Miała
wystrzegać się lasu – nie zrobiła tego. To, co stało się później, odcisnęło bolesne
piętno na jej życiu.
Destiny Young widzi duchy, co w oczach
rówieśników czyni z niej dziwadło. Jest pośmiewiskiem dla wszystkich, nawet dla
dawnych przyjaciół. Wyjątkiem okazuje się Nicholas Layne, nowy uczeń, który
właśnie rozpoczął naukę w jej szkole. Postawa chłopaka zaskakuje cichą i
samotną siedemnastolatkę. Niebawem Destiny przekona się, jaki jest powód jego
zachowania.
Bycie wyrzutkiem nie jest łatwe, lecz Destiny
Young nie ma innego wyjścia. Musi przetrwać. Jako że przez dziesięć lat zdołała
przywyknąć do ludzkiej niechęci, szokuje ją przyjacielskie nastawienie
Nicholasa. Najwyraźniej nie przeszkadza mu jej nadprzyrodzony talent. Pytanie
tylko, dlaczego?
Wzmianka o duchach była jedną z głównych
przyczyn, dla których sięgnęłam po tę książkę. I cóż mogę powiedzieć? Nie wiele
dzieje się w tej sferze. W całej opowieści pojawia się kilkoro zmarłych, z
którymi rozmawia bohaterka. Autorka nie tworzy jednak nowej czy rozbudowanej
wizji duchów – są to po prostu ci, którzy z jakiegoś powodu pozostali na ziemi.
I tyle. Biorąc pod uwagę bardzo subtelne zaprezentowanie tego wątku, traktuje
książkę jako powieść młodzieżową z elementami paranormalnymi. Co do Destiny –
to bardzo spokojna dziewczyna. W zasadzie za spokojna, zważywszy na to jak
pokornie znosi kolejne uszczypliwości. I do tego jej wspaniałomyślność wobec
osoby, która przez dziesięć lat zatruwała jej życie... Trochę to zbyt
wyidealizowane. Wątek romantyczny, stanowiący istotną część fabuły, również
jest spokojny. Lubię subtelność, niemniej relacja Destiny i Nicholasa, choć
sympatyczna, nie wywołała we mnie większych emocji.
Przeprowadzka i nowa szkoła nie są spełnieniem
jego marzeń. Choć Nicholas Layne nie wiąże z tym etapem szczególnych nadziei,
przepełniającą go obojętność szybko zaczyna kruszyć Destiny Young, zamknięta w
sobie dziewczyna, piętnowana za swój dar. I podczas gdy wszyscy z niej szydzą,
on jej wierzy. Czy słusznie – wkrótce się dowie.
Początkowo Nicholas przedstawiany jest jako
typ buntownika, ale osobiście nie postrzegam go w taki sposób. To przez jego
znajomość z główną bohaterką, która ukazuje go z zupełnie innej strony.
Oczywiście, zdarza mu się zapomnieć, ale przy swojej nowopoznanej towarzyszce
jest miły i troskliwy. Nicholas to dobry chłopak, którego największą zaletą
jest fakt, że, nie patrząc na opinię rówieśników, nie unika Destiny. W tej
kategorii oceniam go pozytywnie, ale jako postać romantyczna, wypada
neutralnie.
Wśród bohaterów drugoplanowych jest Lottie –
dusza dziewczynki, która od lat przyjaźni się z Destiny. Pojawia się również
trójka jej dawnych „przyjaciół”. Wszyscy zachowują się fatalnie, ale najgorsza
jest Beth. Żeby miała jeszcze jakiś sensowny powód... Jej tłumaczenie w ogóle
mnie nie przekonuje.
Okładka – śliczna.
Podsumowując: pomysł na książkę był całkiem ciekawy, styl autorki również zasługuje
na pochwałę. Niemniej, moje wyobrażenie o „Winter Flower” było trochę inne.
Zabrakło mi więc bardziej rozbudowanego wątku paranormalnego. Perypetie Destiny
i Nicholasa po pewnym czasie zaczęły być też monotonne. No i zakończenie –
rozumiem zamysł, ale taki finał nie przypadł mi do gustu. Efekt? Do fanów
powieści nie dołączę, ale być może Wy znajdziecie w niej coś dla siebie.
„[…] Destiny Young była jedną z najciekawszych osób, jakie miał okazję spotkać. Nie tylko przez fakt, że widziała duchy. Chodziło o coś znacznie więcej – o bijące od niej ciepło, wciąż żywe i mocne, pomimo wszystkiego, co ją spotkało […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz