Odnalezienie
prawdziwej miłości to ogromne szczęście, świadomość, że w każdej chwili można
ją utracić, to bezdenny koszmar. Chwila rozstania, które zbliża się
nieubłaganie, przeraża. Podobnie jak bezsilność.
Natalie
Cleary to z pozoru zwyczajna nastolatka. Mało kto jednak wie, że dziewczyna
miewa przedziwne halucynacje, widzi miejsca i ludzi, których, poza nią, nikt
nie dostrzega. Pewnego dnia poznaje Beau Wilkes' a. Chłopak bardzo szybko
przykuwa jej uwagę, sprawia, że osiemnastolatka dobrze czuje się w jego
towarzystwie. Zdawać by się mogło, że ich znajomość zmierza w dobrym kierunku.
Tak byłoby w normalnym świecie, jednak w świecie Natalie i Beau rzeczywistość
okazuje się bardziej bezwzględna. Rozpoczyna się więc wyścig z czasem, w
trakcie którego nastolatkowie próbują ocalić swój związek. Co takiego zagraża
ich szczęściu? Czy istnieje jakakolwiek szansa na przeciwstawienie się
okrutnemu biegowi wydarzeń?
Natalie
Cleary wychowywała się w kochającej rodzinie i choć nie brakowało jej
rodzinnego ciepła, miłości i opieki, zawsze prześladowało ją przekonanie, że
nie pasuje do grona najbliższych jej osób. Powód? Została adoptowana, a
indiańskie geny sprawiają, że wyraźnie odróżnia się od rodziców i rodzeństwa.
Przez tę inność uważa za konieczne dostosowywanie się do otaczającego świata.
Choć całkiem nieźle udaje się jej dopasować do rzeczywistości, w której żyje,
ciągle dręczą ją pytania o jej prawdziwą tożsamość. Tym rozterkom
egzystencjalnym nie pomagają też dziwne omamy. Natalie nie zdaje sobie jednak
sprawy z tego, że owe halucynacje oraz niespodziewane pojawienie się Beau
wywrócą jej życie do góry nogami.
Perypetie Natalie, jak i ona sama, nie
przedstawiają się zbyt interesująco. Jej rozterki są przytłaczające, znajomość
z tajemniczą Babcią - nudna, relacja z Beau - dosyć nijaka, indiańskie wzmianki,
które zazwyczaj bardzo lubię - pozbawione jakiegokolwiek klimatu. Cała jej
historia jest sztucznie rozbudowana (pewne kwestie są zbyt obszernie opisywane)
zaś niektóre zagadnienia na siłę okraszane dramaturgią. Jedynym wątkiem z nią
związanym, który uważam za najciekawszy (również w kontekście całości książki),
jest jej bolesne rozstanie z Matt'em. Ta opowieść nie stanowi jednak obszernej
części na tle całej fabuły, dlatego też nie wpływa znacząco na moją ocenę
Natalie, którą w efekcie postrzegam jako przeciętną bohaterkę.
Beau Wilkes
nie należy do grona osób rozpieszczanych przez życie - dorastanie w rozbitej
rodzinie do budujących doświadczeń nie należy. Z tego też względu miłą odmianą
okazuje się znajomość z Natalie. Łączące ich uczucie ma dla niego ogromne
znaczenie. Pasują do siebie w niezwykły sposób, rozumieją się wzajemnie jak
nikt inny. Beau mógłby wreszcie zacząć cieszyć się rodzącą się w jego sercu
miłością, gdyby nie fakt, że groźba utraty Natalie staje się coraz bardziej
realna.
Kiedy zastanawiam się nad tym, jaką
opinię miałabym wyrazić o Beau, dominującą myślą jest to, że jest on głównym
bohaterem jedynie w teorii, w praktyce zaś zakwalifikowałabym go raczej do grupy
postaci drugoplanowych. Skąd takie wrażenie? Cóż, całość historii jest po
prostu zdominowana perypetiami Natalie. Niestety. Beau jest tu właściwie tylko
dodatkiem, tłem które ma być pomocne w wyjaśnianiu pewnych nietypowych zdarzeń
dziejących się w jej życiu. Jest go tak niewiele, że trudno mi było wyrobić
sobie o nim konkretne zdanie. Na podstawie tych epizodów, w których się
pojawia, mogę stwierdzić, że był całkiem sympatyczną osobą. Miał też zadatki na
postać, która mogłaby bardziej przykuć uwagę, jednak nie było to możliwe przy
tak dominującej roli Natalie. Efekt jest więc taki, że Beau wspiął się na
poziom bohatera neutralnego, którego potencjał został skutecznie stłamszony
przez autorkę, która chyba zapomniała, że obok głównej bohaterki powinien być też
(w praktyce, a nie tylko w teorii) główny bohater.
Najważniejszą
postacią drugiego planu jest Matt Kincaid, były chłopak Natalie, który mocno
przeżywa ich rozstanie. Wyżej wspominałam już o wątku z jego udziałem. Okazał
się on najciekawszy dzięki Matt'owi, dzięki jego emocjom, które towarzyszyły
zerwaniu z Nat.
Poza Matthew mamy tu jeszcze Megan,
genialną przyjaciółkę głównej bohaterki oraz adopcyjną rodzinę Natalie, która w
żaden sposób nie dawała jej odczuć, że
nie płynie w nich ta sama krew - sympatyczni ludzie.
Okładka jest dziwna, bardziej kojarzy mi
się z podręcznikiem z dziedziny astronomii lub optyki niż publikacją z gatunku
Paranormal/Fantasy romance.
Podsumowując: cóż mogę
rzec? Książka mnie nie zachwyciła. Jest nijaka. Wątek paranormalny jest słaby,
wątek romantyczny - taki sobie. Pewien potencjał Beau i historia z Matt'em podwyższyły
moją ocenę. Bez nich „Miłość, która
przełamała świat” byłaby nudna - Natalie nie byłaby bowiem w stanie
zainteresować mnie swoją osobą i nietypowymi predyspozycjami. Efekt: można
przeczytać, ale nie ma w tej powieści niczego, co sprawiłoby, że jej fabuła
zapadnie w pamięć.
„[...] jeśli istnieje jakaś osoba, której nigdy nie chciałbym zranić ani rozczarować, to jesteś nią właśnie ty [...]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz