To
będzie przygoda życia. Piękna Irlandia, malownicza chata...Wreszcie odetchnie,
zacznie nowy rozdział. I pozna tajemnice, które wywrócą do góry nogami jej dotychczasowy,
przyziemny świat...
Gdy Breen niespodziewanie staje się
posiadaczką pokaźnego majątku, decyduje się na wyjazd do Irlandii, ojczyzny
ojca. Kobieta szybko przekonuje się, że ta podróż to coś więcej, niż odpoczynek
w sielankowej scenerii. Kiedy odkrywa istnienie nieznanej jej dotąd krainy –
Talamh, otrzymuje szansę na poznane swojego prawdziwego dziedzictwa. Kim
naprawdę jest Breen Kelly? Dlaczego jest tak wyczekiwana przez lud, któremu
przewodzi wojowniczy Keegan Byrne?
Szarość i przeciętność coraz bardziej
przytłacza Breen Kelly. Dwudziestosześciolatka z trudem wiąże koniec z końcem i
żyje życiem zaplanowanym przez matkę. Lecz kiedy nadarza się nieprawdopodobna
wręcz szansa, próbuje stać się panią swojego losu i odnaleźć własne
przeznaczenie. Nie ma jednak pojęcia,
jak wielką rolę odgrywa w nim magia...
Niełatwa przeszłość oraz zaskakująca
przyszłość rzucają Breen na głębokie wody. Dziewczyna nie tylko musi zdecydować
się, jak ma wyglądać jej życie zawodowe, ale musi również sprostać oczekiwaniom
ludu Talamh. Z tego też względu obserwujemy równocześnie początki jej
pisarskiej kariery oraz przebieg magicznej nauki. I o ile w innych
okolicznościach pogodzenie tych aktywności nie wywoływałoby pewnego zgrzytu,
tak w sytuacji, gdzie bezpieczeństwo świata staje pod coraz większym znakiem
zapytania, dziwnym wydaje się to, że Breen, zamiast skoncentrować się na
przygotowaniach do ewentualnej walki, pisze książkę. Oczywiście, uczy się
magii, odbywa treningi pod okiem Keegan’a, nie zmienia to jednak faktu, że
przeplatanie tego z pisarską aktywnością wydaje się...dziwne i niepoważne.
Gdzieś na końcu, w jej perypetiach pojawia się również wątek miłosny. Nie
wywołuje on jednak szczególnych emocji, podobnie zresztą jak większość historii
Breen.
Keegan Byrne przyjął stanowisko wodza Talamh,
choć wiedział z jaką odpowiedzialnością wiąże się ten tytuł. Jako przywódca
stara się zapewnić swojemu ludowi dobre życie. Niestety, trwający pokój zdaje
się być coraz bardziej zagrożony. Jako że wielu nadzieję na wygraną upatruje w
osobie Breen Kelly, mężczyzna przystępuje do jej szkolenia. Problem jednak w
tym, że dziewczynie brakuje wiedzy i doświadczenia. I wielkimi krokami zbliża
się jej czas powrotu do Filadelfii.
Keegan jest świetnym wojownikiem, lecz brakuje
mu cierpliwości. Jeśli uważał, że Breen, dla której wszystko było nowe, od tak
zacznie wspaniale jeździć konno i posługiwać się mieczem, to się pomylił.
Rozumiem jego determinację, ale w pewnym momencie ten styl uczenia zaczął być
męczący, zwłaszcza, że niemal cały jego wątek skupiał się właśnie na tym.
Zresztą, sama postać wodza okazała się mniej interesująca, niż początkowo
przypuszczałam. I nawet pojawiający się w tle wątek miłosny nie zmienił mojej
opinii o Keeganie.
Wśród postaci drugoplanowych są: Marco (oddany
przyjaciel Breen towarzyszący jej przez pewien czas w Irlandii) oraz Mairghread
(jej babcia ) i znajomi z Talamh.
Okładka – taka sobie.
Podsumowując: do przeczytania książki skusiła mnie pojawiająca się w niej Irlandia.
Choć autorka starała się ukazać piękno tego kraju, w powieści zabrakło mi
niezwykłego, irlandzkiego klimatu. Fabuła i bohaterowie również nie są mocnym
atutem – wypadają co najwyżej neutralnie. Na rozwój wątków magicznych trzeba
trochę poczekać. Nie uważam tego za wadę, bo całkiem dobrze czytało się o
początkowych perypetiach Breen. Problem jednak w tym, że czekałam na ciekawy
wątek fantasy, a tak naprawdę niewiele mnie w nim zainteresowało (może dlatego,
że niewiele się w nim działo). Minusem są też dialogi – część z nich była
wymuszona, niekiedy infantylna. Za mankament uważam również zbytnie przeciąganie
historii. Mogłaby być krótsza o 200 stron, a i tak dowiedziałabym się tego
samego. Efekt? „Przebudzenie” okazało się przeciętną książką, która nie
zachęciła mnie do kontynuacji cyklu.
„[…] – Oglądam i robię rzeczy, które zaledwie miesiąc wcześniej uznałabym za niemożliwe. I mam takie trudne do określenia wrażenie, że coś się we mnie budzi i że to dopiero początek czegoś większego […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz