Jedna
chwila potrafi zmienić wszystko. Zniszczyć i pogrążyć w rozpaczy. I rozpalić uczucie,
które przywraca sens życia...
Charlotte zostaje zatrudniona jako niania
małego Zackary’ego, który wraz z rodzicami zamieszkuje w angielskim zamku. Nowe
miejsce pracy zaskakuje ją nie tylko imponującym wyglądem, ale także dziwną
sytuacją rodzinną. Pani domu, tłamsząca syna bezsensownymi zasadami, nie kryje
bowiem swoich romansów, za to jej mąż, przez oszpeconą w wypadku twarz, zaszywa
się w zamkowej wieży. Charlotte zakazano nawiązywania jakiegokolwiek kontaktu z
ojcem chłopca, lecz kobieta szybko przekonuje się, że zachowanie dystansu nie
będzie łatwe. Choć jednak mężczyzna intryguje ją, nie wolno jej zapominać, że
jest żonaty...
To miała być zwykła praca... Wprawdzie opieka
nad dzieckiem podporządkowanym toksycznej matce do najłatwiejszych nie
należała, niemniej Charlotte Conrad nie sądziła, że przyjdzie jej stawić czoła
znacznie trudniejszemu wyzwaniu. Samemu Brettowi Kingowi. Mężczyźnie, który uwierzył,
że przez blizny na twarzy stał się potworem.
Charlotte to sympatyczna dziewczyna, nie
obojętna na dobro drugiego człowieka. Udowodniła to swoją postawą wobec
Zackary’ego, starając się wyrwać go z klatki przytłaczających zasad i zbudować
na nowo jego więź z ojcem. Udowodniła to również znajomością z Brettem,
pokazując mu swoją akceptację. W ich historii najbardziej ciekawił mnie wątek
miłosny. Jak wypadł? Nie najgorzej, choć mogło być lepiej. Nie do końca
przekonał mnie szybki wybuch uczuć, a niektóre wzmianki erotyczne były po
prostu niesmaczne. Mimo to chętnie przyglądałam się rozwojowi tej relacji,
zwłaszcza, że dotyczyła skrywającego się za maską mężczyzny, który po latach
samotności pozwala dojść do głosu uśpionym emocjom.
Tamten dzień na zawsze odmienił jego życie.
Odebrał mu najlepszego przyjaciela. Okaleczył go, oszpecił. I zamknął w
zamkowym skrzydle. Z dala od ludzkich oczu. Z dala od brzydzącej się nim żony.
Z dala od bojącego się go synka. Sam na sam ze swoją tragedią. Aż pojawiła się ona,
a jego serce zaczęło znowu bić.
Brett King to kulturalny i inteligentny
człowiek. I, mimo powypadkowych blizn, przystojny mężczyzna. Ten, na swój
sposób, tajemniczy miliarder jest największą zaletą książki. To efekt jego
charakteru i zachowania. Biorąc pod uwagę historię Bretta, jego fascynacja
Charlotte nabiera ciekawego wydźwięku. Przyglądamy się tu bowiem uczuciom,
które zaskakują go i wyrywają z emocjonalnej stagnacji. Pozwalają oderwać się
od trzyletniego koszmaru. Pomagają mu dostrzec, że jest tak samo wartościowy
jak przed wypadkiem. I choć nie jest typem bohatera, który na długo zapada w
pamięć, jest w nim coś interesującego.
Wśród bohaterów drugoplanowych jest Zackary
(wycofany i nieśmiały a zarazem sympatyczny chłopiec) i jego matka, Jillian (zimna
manipulantka).
Okładka – taka sobie.
Podsumowując: traumatyczne przeżycia Bretta sprawiają, że recenzowana książka różni
się od typowego romansu, co przemawia na jej korzyść. W prawdzie od pewnego
momentu ta nietypowość zaczyna coraz bardziej ustępować zwykłej damsko-męskiej
relacji, ale swego rodzaju specyfika nadal jest wyczuwalna. Warto nadmienić, że
dobrym pomysłem było osadzenie fabuły na angielskim zamku. Mimo że
oczekiwałabym bardziej...klimatycznego przedstawienia tej wyjątkowej lokalizacji,
za zaletę uważam fakt, że akcja toczy się w tak niestandardowym miejscu (jak na
współczesną powieść). Choć trudno mi uznać „Piękne blizny” za książkę
emocjonującą, jej lektura nie była nużąca. A jeśli lubicie historie nawiązujące
do baśni „Piękna i Bestia”, możecie uwzględnić tę publikację w swoich
czytelniczych planach.
„[…] Był najbardziej seksownym i pociągającym mężczyzną, jakiego widziałam w życiu. Może to sprawiły jego tajemnicze oczy, a może lekko zmierzwione włosy? A może maska? Był jak zagadkowy mroczny bohater powieści romantycznej […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz