Czy możliwym jest, że
to, w co do tej pory wierzyła, nie jest prawdą? Oczywistą zasadą było stronienie
od czarowników, a tym bardziej demonów. Podważenie tej reguły nigdy nie
wchodziło w grę – tego była pewna... do chwili, w której przyszło jej stawić
czoła nieprzyjacielowi, z czarownikiem i demonem u swego boku.
Wychowanka Wielkiej Biblioteki w
Summershall, Elisabeth Scrivener, zostaje oskarżona o zdradę i morderstwo. Jej
dalsze losy zależą teraz od czarodziejskiego Magisterium. Niespodziewany
incydent, w trakcie którego Elisabeth, razem z towarzyszącym jej czarownikiem,
Nathaniel’em Thorn’em, podejmuje się walki z demonami, przyczynia się jednak do
wycofania oskarżenia. Niestety, spokój nastolatki nie trwa długo. Dowiaduje się
bowiem, że padła ofiarą pułapki, a ten, kto dokonał sabotażu w Summershal,
planuje kolejne ataki na Wielkie Biblioteki. Jaki cel przyświeca sabotażyście?
Czy Elisabeth, Nathaniel’owi i usługującemu mu Silas’owi, uda się pokonać
nieprzyjaciela?
Biblioteka to miejsce niezmiernie
bliskie sercu Elisabeth. Tu się wychowała, tu jest jej dom i tu chce pozostać,
pełniąc rolę strażniczki grymuarów, magicznych ksiąg przechowywanych i pilnie
strzeżonych w Wielkich Bibliotekach. Posądzenie o zdradę niszczy jej dotychczasowe
marzenia, lecz zarazem pozwala poznać nieznany dotąd świat. Jako przyszła
strażniczka zobowiązana była chronić ludzi przed demonami i unikać
posługujących się demoniczną siłą czarowników. Jedni i drudzy przerażali ją,
byli dla niej wcieleniem zła. Czas spędzony w towarzystwie przystojnego Nathaniel’a
i opiekującego się nim Silas’a sprawia jednak, że trudno pozostać jej wierną
wcześniejszym przekonaniom.
Elisabeth to rozsądna i odważna dziewczyna, która, nawet w
trudnych sytuacjach, potrafi zachować trzeźwość umysłu. Choć w pierwszej chwili
styczność z tym, co nowe (czarownik i demon) wzbudza w niej nieufność i
podejrzliwość, umie wyzbyć się uprzedzeń. W efekcie, nie odgradza się od tej
nowości, lecz staje się jej częścią, zaprzyjaźniając się z Nathan’ielem i
Silas’em. Perypetie tej trójki koncentrują się przede wszystkim na
zdemaskowaniu sabotażysty i udaremnieniu jego potwornego planu. To jednak nie
wszystko, bowiem w tle obserwujemy również rozwój wątku romantycznego między
Elisabeth i Nathan’ielem. Jest on zarysowany bardzo delikatnie (osobiście nie
miałabym nic przeciwko, a wręcz wolałabym, gdyby było go więcej) i zarazem
bardzo udanie. Podobnie, jak udanie wykreowana została postać głównej
bohaterki.
Nathaniel Thorn to czarownik
pochodzący z zasłużonego rodu (stąd posiadany przez niego tytuł magistra)
„specjalizującego” się w nekromancji. Choć ze względu na swoją pozycję cieszy
się dużym uznaniem, nie zachwyca się otaczającą go popularnością. Zamiast niej,
wybiera życie samotnika dźwigającego na barkach ciężar dramatycznej przeszłości,
w którym towarzyszy mu oddany sługa, Silas. Osiemnastolatek nie nastawia się na
zmianę szarej codzienności. Z pewnością nie „posądza” o to wyprawy po oskarżoną
o morderstwo bibliotekarkę, Elisabeth Scrivener, którą ma jedynie sprowadzić na
przesłuchanie – przecież po wypełnieniu zadania ich drogi rozejdą się na
zawsze. Teoretycznie. W rzeczywistości jednak, niedoszła strażniczka wprowadzi
„nieco” zamieszania w jego dotychczasową egzystencję. W jego serce, także.
Zabawny i uroczo sarkastyczny, opanowany, z pozoru beztroski
i obojętny, dobry i samotny – taki jest Nathaniel, dziedzic znamienitego rodu
Thorn’ów, ostatni żyjący potomek. Smutek, poczucie humoru, wielka przyjaźń,
rodząca się miłość – wszystkie te aspekty życia młodego magistra idealnie się
uzupełniają, a co najważniejsze, są tak wyważone, że nie sposób dopatrzeć się w
nich męczących skrajności. Nie ma niczego, co mogłabym uznać za wadę Nathaniel’a.
Nie jest to jednak efekt sztucznego wyidealizowania jego postaci przez autorkę,
ale zasługa takiego doboru cech, dzięki którym z przyjemnością przyglądałam się
temu sympatycznemu osiemnastolatkowi.
Wśród bohaterów drugoplanowych
prym wiedzie Silas. Ten młody mężczyzna o pięknej twarzy łączy w sobie
pewne...skrajności. Z jednej strony jest niezwykle kulturalny i uprzejmy, w
pełni oddany Nathaniel’owi, lecz z drugiej – dosyć nieprzewidywalny. Choć to życzliwe
oblicze jest ujmujące, uwagę przykuwa jego szczerość. Silas nie usprawiedliwia
swojej „nieprzewidywalności”. Przypomina, że pozytywna postawa nie zmienia jego
innych, mało przyjemnych cech. Mimo tych przestróg, nie sposób zapomnieć o
opiekuńczości i przyjaźni młodzieńca. Jedyne co można zrobić, to czekać do
końca historii, aby przekonać się, kim okaże się naprawdę. Ja – polubiłam go
bardzo, niezależnie od jego...inności.
Okładka – całkiem niezła.
Podsumowując:
biblioteki przechowujące magiczne (żywe) księgi, czarownicy, demony, niedoszła
strażniczka o nietypowych, jak na człowieka, zdolnościach oraz walka o obronę
świata przed zniszczeniem – tak, w skrócie, prezentują się główne elementy
fabuły „Magii cierni”. Margaret Rogerson udało się połączyć je w całkiem dobrą
opowieść, która wcale nie jest kolejną, utartą historią (sam pomysł z
bibliotekami – nieszablonowy), mimo obecności znanych fantastycznych postaci
(czarownik, demon), czy motywów (walka dobra ze złem). Choć fabuła nie jest
nudna, za największą zaletę książki uważam bohaterów – Nathaniel’a i Silas’a.
Ta dwójka bez trudu potrafiła wzbudzić moje zainteresowanie i to właśnie ich
perypetie ciekawiły mnie najbardziej. A zastrzeżenia? Mam dwa. Pierwsze,
niewielkie – finalna bitwa mogła być
nieco krótsza. Drugie, bardzo istotne – ogromne niedopowiedzenie w końcowej
scenie. W zasadzie, można domyśleć się, co nastąpiło dalej, ale takie
„dopowiadanie” mnie nie satysfakcjonuje. Bardzo żałuję, że autorka nie
zechciała wprost napisać, jak potoczyły się dalsze perypetie bohaterów. Nie
zmienia to jednak faktu, że książka jest warta uwagi – tak więc, polecam.
„[...] – Ostatni miesiąc był najszczęśliwszym okresem mojego życia, odkąd skończyłem dwanaście lat, pomijając może biesy, picie krwi i groźbę demonicznej apokalipsy. Chyba...chyba po części byłem już martwy, zanim się zjawiłaś [...]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz