27.12.2020

"The Sweetest Oblivion" - Danielle Lori



Ona cicha i spokojna. On irytujący i niebezpieczny. I fascynujący. Gdyby tylko okoliczności były inne...Lecz decyzja zapadła. I choć potężna siła przyciąga ich do siebie, nie mogą zapomnieć, że są dla siebie zakazani.

Elena Abelli, córka wpływowego mafiosa wie, że Nico Russo, boss Cosa Nostry, jest ostatnim mężczyzną, który powinien zaprzątać jej myśli. I nie dlatego, że jest oszustem z mnóstwem wrogów, ale dlatego, że jest jej przyszłym szwagrem. Dziewczyna szybko przekonuje się jednak, że zachowanie właściwego dystansu to trudne zadanie. Co gorsza, tej skomplikowanej sytuacji nie ułatwia też sam Nico swoją zaborczą postawą wobec Eleny.

Piękna i uśmiechnięta – oto słodka Abelli, obiekt marzeń wszystkich mężczyzn. Tak duże powodzenie napawałoby radością nie jedną kobietę, lecz nie Elenę. Przykuwanie czyjejś uwagi, bycie taką, jaką chcą widzieć ją inni, to nie styl życia, jaki wybrała – to smutny obowiązek, który musi wypełniać. Wobec wszystkich, z wyjątkiem Nicolas’a Russo. On sprawia, że nie ma ochoty udawać, zmuszać się do bycia dla niego miłą i potulną. Don Cosa Nostry drażni ją, ale co gorsza, także niesamowicie pociąga. A to poważny problem, zważywszy na to, że niebawem zostanie mężem jej siostry.
Mafijne korzenie sprawiają, że brutalny świat nie jest niczym nowym dla Eleny, ale wszechobecne w tych realiach zło nie odcisnęło piętna na jej osobowości. Z tego też względu, pozostaje ona dobrą i wrażliwą osobą. Choć jednak do charakteru bohaterki nie mam większych zastrzeżeń, jej postać wywarła na mnie obojętne wrażenie. Ani jej emocje, ani perypetie nie skrywały bowiem w sobie niczego, czym mogłaby tak naprawdę zainteresować.

Nico Russo wie jak bardzo pożądaną kobietą jest Elena Abelli. I z pewnością nie zamierza znaleźć się w gronie jej wielbicieli. Lecz cóż, łatwiej powiedzieć niż zrobić. Boss zdaje sobie sprawę, że przyszła szwagierka jest poza jego zasięgiem. Zaakceptowanie tego byłoby mądrą i oczywistą decyzją...gdyby nie to, że dwudziestojednolatka nieoczekiwanie stała się jego słabością.
Nico to, jak przystało na dona, groźny, szorstki, arogancki i pewny siebie człowiek. Do tej pory otaczające go kobiety były dla niego wyłącznie chwilą rozrywki...aż pojawiła się słodka Elena. Pomysł na jego postać jest oczywisty – niebezpieczny mafioso poznaje dziewczynę, która wywraca jego dotychczasowy świat do góry nogami. Nieskomplikowane, ale z założenia zachęcające, o ile spełniony jest jeden warunek – bohater jest interesujący i wiarygodny. Niestety, dwudziestodziewięciolatek taki nie był. Zabrakło mu charyzmy, magnetyzmu, tego czegoś, co sprawiłoby, że kłębiące się w nim uczucia odebrałabym jako autentyczne i pełne pasji. Choć miał zadatki na bycie właśnie takim bohaterem, nie rozwinęło się z nich nic szczególnego. Jego jedyną zaletą jest fakt, że okazał się ciekawszy od Eleny. Ale nic poza tym.

Wśród bohaterów drugoplanowych nie niema nikogo, kto by się wyróżniał. Można natomiast wspomnieć o epizodycznie pojawiającym się Christanie, bohaterze drugiego tomu – było w nim coś odrobinę zajmującego

Okładka – całkiem ładna.

Podsumowując: czytanie tej książki...cóż, to zdecydowanie nie był dobry wybór. Moje pierwsze spotkanie z „The Sweetest Oblivion” skończyło się szybciej niż zaczęło. Jako że jednak zainteresował mnie opis drugiego tomu, postanowiłam ponownie sięgnąć po część pierwszą. I zagwarantowałam sobie jedynie nudę. Autorka jest mistrzynią pisania w kółko o tym samym. Żeby chociaż było ciekawie...ale nie, nie było. Co my tu mamy? Nieustanne obserwowanie prowadzonej przez Elenę i Nico gry w kotka i myszkę, ciągły żar zalewający bohaterów (Elena wiodła w tej kwestii prym), nieco typowych erotycznych dialogów, a ponadto – właśnie, nic istotnego. Może gdyby skrócić tekst o połowę, to ta przegadana powieść nabrałaby jakiegoś sensowniejszego wydźwięku, jednak w sytuacji, gdzie przez ponad 450 stron czyta się tą samą treść pisaną na tysiąc różnych sposobów, lektura „The Sweetest Oblivion” to po prostu strata czasu. Tak więc, nie polecam. 


„[…] Chciałem podciąć jej skrzydła, a później je uleczyć, uzależniając kobietę od siebie. Chciałem, żeby mnie potrzebowała. To mroczne, zaborcze i niebezpieczne pragnienie towarzyszyło mi za każdym razem, gdy przecinały się nasze ścieżki […]”.

Na Instagramie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz