Choć wiedziała, że niebawem zostaną przybranym rodzeństwem, nie wiedziała, że ich relacja obierze tak nieoczekiwany kierunek.
Travis i Raven znają się od lat. Od lat podążają osobnymi ścieżkami. A teraz zamieszkają pod jednym dachem – jako przyszły brat i siostra. Nastolatkowie próbują się tolerować, ale niełatwo znaleźć im nić porozumienia. Ich dotychczasową relację zmienia jednak... pocałunek. To miała być jedynie przyśpieszona lekcja dla niedoświadczonego Travisa. Przeprowadzona z myślą o dziewczynie, która go zainteresowała. A mimo to, ten krótki epizod obudził coś bardzo intensywnego. I zakazanego.
Pomijając traumę z przeszłości, Raven to zadowolona z życia osiemnastolatka. Nie marzyła wprawdzie o bracie ciamajdzie, ale nie można mieć wszystkiego. A że los niekiedy płata figle, będzie zmuszona raz jeszcze przemyśleć swoją opinię o Travisie. Bo, nawet jeśli dotychczas postrzegała go jako sztywnego kujona, teraz wie, że ma w sobie coś, co niezwykle ją pociąga.
Raven to bohaterka, w której zachowaniu przeplatają się dosyć skrajne postawy. I choć z jednej strony można byłoby próbować okazać jej wyrozumiałość, z drugiej nie sposób zapomnieć o jej ogromnym egoizmie. Fatalna jest jej nieustępliwość w uszczęśliwianiu na siłę – przecież ona wie lepiej, co jest dla kogoś dobre. A tak naprawdę – jest jak chodzący huragan, który wywraca wszystko do góry nogami. Właśnie tak postrzegam osiemnastoletnią Raven. A jaka jest 10 lat później (bo po takim czasie poznajemy dalszy ciąg jej losów)? Mówiąc krótko – odmieniona, dojrzała. Ale czy to wymazuje poprzedni obraz? Nieszczególnie. Jej nastoletnie perypetie pozostawiły po sobie zbyt duży niesmak – nie mogę więc powiedzieć, że ją polubiłam.
Bardziej różnić się nie mogli. Ona imprezowiczka, on – spokojny i nieśmiały. I ciągle mający w myśli to, jak upokorzyła go przed laty. Tego, że ich znajomość nie będzie należała do tych łatwych, Travis mógł się spodziewać. W odróżnieniu od pocałunku, który ich połączył...
W tej historii mamy dwa wizerunki Travisa – nastolatka (główna część fabuły) i młodego mężczyzny (starszego o 10 lat). Nastoletni Travis jest niesamowity. To dobry, szczery i wrażliwy chłopak, nie zdający sobie sprawy ze swojej urody. Jego postać jest świetnie wykreowana. Jest tak autentyczny, że aż chce się poznawać jego perypetie. Na tym etapie można o nim mówić w samych superlatywach. Na szczęście jest to wiodąca cześć jego historii – dorosły Travis nie wywołuje już bowiem takiego zachwytu. I nie dlatego, że stał się zły. Owszem, zmienił się, ale ta metamorfoza jest całkowicie zrozumiała. Problem w tym, że ta kreacja jego postaci traci swoją wyjątkowość, a on, w efekcie, staje się... po prostu zwykłym człowiekiem. Niemniej, to właśnie on jest osobą, która przykuwa największą uwagę. Z przyjemnością przyglądałam się losom tego charyzmatycznego chłopaka, który swoim stylem bycia tak bardzo różni się od większości typowych książkowych bohaterów.
Wśród postaci drugoplanowych są m.in. przyjaciółki Raven. Cóż mogę powiedzieć... Dziwna była ta przyjaźń. I po części samolubna. Szkoda, że ostatecznie autorka nie wyjaśniła pewnej zaskakującej decyzji towarzyszek naszej bohaterki. A tak na marginesie – określanie przyjaciółek mianem „dziewuch” było irytujące. Gdyby Raven nazywała je tak sporadycznie, byłoby ok, ale jak dla mnie, to pojęcie powtarzało się zbyt często. I brzmiało sztucznie.
Okładka – może być
Podsumowując: lubię motyw z przyrodnim bratem, ale tym, co wyróżnia tę książkę na tle innych o podobnej tematyce, jest nietypowe przedstawienie bohaterów. Tym razem to bohaterce przypisana jest rola tej niegrzecznej, a bohater jest tym nieśmiałym i empatycznym. I właśnie to sprawia, że ta historia jest tak interesująca. Ten efekt świeżości psuje wątek „10 lat później” – jego jedynym plusem jest możliwość poznania finału znajomości Travisa i Raven. Nie zmienia to jednak faktu, że powieść jest emocjonująca. I w znacznej mierze powinna usatysfakcjonować miłośników motywu przyszywanego rodzeństwa.
„[…] Im więcej czasu spędzam w towarzystwie Travisa, tym bardziej go lubię, i jak dotąd nasza relacja ma charakter czysto platoniczny. Zatem dlaczego zawsze, kiedy siedzimy obok siebie na jego łóżku, czuję, jakby trawił mnie ogień […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz