20.09.2020

"A Curse So Dark and Lonely" - Brigid Kemmerer


Jedna beztroska noc obróciła jego życie w piekło. Stała się początkiem końca, początkiem zniszczenia. I choć w tej makabrycznej grze ciągle tli się cień nadziei na przełamanie klątwy, choć wyzwolenie zdaje się być możliwe do osiągnięcia, zły czar kpi ze starań księcia, nieustannie wtrącając go w otchłań rozpaczy.

Miłość – to właśnie ona jest kluczem do zdjęcia ciążącego na księciu Rhen’ie przekleństwa. Gdyby tylko znalazła się dziewczyna, która szczerze by go pokochała...Wydaje się to takie łatwe...lecz to złudne mniemanie. Jak dotąd żadna nie była w stanie przywrócić mu wolności. I cóż – z pewnością nie zrobi tego Harper, najnowsza, i zarazem ostatnia, kandydatka. Jej nieufność i zaciętość przekreśla resztki nadziei księcia. Szybko okazuje się jednak, że choć nie może liczyć na jej udział w zdjęciu klątwy, jest coś, co ich łączy – chęć pomocy jego poddanym. Realizacja tego zadania niespodziewanie zbliża ich do siebie. Lecz, czy to wystarczy do przełamania czaru? Czy monstrum, które przejmuje nad księciem kontrolę, nie przekreśli rodzącego się między nimi uczucia?

Przygnębiająca, frustrująca rutyna i niekończące się wyrzuty sumienia – oto przeklęta rzeczywistość księcia Rhen’a, dziedzica tronu Emberfall. Od trzystu dwudziestu siedmiu sezonów, każdy kolejny dzień jest kopią poprzedniego, bezustannie skupiającego się na poruszeniu serca potencjalnej wyzwolicielki. I choć ciągłe fiasko jest załamujące, rozpaczą napełnia go świadomość zbrodni, które popełnił przyjmując postać bestii. Lecz mimo że nic nie naprawi ogromu tragedii i nic nie przerwie przepełniającego go poczucia winy, dzięki obecności Harper, której odwagi i temperamentu nie sposób nie dostrzec, życie Rhen’a w końcu zaczyna nabierać sensu. Kilka przypadkowych zdarzeń zapoczątkowuje wspólną walkę o los jego ludu, któremu, jak się okazuje, zagraża nie tylko jego monstrum, ale również sąsiednie królestwo.
Klątwa odmieniła księcia. Po młodzieńcu skupiającym się na własnych zachciankach, nie pozostał ślad. Jego miejsce zastąpił samotny, rozważny i rozgoryczony człowiek, który, poza próbą poradzenia sobie ze złym czarem, koncentruje się również na dobru innych ludzi. Choć wcześniej starał się ich chronić, przybycie Harper sprawiło, że jego działania stały się bardziej zaawansowane. Ukazały go jako prawdziwego, bezinteresownego dziedzica tronu. Rhen to pozytywny bohater, mimo mroku, który się w nim skrywa. Nie zgadzam się z opinią Harper, która początkowo ocenia księcia jako aroganckiego – szczerze powiedziawszy, nie wiem, dlaczego, szczególnie, że nigdy nie traktował jej z góry, nigdy jej nie obrażał. Wprost przeciwnie – szanował ją i mimo beznadziei, która go przytłaczała, był wobec niej wyrozumiały i cierpliwy. Nie mogę natomiast powiedzieć, że jego postać poruszyła mnie. Zabrakło mu niezwykłości, tego czegoś, co powinno sprawić, abym z zapartym tchem śledziła jego perypetie. Choć więc książę ma wiele zalet, nie wyniósł się ponad poziom obojętnego bohatera.

To chyba sen. Zły sen! Przecież była w Waszyngtonie, na ulicy. Jakim cudem, w mgnieniu oka, znalazła się w pałacu? Gdzie, w ogóle, jest ten pałac? I kim jest mężczyzna, który ją porwał? Chęć pomocy uprowadzanej dziewczynie – właśnie tym kierowała się Harper Lacy, atakując porywacza i, w efekcie, zajmując miejsce niedoszłej ofiary. Choć początkowo nie może uwierzyć w to, co widzi i słyszy, wkrótce przekonuje się, że świat, który nie powinien istnieć, który wydaje się być wytworem wyobraźni, jest rzeczywisty. Podobnie jak przeklęty książę, jak rola, która spoczywa na niej jako potencjalnej wyzwolicielce. I jak losy ludzi, o których bezpieczeństwo przyjdzie jej walczyć u boku następcy tronu. Następcy, który jest dla niej swoistą zagwozdką. Na początku każde jego słowo i gest są dla niej wyłącznie grą, próbą rozkochania jej w celu przełamania klątwy, jednak późniejszy obraz księcia zdaje się temu zaprzeczać. Lecz, czy to wystarczy do tego, aby wzbudzić jej miłość?
Niespodziewane przeniesienie się do fantazyjnej krainy to dla Harper prawdziwa lekcja przetrwania. Nie tylko wtedy, gdy szuka drogi powrotnej do domu, ale także później, gdy przekonując się, co grozi królestwu Rhen’a, angażuje się w misję ratowania Emberfall. Ta historia ukazuje ją jako upartą, porywczą, przenikliwą i pewną siebie dziewczynę, która potrafi walczyć o to, co dla niej ważne. Nie jest typową wojowniczką, lecz, mimo wszystko, kreowana jest na osobę z wojowniczym temperamentem – co, choć zasadniczo nie rzuca się zbyt mocno w oczy, chwilami wydaje się być nieco...szablonowe (bo przecież, jakby to wyglądało, gdyby główna postać kobieca nie miała bohaterskich zapędów?). Pomijając bowiem fakt, że perypetie Harper opierają się na wątku fantastycznym, w który można wpleść wiele nieprawdopodobnych rzeczy, trochę naciągane jest to, że dziewczyna pojawia się w obcym świecie i niemal od razu wciela się w rolę obrońcy słabych i bezbronnych. Jeśli zaś chodzi o wątek romantyczny... To, że nastolatka nie zachwyca się ślepo Rhen’em, ma w sobie pewien autentyzm – co nie oznacza, że zakochanie od pierwszego wejrzenia byłoby czymś przejaskrawionym. Uwzględniając jednak, jak wielkie znaczenie ma miłość w tej historii, ekspresowy wybuch uczuć byłby...nazbyt prosty i oczywisty. Niestety, poza owym autentyzmem, nie ma tu niczego, co wywoływałoby emocje. Cała ta miłosna opowieść jest nijaka i papierowa. Zresztą sama Harper również nie przykuwa uwagi, jest po prostu jedną z postaci – nic więcej.

Wśród bohaterów drugoplanowych szczególne miejsce zajmuje niewzruszony Grey, lojalny i oddany dowódca Straży Królewskiej, jedyny towarzysz Rhen’a. Nie mogę powiedzieć, że jego postać bardzo mnie zainteresowała, ale ma w sobie coś, co sprawia, że prezentuje się ciekawiej niż książę. No i historia jego przeszłości...Interesująca. Istotne miejsce w fabule należy również do pięknej i bezdusznej Lilith, czarownicy będącej sprawczynią koszmaru księcia, która zdecydowanie plasuje się w gronie negatywnych bohaterów.

Okładka – bardzo ładna.

Podsumowując: cóż...to była dosyć męcząca lektura. Lubię „Piękną i Bestię”, więc chętnie sięgnęłam po tę książkę. Niestety – to nie to, czego oczekiwałam. O ile sam pomysł z dwoma równoległymi światami (Waszyngton i Emberfall) był fajny, o tyle (tu pierwszy minus) skoncentrowanie fabuły na obronie królestwa (i to obronie opartej na nieistniejącej krainie Disi – cały ten koncept jest, jak dla mnie, niepoważny) okazało się nudne. Drugi minus – przeciąganie historii. Przez 350 stron nie działo się nic ciekawego. Sytuacja zmienia się dopiero na 150 stron przed zakończeniem (i właśnie dzięki temu rozwojowi zdarzeń, książka otrzymała wyższą ocenę). Sądzę, że gdyby autorka skróciła tekst o jakieś 200 stron, powieść tylko by na tym zyskała. Trzeci minus – nijacy bohaterowie. Słaba historia to problem, ale znacznie gorzej jest, gdy tworzące ją postacie są bez wyrazu i nie wzbudzają żadnych emocji. Tak jak wyżej wspomniałam – wyłącznie Grey delikatnie wyróżnia się na tym nijakim tle, ale to nadal zbyt mało. No i czwarty minus – wątek romantyczny. Wydawało mi się, że skoro kluczem do przełamania klątwy jest miłość, to właśnie historia miłosna powinna odgrywać tu pierwszoplanową rolę. Jak dla mnie jednak, plan ochrony królestwa zepchnął ją na boczny tor. Cóż z tego, że autorka ciągle poruszała tę tematykę, skoro jej treść w ogóle nie przekonywała. Jako że neutralność, nijakość i nuda bardzo dominują w „A Curse So Dark and Lonely”, nie jestem pewna, czy będę śledziła dalsze perypetie bohaterów. Jeżeli się na to zdecyduję – to tylko z względu na zakończenie. Ogólnie więc – bez zachwytu.  

„[...] Harper to moja ostatnia szansa na przetrwanie. Tym razem gra toczy się o bardzo wysoką stawkę [...]”.

 

Na Instagramie 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz