Sztuka
rzucania uroków to nie łatwa sprawa. Owszem, bywają wśród nich te niegroźne,
jednak niektóre potrafią skrzywdzić lub spowodować pewne...komplikacje.
Deyi Riate, adeptce Akademii Uroków, grozi
wyrzucenie z uczelni. Dziewczyna, chwytając się ostatniej deski ratunku, stara
się przekonać Riana Tiera, nowego dyrektora, że jej wiedza pozwala na
kontynuowanie nauki. Chcąc jednak udowodnić swoje umiejętności, niechcący rzuca
na niego zaklęcie. Problem w tym, że nie wie, jakim czarem się posłużyła.
Sądząc po reakcji lorda Tiera, nie było to nic dobrego...
Konieczność łączenia pracy i nauki to nie małe
wyzwanie. Poprzedni dyrektor był wyrozumiały, ale jego następca... Cóż, zdążył
już wyrzucić część pechowców. Teraz przyszła kolej na nią. Nie! To nie może się
tak skończyć. Musi coś wymyślić.
Kto by pomyślał, że rozmowa z adeptką
czwartego roku tak go... zaskoczy. Z pewnością nie tego się spodziewał. Czasu
jednak nie cofnie. Urok został rzucony, a on musi stawić mu czoła. Jedno jest
pewne – łatwo nie będzie.
Deya Riate to skromna i pracowita dziewczyna,
która niechcący wplątała się w kłopotliwą i niebezpieczną sytuację. Jej
problemem nie jest tylko przeklęcie dyrektora, ale również odnalezienie
grasującego po okolicy mordercy. Jako że dwudziestolatka jest sympatyczna,
można ją polubić. Niestety, perypetie Deyi nie wywołały na mnie większego
wrażenia. Były co najwyżej neutralne.
Lord Rian Tier to magister czarnej magii i nowy
dyrektor Akademii Uroków. Ten wpływowy mężczyzna daje się poznać jako dosyć
chłodny, nie rzadko zirytowany i zasadniczo wybredny wobec kobiet. Istotną
częścią fabuły jest jego... burzliwa relacja z Deyą. Byłam jej ciekawa – na
początku. Później przekonałam się, że znajomość tej dwójki jest mało
autentyczna. Zresztą lord Tier, jako bohater, również.
Wśród postaci drugoplanowych nie ma takich,
które wyróżniałyby się na tle innych osób (lub istot bowiem mamy tu
reprezentantów m.in. wampirów, trolli, goblinów, zmiennokształtnych, elfów i
centaurów).
Okładka – śliczna.
Podsumowując: szkoły magii to jeden z moich ulubionych motywów. Książka z Akademią
Uroków wydawała się więc ciekawym wyborem, niemniej, ostatecznie nie przekonała
mnie za bardzo do siebie. Za największy minus uważam zbyt powierzchowne
przestawienie niektórych wątków, zwłaszcza znajomości lorda Tiera z Deyą oraz
prowadzonego przez nią śledztwa (choć, biorąc pod uwagę jego przebieg,
„śledztwo” to za duże słowo). Wszystko to przypominało bardziej albo szkic
powieści, albo debiut autorki, która dopiero uczy się swojego fachu. Dodatkowo
bohaterowie nie wzbudzali większych emocji, a dialogi – chwilami były mało
naturalne. Szkoda, że Ellen Stellar/ Elena Zvezdnaya nie wykorzystała potencjału stworzonej przez
siebie historii. Mogło być naprawdę interesująco, a wypadło średnio. W efekcie,
nie czuję się na tyle zainteresowana, aby kontynuować cykl.
„[…] A teraz proszę się nie ruszać i mi nie przeszkadzać, bo nie ręczę za siebie i jeszcze niechcący pana… przeklnę! […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz