25.02.2024

"Gnijące miasteczko" - Skyla Arndt

 
Wiedział, że ojciec ma wobec niego plany. Nie sądził jednak, że okażą się tak makabryczne.
 
  Rok temu zaginęła mama Wilhelminy Greene. Jako że poszukiwania nie przyniosły skutku, niektórzy uznali, że kobieta wyjechała z miasta. Takiego wyjaśnienia nie przyjmuje jej córka. Wil jest przekonana, że do zniknięcia matki przyczyniła się rodzina jej najlepszego przyjaciela – Elwooda Clarke’a. Chłopak nie podziela podejrzeń przyjaciółki. Wiary jej przypuszczeniom nie daje również policja – w końcu chodzi o Ezekiela Clarke’a, pastora cieszącego się dobrą opinią. Mimo przeciwności, Wilhelmina nie poddaje się i uparcie stara się znaleźć dowody potwierdzające winę duchownego. Niespodziewanie sojusznikiem dziewczyny staje się Elwood – nastolatek w końcu dostrzega mroczną naturę swojego ojca, który okazuje się głową sekty...

  Świat Wil Greene legł w gruzach, ale i tak chce dowiedzieć się, w jakich okolicznościach zaginęła jej matka. Nie ważne co sądzą inni – Wilhelmina wie, że rodzina Clarke’ów ma coś na sumieniu. Świadomość, że są to bliscy Elwooda, jest trudna do zaakceptowania. Jeszcze gorszy jest jednak fakt, że przyjaciel, zamiast stanąć po jej stronie, opowiedział się za niewinnością rodziców.
Perypetie Wil, która daje się poznać jako uparta i silna dziewczyna, skupiają się na prowadzonym przez nią „śledztwie” oraz współpracy z Elwoodem. Nastolatka, mimo ogromnej urazy i żalu, jakie czuje wobec dawnego przyjaciela, decyduje się na to, aby wspólnie odkryli sekrety pastora oraz kościoła „Ogród Adama”. To właśnie przyjaźń tej dwójki jest najciekawszą częścią fabuły. Ich relacja, ta z przeszłości i teraźniejszości, wypada przekonująco. Są w nią wplecione nadprzyrodzone elementy, ale je akurat traktuję dosyć neutralnie. Bardziej ciekawiło mnie, jak się na nowo porozumieją, i jak wybrną z sytuacji, która przerosła ich wyobrażenia.
 
  Podczas, gdy jego rówieśnicy zastanawiają się, na jaką imprezę pójść i jakie studia wybrać, on wie, że będzie musiał zrezygnować z marzeń i prawdziwego życia. Elwood Clarke nie musi dokonywać żadnego wyboru – ten został dokonany za niego. Może więc jedynie pogodzić się z losem i pójść w ślady ojca. I zostać kaznodzieją. Lecz kiedy w swej nieświadomości zakłada, że właśnie takie „dziedzictwo” mieli na myśli rodzice, członkowie sekty odliczają dni do wypełnienia jego... przeznaczenia. 
Elwood to przykładny syn, żyjący według zasad chłopak, miłośnik motyli i, do niedawna, najlepszy przyjaciel Wil. To skromny i kulturalny młodzieniec, który zamiast cieszyć się życiem, czuje się przytłoczony ciężarem egzystencji, jaką stworzył dla niego ojciec (choć matka lepsza nie była). Historia Elwooda rozwija się wokół dwóch tematów – wspomnianej relacji z Wil oraz roli, jaką ma odegrać w planach snutych przez sektę. Jak już zaznaczyłam – podobała mi się więź tej dwójki. Szkoda, że tak samo nie spodobał mi się wątek nadprzyrodzony. Sama tematyka, którą porusza, nie jest w prawdzie tendencyjna, ale akurat dla mnie nie była szczególnie interesująca. Przeklęty las nie robił większego wrażenia, sekrety Ogrodu Adama – podobnie. W przeznaczeniu Elwooda oburzająca była postawa rodziców, natomiast aspekt paranormalny nie wywoływał we mnie większych emocji. To ta część opowieści, która skupiła się na jego przyjaźni z Wil tak naprawdę przykuła moją uwagę. Była autentyczna, można by powiedzieć, że na swój sposób słodko-gorzka, choć tej słodyczy należałoby dopatrywać się w przeszłości, kiedy razem spędzali czas i cieszyli się swoim towarzystwem. Teraźniejszość zaś niesie ze sobą gorycz i żal, ale wspólna walka ze złem daje im okazję do ponownego przyjrzenia się utraconej więzi. Sam Elwood zaś jest osobą, którą można polubić. Jest po prostu prawym i dobrym człowiekiem.
 
  Wśród bohaterów drugoplanowych są Veronica, Lucas i Kevin – przyjaciele Wil i Elwooda. To ludzie, którzy stanowią istotny atut książki. Wszystko przez ich lojalność wobec przyjaźni. Ważną choć niestety negatywną postacią jest pastor. O nim, w odróżnieniu od jego syna, nie można powiedzieć nic pozytywnego (to samo tyczy się matki Elwooda, choć jej osoba jest mniej wyeksponowana).
 
Okładka – taka sobie. Oryginalna była ładniejsza.
 
Podsumowując: nie jestem fanką książek poruszających temat sekt, niemniej opis „Gnijącego miasteczka” był na tyle obiecujący, że zdecydowałam się sprawdzić, co takiego dla czytelników przygotowała autorka. Na pewno spotkamy tu fajnych bohaterów. Mam na myśli główny duet (i jego historię), ale także jego grupę przyjaciół – ci ujęli mnie swoim oddaniem. Jeśli lubicie bardzo subtelne wątki romantyczne, to tu taki znajdziecie. Kolejna kwestia – rozwój fabuły. Powiedziałabym, że od pewnego momentu jest dosyć szybki. Elwood poznaje prawdę i na bieg następnych zdarzeń nie trzeba za bardzo czekać. W pierwszej chwili miałam względem tego małą obiekcję, ale tylko na początku. Później było już ok. Plusem tego z pewnością jest fakt, że Skyla Arndt nie przeciąga opowieści. Zaletą jest też jej styl, który sprawia, że książkę dobrze się czyta. Największym minusem pozostała jednak ta nieszczęsna sekta. Wątek paranormalny również nie zachwyca. No i zakończenie – mogłoby być inne. Lecz, mimo tych ostatnich zastrzeżeń, powieść nie była zła. Nie męczyła, nie dłużyła się, miała kilka atutów. Wypadła więc całkiem poprawnie.
 

„[…] Prawda zaczęła mnie dobijać. Nie miałem jeszcze pełnego obrazu zdarzeń, ale to, czego do tej pory się dowiedzieliśmy, mroziło krew w żyłach […]”.
 
 Na Instagramie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz