistości, w której elfy istnieją naprawdę, a podjęcie błędnej decyzji może kosztować życie.

➤ Spoilery z pierwszego tomu!

Świat Felicity stanął na głowie. Nastolatka dopiero co usłyszała, że pojawia się w elfickiej przepowiedni, a chwilę później staje się podejrzaną o morderstwo agenta z krainy elfów. Lee wie, że takie oskarżenie może mieć fatalne skutki. Udaje się więc na misję mającą doprowadzić do wyjaśnienia zagadki. Gdy czas jego podróży dobiega końca, a chłopak nie wraca, Felicity rozpoczyna poszukiwania na własną rękę. Co stało się z Lee? Kto jest sprawcą tajemniczych morderstw?

Felicity w najśmielszych snach nie przypuszczała, że jej szara, przeciętna egzystencja nabierze takiego tempa. Nie dość, że zaczęła przykuwać uwagę najprzystojniejszych mężczyzn, to jej imię znają wszyscy w krainie elfów. Brzmi imponująco, zwłaszcza, gdy doda się do tego perspektywę zostania żoną zjawiskowego Lee. Czy jednak ona sama jest tym wszystkim zachwycona? Średnio. Oczywiście, powodzenie u płci przeciwnej to rzecz miła, ale łączenie swojej przyszłości z elfami i Avalonem to zupełnie inna sprawa. Dziewczyna woli skupić się na szkole i znajomości z Richard'em, lecz, gdy niespodziewanie znika Lee, rusza na poszukiwanie przyjaciela.
Choć w życiu Felicity nastąpiły tak diametralne zmiany, ciągle pozostaje sympatyczną i zabawną nastolatką. W prawdzie przyjaciele delikatnie zarzucają Fay, że pewne zachowania nie do końca zyskują ich aprobatę, ale ja nie uważam, żeby można było jej tak naprawdę wytknąć niewłaściwą postawę. Fakt, zainteresowanie Richarda troszkę oderwało ją od rzeczywistości i tu dopatrzyłabym się jakiegoś minusa (podobnie jak w dosyć spokojnej reakcji na zniknięcie Lee - niby zastanawiała się, gdzie jest, ale nie odczułam w tej kwestii jakiegoś jej szczególnego lęku). To natomiast, że nie pozwala sobą pomiatać jest zdecydowanym plusem. W ocenie Fay należy zwrócić uwagę na inną, ważną kwestię - świetną umiejętność odnajdywania się w trudnych sytuacjach wynikających z jej powiązania ze światem elfów. Choć właściwie wszystko jest tu dla niej nowe, a niejednokrotnie też niebezpieczne, nie wycofuje się do spokojnego, ludzkiego zacisza, lecz stara się stawiać czoło problemom. Odnajduje się podczas podróży w czasie, odważa się szukać i chronić Lee. Można więc mówić o niej jedynie w superlatywach. Co zaś do wątku romantycznego - nie jest on szczególnie rozbudowany, a jednocześnie przez jej fascynację Richard'em, a nie Lee, nie jest tak całkiem oczywisty, choć osobiście trzymam kciuki za niesfornego półelfa.

Leander FitzMor od dawna wiedział, że los jego i Felicity jest powiązany. Ich przyszły związek nie był więc dla niego niczym zaskakującym. Choć pierwotnie nie myślał o nim w charakterze romantycznej relacji, lecz pewnego układu, ten racjonalny punkt widzenia uległ poważnej zmianie. Kiedy więc Fay została oskarżona o morderstwo wiedział, że sprawą priorytetową jest wykazanie jej niewinności i zapewnienie bezpieczeństwa dziewczynie, która stała się dla niego kimś wyjątkowym.
Lee to wspaniały, uroczy chłopak, któremu bez wątpienia zależy na szczęściu Felicity. Szczerość jego uczuć, troska, całokształt jego osobowości są ujmujące. Ten niezwykły półelf jest największym atutem całego cyklu. Niestety, w drugim tomie pojawia się bardzo, bardzo rzadko. Szkoda, że Sandra Regnier aż tak radykalnie okroiła jego obecność. Po raz setny próbuję zrozumieć, dlaczego autorzy w swoich powieściach uparcie decydują się na teatr jednego aktora - czyli głównej bohaterki. Naprawdę lubię Fay, ale to Lee nadaje całej historii błysku. Mam nadzieję, że w finałowej części zostanie przedstawiony w należyty sposób, a autorka nie zaplanowała dla niego kolejnych, długich zniknięć. Postać z tak genialnym potencjałem zasługuje bowiem na jak największe wyeksponowanie.

Bohaterowie drugoplanowi to przede wszystkim Ciaran Duncan (kuzyn Lee), oczywiście niesamowicie przystojny półelf, towarzyszący Felicity podczas nieobecności Leandra (i, według mnie, na swój sposób wypełniający jego pustkę). W zależności od okoliczności potrafił ją drażnić, zapewniać rozrywkę lub przybywać z pomocą. Fajna postać, która zapewne powróci w trzecim tomie cyklu.
A oprócz niego na drugim planie ciągle są oddani przyjaciele Fay. Jest też Richard, którego poznaliśmy w pierwszym tomie (sympatyczny chłopak, którego również polubiłam, mimo pewnego małego „ale”). ). Z kolei matka Fay nie potrafi uczyć się na błędach, jak zwykle bije rekordy swoim egoizmem (pokonuje w tej kwestii chyba nawet swojego syna).

Okładka - charakterystyczna, nieco mroczna.

Podsumowując: druga część cyklu zdecydowanie mnie nie zawiodła. Mimo że rozczarowała mnie tak niewielka obecność Lee (stanowiąca największy minus) i nie zainteresowały mnie zbytnio podróże w czasie (wyłączając te do jaskiń), powieść porusza tyle wątków, że wynagradzają one w dużym stopniu to, co nie przypadło mi do gustu. Największe atuty to fajna fabuła i bohaterowie oraz przedstawiony z wyczuciem elficki świat (bez masy przytłaczających szczegółów, o czym wspominałam przy okazji pierwszego tomu). W efekcie książkę czyta się lekko i przyjemnie, a wraz z jej zakończeniem z wielkim zaciekawieniem czeka się na ciąg dalszy opowieści. Zdecydowanie polecam.

„[...] Znowu miał ten dziwny wyraz twarzy. Jakby chciał mnie pocałować.
 - [...] w twojej obecności z moim mózgiem dzieje się coś dziwnego. [...] Te myśli pojawiają się same, gdy tylko poczuję twój zapach. Kim jesteś? [...]”

Zobacz także:
"Pan. Sekretne dziedzictwo króla elfów" - S. Regnier (cykl: "Pan", t. 1)
"Pan. Ukryte insygnia króla elfów" - S. Regnier (cykl: "Pan", t. 3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz