Obłęd
jest jak cichy zabójca. Stopniowo i skutecznie zamęcza swoją ofiarę. Pogrąża ją
w amoku. Sprawia, że staje się niebezpieczna nie tylko dla siebie, ale i
innych, wciągając ich w swój chory świat. Krok po kroku zabija to, co normalne
w człowieku, pozostawiając w jego życiu miejsce wyłącznie na wyniszczającą go
obsesję.
➤ Spoilery z drugiego tomu
➤ Spoilery z drugiego tomu
Tego nie spodziewał się nikt. Charlie żyje. Po kilku miesiącach nieobecności wróciła na wyspę i zrobi wszystko, żeby odzyskać Davida. Jej stan psychiczny daleki jest od normalnego, a były narzeczony czuje się zobowiązany otoczyć ją swoją opieką. Ta decyzja nie wpływa dobrze na jego związek z Juli, która wkrótce usłyszy od niego zaskakującą nowinę. Podjęta przez chłopaka decyzja, lęk przed Madeleine, dręczące go wspomnienia oraz mroczna prawda o jego rodzinie sprawiają, że ponownie pogrąża się w depresji. Juli, przejęta coraz gorszym stanem Davida, postanawia znaleźć sposób na przezwyciężenie klątwy. Czy zakochani pokonają prześladującego ich ducha? Jak ostatecznie potoczą się ich losy?
Davida
załamuje świadomość, że mógł się przyczynić do śmierci Charlie. Kiedy więc ta
staje przed nim cała i zdrowa, z jednej strony kamień spada mu z serca, lecz z
drugiej, jest wściekły, że tyle czasu pozwalała się mu obwiniać za tragedię,
która stała się jej udziałem. Mimo pretensji, jakie do niej żywi, czuwa nad
bezpieczeństwem byłej narzeczonej. Nie chce ryzykować, aby ponownie stało się
jej coś złego. Przemyślenia, jakie poczynił na temat klątwy Madeleine i
przygnębiających, rodzinnych faktów sprawiają, że zbliża się do Charlie, która
bardzo szybko zaczyna mieć na niego destrukcyjny wpływ. Choć światełkiem w tunelu
jest dla Davida obecność Juli, to nawet ona nie jest w stanie ukoić jego
rozpaczy, jaka towarzyszy mu w związku z tajemniczym wspomnieniem, które
wreszcie zdołał sobie przypomnieć.
Gdybym miała określić Davida dwoma
słowami, powiedziałabym, że jest ciekawym i skomplikowanym człowiekiem. W
poprzednich recenzjach zwracałam uwagę na jego małomówność i zamykanie się w
sobie. W dwóch pierwszych tomach starałam się zrozumieć jego odizolowanie i
przymknąć na to oko, ale, spotykając się z tym samym w ostatniej części
trylogii, muszę podkreślić, że uznaję to za jego poważną wadę. Jego wycofania
jest po prostu zbyt dużo. Nie podoba mi się też jego dziwny pomysł z
opiekowaniem się Charlie. Poczucie odpowiedzialności za nią i lęk przed
ewentualną krzywdą, jaka może jej grozić, szkodzi jego związkowi z Juli, lecz
bardziej przejmuje się stanem byłej narzeczonej niż tym, co czuje jego
dziewczyna. Nie zaskarbia tym sobie mojej sympatii. Oceniając Davida muszę jednak
podkreślić, że życie go nie oszczędzało. Bardzo mu współczuję wszystkich traum,
z którymi musiał się zmagać. W pewnym momencie autorka nagromadziła ich zbyt
dużo, lecz jej zamysł zadecydował w znacznym stopniu o tym, że David nie należy
do grona szablonowych postaci.
Juli ma
kolejny problem. Jest nim powrót Charlie, która, bez względu na wszystko, chce
odzyskać ukochanego. Sytuację dodatkowo utrudnia jego nadopiekuńczość względem
byłej narzeczonej. Cóż może począć Juliane? Jedynie obserwować, bowiem jej
chłopak nie dostrzega jak kuriozalne jest jego postępowanie. Do wiadomości musi
przyjąć także inne decyzje Davida. Choć sprawia jej nimi przykrość, Juli nie
potrafi wyrzucić go z serca. Nie potrafi też obojętnie patrzeć jak ponownie
daje się pochłonąć depresji. Jest gotowa przerwać klątwę. Choć domyśla się, że
nie jest to takie łatwe, nawet przez myśl jej nie przechodzi jak wielkiej
ofiary wymaga Madeleine.
Od samego początku uważałam Juli za
fajną dziewczynę i w tym względzie nic się nie zmieniło. David ma szczęście, że
trafił na tak cierpliwą i wyrozumiałą osobę. Doceniam jej postawę względem
niego. Wielokrotnie udowodniła, że jest dla niej najważniejszy. Nie mogę jednak
zaakceptować tego, że nie potrafiła się mu sprzeciwić, kiedy zbywał ją
półsłówkami lub przejmował na siebie odpowiedzialność za życie Charlie. Nawet
jeśli zwróciła mu uwagę, za chwilę winiła się za niewłaściwe zachowanie. Mówiąc
w skrócie, popadła w przesadę. Na szczęście to właściwie jedyna skaza na jej
wizerunku. To bardzo niewiele biorąc pod uwagę cały szereg niezwykłych i
niebezpiecznych wydarzeń, którym musiała stawić czoło.
Charlie Sandhurst
to arogancka, zakłamana i egoistyczna manipulantka mająca destrukcyjny wpływ
przede wszystkim na Davida, ale także na Juli. Realizowała chory plan, nie zastanawiając
się nad wagą jego skutków. Była świetną aktorką, dlatego też obcy ludzie
uważali ją za chodzący ideał. Pod tą maską udawało się jej skrywać swoją
obsesyjną naturę, zdecydowanie nie będącą niewinnym zaburzeniem, lecz mocno
zaawansowanym obłędem. Nic dziwnego, że zwróciła uwagę na "Rebekę".
Była jej lustrzanym odbiciem, w którym jawiła się jako piękna i szalona.
O Charlie nie sposób powiedzieć coś
dobrego (może z jednym wyjątkiem, choć i do tego nie jestem przekonana). To po
prostu zepsuta i rozkapryszona dziewczyna, która nie dostrzegała różnicy między
miłością a psychicznym zadręczaniem ukochanej osoby. Jest jedną z najgorszych
postaci. Poznając jej perypetie zastanawiałam się, jakim sposobem pozostawała
poza zakładem dla obłąkanych. To jedyne miejsce, do którego pasowała. Dziwię
się, że niektórzy woleli przymykać oko na jej szaleństwo, zamiast zapewnić jej
profesjonalną opiekę psychiatryczną. Niestety, ich niedopatrzenie okazało się
poważnym błędem.
W recenzji „Serca
w kawałkach” wspominałam, że Jason Bell, ojciec Davida, zasługuje wyłącznie na
krytykę. Swoim postępowaniem, które zaobserwowałam w omawianym tomie,
udowodnił, że dobrze go oceniłam. Choć był po części ofiarą tragedii, nic nie
usprawiedliwia jego zachowania względem syna (łącznie z relacją, jaką nawiązał
z jego narzeczoną - coś okropnego!) Daleko mu było do Roberta Wagnera, ojca
Juli, który, choć oderwany od rzeczywistości, szczęście córki stawiał na
pierwszym miejscu.
Okładka podoba mi się, jest ładniejsza
od tej z "Serca w kawałkach"
Podsumowując: fabuła,
niewątpliwie interesująca, została w trzecim tomie przekombinowana. Zmęczyła
mnie małomówność Davida i zbytnie komplikowanie niektórych zagadek. Miałam
wrażenie, że autorka na siłę rozciągała historię. Miała świetny pomysł na cykl,
powinna jednak bardziej skupić się na jakości, a nie ilości tekstu. W efekcie
finał trylogii nie jest zbyt dobry, samo zaś zakończenie jest dziwne (uważam, że
nie stanowi całkowitego zamknięcia opowieści). Liczyłam na to, że "Serce z
popiołu" nadrobi pewne niedociągnięcia z poprzednich części. Niestety,
powtarzanie tych samych schematów po raz trzeci okazało się monotonne.
Zobacz także:
„[...] Charlie jakby wyczuła mój wzrok, bo niespodziewanie otworzyła oczy. Spojrzała na mnie, nie podnosząc głowy z ramienia Davida. Wiem, że to może zabrzmieć idiotycznie, lecz w chwili, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, poczułam niebezpieczeństwo, jakie z niej emanowało. Grozę wywoływał nawet sposób,w jaki się uśmiechała - pełen tryumfu i jednocześnie wyzywający. [...] Lepiej ze mną nie pogrywaj! Całe jej ciało, każde spojrzenie i każdy gest zdawały się przekazywać mi tę wiadomość. Poczułam się tak zagubiona i nieswoja, że musiałam odwrócić wzrok. Kiedy znów spojrzałam na Charlie, miała zamknięte oczy, a na jej twarzy malowało się zadowolenie. David nie miał pojęcia, co się właśnie wydarzyło [...]”.
Dobrze, że cykl się zakończył bo gdyby trwał dłużej David mógłby zostać niemową.
OdpowiedzUsuńNatomiast Charlie nie mogła być z powrotem zamknięta w zakładzie, bo NFZ obciął tam środki.
Szkoda Julii, bo mogła sobie poszukać jakiegoś Conana czy innego Tarzana i zatracić się w buszu.