Być panem swojego losu...to takie
oczywiste, niestety, nie dla wszystkich. Dla niektórych jest to nieosiągalny
luksus, marzenie, które spycha na margines szara rzeczywistość oraz konieczność
dostosowania się do narzuconych z góry schematów. Czy w tej sytuacji walka o
siebie jest stratą czasu? A może nigdy nie jest za późno, by powiedzieć „dość”,
wziąć los w swoje ręce i otworzyć się na coś wielkiego?
Felicity Morgan to kompletne
przeciwieństwo wdzięku i uroku. Nagminne spóźnianie się, mało zadbany wygląd i
co raz towarzyszący jej zapach alkoholu nie zapewniają uznania. Mimo tego
niezbyt zachęcającego obrazka, swoje zainteresowanie okazuje dziewczynie nowy,
niesamowicie urodziwy uczeń, Lee FitzMor. Osiemnastolatka doskonale zdaje sobie
sprawę z dzielącej ich przepaści, jednak Lee najwyraźniej nie dostrzega żadnego
problemu. Dlaczego chłopakowi tak bardzo zależy na obecności Felicity? Jaką
tajemnicę skrywa?
Felicity jest realistką. Wie jak słabą
opinią „cieszy” się w szkole, wie, że nie może pochwalić się urodą, wie, że
praca u matki w pubie jest sporym utrudnieniem i przyczyną złośliwych uwag, ale
wie też, że musi zrobić wszystko, aby, wbrew powątpiewaniom najbliższych,
ukończyć studia, a tym samym zakomunikować matce, że nie ma zamiaru przejmować
jej upadającego interesu. To najważniejszy cel, a docinki rówieśników? Poradzi
sobie, tym bardziej, kiedy ma u boku swoich przyjaciół. I, niewiarygodne...
nowego ucznia, który najwyraźniej chętnie spędza z nią czas. Cóż, tego się nie
spodziewała. Ludzkie złośliwości to dla niej normalka, ale zainteresowanie
bajecznie przystojnego chłopaka, to...zupełnie inna sprawa.
Choć Felicity jest pogardzana i
ośmieszana, nie należy do grupy milczących i przestraszonych osób. Wie, co to
sarkazm i zasadniczo wie też, jak odpowiedzieć na słowne zaczepki. To coś, czym
pozytywnie mnie zaskoczyła, bowiem nie rzadko bywa, że bohaterki jej pokroju to
cichutkie szare myszki, bojące się choć słowem zareagować na krytykę (tak więc,
plus dla niej). Kolejny pozytyw to jej postawa względem Lee. Nie zachowuje się
w jego obecności jak pusta, zafascynowana jego wyglądem dziewczynka. Zamiast
tego reprezentuje bardzo normalną postawę, uznaje oczywiście fakt, jak bardzo
jest urodziwy, ale, pamiętając o tym, że sama do najładniejszych nie należy,
utrzymuje pewien dystans. Cóż poza tym? Felicity jest ambitną i bardzo
pracowitą dziewczyną. Choć na uznanie zasługuje jej chęć pomocy matce w pubie,
uważam, że daje się jej zbytnio wykorzystywać. Skutkiem ubocznym tej „posady”
jest jej wizualne zaniedbanie i ciągłe spóźnianie się, czyli dwie kwestie,
których zupełnie nie rozumiem i które jako jedne kwalifikuję jako jej wady
(wiem, jest zmęczona, ale naprawdę nie może się uczesać? Przed przyjściem do
szkoły nie może pozbyć się zapachu alkoholu, którym przesiąkła w pracy - lepiej
słuchać docinków innych? Podobnie ze spóźnianiem - jest zmęczona, ale mieszka
obok szkoły, lepiej pospać 10 minut dłużej i narażać się na uwagi, dodatkowo,
nauczycieli?) . Co jednak najważniejsze, osiemnastolatka jest naprawdę
sympatyczna i co istotne, nie przytłacza ani swoją osobą, ani swoją historią.
Efekt - mogłam ją polubić bez większego trudu.
Leander FitzMor (Lee) to nowy uczeń
londyńskiego Horton College of Westminster - tak przynajmniej głosi oficjalna
wieść. Prawda jest zupełnie inna, ale, co oczywiste, nikt o tym nie wie. Tym
oto sposobem Lee bez trudu wciela się w rolę osiemnastolatka, któremu
nieprzeciętna uroda zapewnia popularność wśród płci przeciwnej, szczególnie
jednej z reprezentantek szkolnych gwiazd. Dziewczyna jest wprawdzie śliczna,
ale Leander, z niewiadomego dla wszystkich powodu, woli przebywać z mocno przeciętną i wyśmiewaną Felicity
Morgan. Choć jej wygląd faktycznie do przyciągających nie należy, chłopak dostrzega
jej urok. Nastolatka jest jednak względem niego obojętna, a to dla przystojnego
Lee postawa niespotykana, a zarazem problematyczna. Fakt bowiem, że Felicity
ciągle się mu wymyka, nie ułatwia mu realizacji niezwykle ważnej misji.
Lee to zabawny, miły, pomocny i
inteligentny „młodzieniec”, zjawiskowy i nonszalancki donżuan. To bohater bez
wad - ja przynajmniej żadnych się nie dopatrzyłam (można na upartego pogrozić
mu paluszkiem za znajomość ze szkolną gwiazdką, ale nie traktowałabym tego jako
wielkiej przywary, lecz jako efekt nieporozumienia i „młodzieńczej”
spontaniczności). Jest sympatyczny i uroczy, a do tego - to ciekawa cecha -
odznacza się pewną subtelnością w swojej relacji z Felicity. Chociaż wie, jakim
powodzeniem cieszy się wśród dziewczyn, nie czyni go to aroganckim. Chce się do
niej zbliżyć, ale stara się być w tej kwestii rozważny, cierpliwy, po prostu subtelny
- i to nawet wówczas, kiedy patrzy na jej fascynację innym chłopakiem. Tym oto
sposobem Lee daje się poznać jako bardzo przyjemna osoba, ktoś, kto z jednej
strony nie daje o sobie zapomnieć, a zarazem nie narzuca się ze swoją
obecnością. Naprawdę fajny bohater.
Wśród bohaterów drugoplanowych są zgrani
i lojalni przyjaciele Felicity oraz panna Stratton, złośliwa fanka Lee. I na
koniec kilka słów o rodzinie naszej bohaterki, pojawiającej się raczej
epizodycznie: matka, to osoba skupiona wyłącznie na sobie, nie wspierająca
marzeń córki, wprost przeciwnie, próbująca podciąć jej skrzydła. Jej bezmyślne
wykorzystywanie Felicity do pracy w pubie to porażka. Nie lepiej prezentuje się
jej rodzeństwo: złośliwi, puści, nie szanujący siostry - kolejna porażka.
Okładka - dosyć specyficzna i na swój
sposób tajemnicza.
Podsumowując: „Pan.
Sekretne dziedzictwo elfów”, to książka, która świat fantasy pokazuje w
subtelnym świetle, co uważam za jej atut. Baśniowa tematyka często wiąże się z
całą masą nadprzyrodzonych stworzeń i zjawisk, które niekiedy potrafią być
przytłaczające. Tu niczego takiego nie mamy. Fabuła rozgrywa się jak na razie
głównie w ludzkim wymiarze. Są tu po prostu pewne odniesienia (osoby, zdarzenia
- głównie nietypowe podróże, które po części oceniam jako: takie sobie,
neutralne i całkiem interesujące) do tego, co pozaziemskie, dzięki czemu, to,
co niezwykłe, można poznawać stopniowo. Dużym plusem - na równi z tym pierwszym,
są fajni bohaterowie, ciekawi, wyważeni (bez zbędnych skrajności). Dobrze
prezentuje się też sama historia, która jest udanym połączeniem wątku
szkolnego, romantycznego (również dosyć subtelnego) i fantastycznego. W efekcie
otrzymujemy naprawdę przyjemną książkę. Mogę więc powiedzieć tylko jedno:
polecam.
„[...] - Fay, nie. Proszę, nie - powiedział błagalnym tonem. - Jesteś ostatnią osobą na tym świecie, która powinna się mnie bać [...]”.
Zobacz także:
"Pan. Mroczna przepowiednia króla elfów" - S. Regnier (cykl: "Pan", t. 2)
"Pan. Ukryte insygnia króla elfów" - S. Regnier (cykl: "Pan", t. 3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz