Dla wielu ludzi śmierć to definitywny
koniec, to moment, po którym niczego już nie ma. To jedna wielka nicość. Wielu
innych uważa jednak, że jest ona wyłącznie zakończeniem jednego etapu i
rozpoczęciem kolejnego, przejściem z życia ziemskiego do duchowego. Jest po
prostu przebudzeniem w innym świecie.
Nastoletnia
Dylan ginie w wypadku. Po swojej śmierci trafia do miejsca, w którym poznaje
tajemniczego Tristana. Jak się wkrótce dowiaduje, chłopak jest jej
przewoźnikiem, który zobowiązany jest bezpiecznie przeprowadzić ją przez
pustkowie do krainy zmarłych. Podróż, będąca trudną przeprawą, w której na
duszę Dylan czyhają zjawy, okazuje się zarazem początkiem nietypowej i
niezwykłej relacji z przystojnym przewoźnikiem. Choć jednak stają się sobie
coraz bliżsi, ich uczucia nie mają żadnej przyszłości. Tristan może bowiem
towarzyszyć nastolatce wyłącznie na pustkowiu, dalej ich drogi muszą się
rozejść. Czy więc koniec podróży okaże się zarazem końcem ich znajomości?
Choć życie
Dylan nie należało do najszczęśliwszych, dziewczyna z pewnością nie przypuszczała,
że tak szybko dobiegnie końca. O ile jednak brutalna rzeczywistość wielu by
załamała, o tyle nastolatka nie tylko całkiem nieźle odnalazła się w nowym
świecie, ale spotkała w nim również swoją bratnią duszę. To niezwykły fakt,
lecz pożegnanie tej dwójki jest nieuniknione.
Dylan dała się poznać jako spokojna i
dojrzała osoba (zważywszy na sytuację, w jakiej się znalazła). Nie tylko nie
użalała się nad sobą, ale potrafiła docenić swojego przewoźnika, czym
zaskarbiła sobie jego uwagę. Choć zasłużyła tym na uznanie, jej perypetie
okazały się niezbyt interesujące. Podróż przez pustkowie była monotonna i
nudna, a i zainteresowanie Tristanem nie prezentowało się o wiele lepiej - było
mało przekonywujące i bezbarwne. W efekcie, jej postać wypadła nijako - ot,
kolejna, papierowa bohaterka.
To miała być
dla niego kolejna misja - nic nowego, nic ciekawego. Po prostu, nużąca
rzeczywistość, tak dobrze mu znana od wielu, wielu lat. A jednak tym razem coś
się zmieniło. Nastolatka, którą miał eskortować przez pustkowie, okazała się
tak inna od jego poprzednich podopiecznych. Nie tylko nie rozpaczała nad sobą,
ale, co zaskakujące, zainteresowała się losem swojego przewoźnika. Dla Tristana
było to coś niewiarygodnego. Po raz pierwszy ktoś go dostrzegł, zastanowił się
nad jego samotną egzystencją, w której jedynym celem było bezpieczne
przeprowadzanie dusz. Taka odmiana nie mogła pozostać bez echa. Osobowość Dylan
oraz fakt, że Tristan nie był jej obojętny, poruszyły serce chłopaka. W
normalnych okolicznościach mógłby cieszyć się niespodziewanym szczęściem, lecz
na pustkowiu było to nierealne. Kres ich podróży nieubłaganie dobiegał końca,
podobnie jak krótka chwila, w której, dzięki Dylan, mógł poczuć się prawdziwym
człowiekiem. Choć tak bardzo chciałby towarzyszyć jej w dalszej drodze,
wiedział, że jest to niemożliwe. Rozstanie z nią będzie oznaczać już nie tylko
ponowny powrót do samotnej wegetacji, ale powrót do rzeczywistości, w której u
jego boku nie będzie już ukochanej.
Tristan, początkowo arogancki i
nieprzyjemny, choć zmienia swój sposób bycia z każdym kolejnym dniem wędrówki,
pozostaje dosyć wycofanym bohaterem, co z pewnością jest skutkiem wieloletnich
misji. Rola, jaką przyszło mu wypełniać, zdecydowanie nie jest łatwa. Nie dość,
że spoczywa na nim ogromna odpowiedzialność za bezpieczeństwo dusz, to w tym
wszystkim zatraca się on sam. Jest kimś anonimowym, jest jak cień, na który
nikt nie zwraca uwagi. To smutny los, więc duża zasługa Dylan w tym, że w końcu
został zauważony. Chociaż jest on bohaterem tytułowym, nie rzuca się zbytnio w
oczy, mimo że jest w opowieści niemal ciągle obecny. Niestety, jej klimat jest
mdławy, a to w efekcie powoduje, że i on (podobnie jak jego towarzyszka) jest
mało wyrazisty, tak zresztą jak uczucie, które połączyło go z Dylan. Gdybym
jednak musiała wybierać z tej dwójki „ciekawszą” postać, wybrałabym Tristana.
Bohaterowie drugoplanowi? Nie ma
takich, co najwyżej epizodyczni, ale nikt, kto by się wyróżniał.
Okładka - może być.
Podsumowując: „Przewoźnik” jest
przykładem książki, w której pomysł na fabułę jest ciekawy, ale jego
realizacja, już nie. Nie ma tu niczego, o czym mogłabym powiedzieć: podobało mi
się. Nie dość, że bohaterowie byli nijacy, do tego podróż przez pustkowie,
stanowiąca dziewięćdziesiąt procent całej historii, to jedna wielka nuda. Nie
wiem, jak autorce chciało się opisywać coś tak mdłego. Fabuła przyjmuje formę
powtarzającego się schematu: wędrówka, ucieczka przed zjawami, dotarcie do
domku bezpieczeństwa. I od nowa to samo. Zmuszałam się, aby dotrwać do końca.
Choć zakończenie daje autorce możliwość stworzenia czegoś interesującego, po
pierwszej części cyklu (której nie polecam), nie szybko zajrzę do kontynuacji,
o ile w ogóle.
„[...] Dylan spojrzała mu w oczy i poczuła, że całe otoczenie się rozpływa. Jego spojrzenie było zniewalające, nie mogłaby odwrócić wzroku, nawet gdyby chciała. Zahipnotyzował ją, to było jedyne wyjaśnienie tego, co się z nią działo [...]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz