4.02.2022

"Przebudzenie" - Nora Roberts

 
To będzie przygoda życia. Piękna Irlandia, malownicza chata...Wreszcie odetchnie, zacznie nowy rozdział. I pozna tajemnice, które wywrócą do góry nogami jej dotychczasowy, przyziemny świat...
 
  Gdy Breen niespodziewanie staje się posiadaczką pokaźnego majątku, decyduje się na wyjazd do Irlandii, ojczyzny ojca. Kobieta szybko przekonuje się, że ta podróż to coś więcej, niż odpoczynek w sielankowej scenerii. Kiedy odkrywa istnienie nieznanej jej dotąd krainy – Talamh, otrzymuje szansę na poznane swojego prawdziwego dziedzictwa. Kim naprawdę jest Breen Kelly? Dlaczego jest tak wyczekiwana przez lud, któremu przewodzi wojowniczy Keegan Byrne?

  Szarość i przeciętność coraz bardziej przytłacza Breen Kelly. Dwudziestosześciolatka z trudem wiąże koniec z końcem i żyje życiem zaplanowanym przez matkę. Lecz kiedy nadarza się nieprawdopodobna wręcz szansa, próbuje stać się panią swojego losu i odnaleźć własne przeznaczenie.  Nie ma jednak pojęcia, jak wielką rolę odgrywa w nim magia...
Niełatwa przeszłość oraz zaskakująca przyszłość rzucają Breen na głębokie wody. Dziewczyna nie tylko musi zdecydować się, jak ma wyglądać jej życie zawodowe, ale musi również sprostać oczekiwaniom ludu Talamh. Z tego też względu obserwujemy równocześnie początki jej pisarskiej kariery oraz przebieg magicznej nauki. I o ile w innych okolicznościach pogodzenie tych aktywności nie wywoływałoby pewnego zgrzytu, tak w sytuacji, gdzie bezpieczeństwo świata staje pod coraz większym znakiem zapytania, dziwnym wydaje się to, że Breen, zamiast skoncentrować się na przygotowaniach do ewentualnej walki, pisze książkę. Oczywiście, uczy się magii, odbywa treningi pod okiem Keegan’a, nie zmienia to jednak faktu, że przeplatanie tego z pisarską aktywnością wydaje się...dziwne i niepoważne. Gdzieś na końcu, w jej perypetiach pojawia się również wątek miłosny. Nie wywołuje on jednak szczególnych emocji, podobnie zresztą jak większość historii Breen.
 
  Keegan Byrne przyjął stanowisko wodza Talamh, choć wiedział z jaką odpowiedzialnością wiąże się ten tytuł. Jako przywódca stara się zapewnić swojemu ludowi dobre życie. Niestety, trwający pokój zdaje się być coraz bardziej zagrożony. Jako że wielu nadzieję na wygraną upatruje w osobie Breen Kelly, mężczyzna przystępuje do jej szkolenia. Problem jednak w tym, że dziewczynie brakuje wiedzy i doświadczenia. I wielkimi krokami zbliża się jej czas powrotu do Filadelfii.
Keegan jest świetnym wojownikiem, lecz brakuje mu cierpliwości. Jeśli uważał, że Breen, dla której wszystko było nowe, od tak zacznie wspaniale jeździć konno i posługiwać się mieczem, to się pomylił. Rozumiem jego determinację, ale w pewnym momencie ten styl uczenia zaczął być męczący, zwłaszcza, że niemal cały jego wątek skupiał się właśnie na tym. Zresztą, sama postać wodza okazała się mniej interesująca, niż początkowo przypuszczałam. I nawet pojawiający się w tle wątek miłosny nie zmienił mojej opinii o Keeganie.
 
  Wśród postaci drugoplanowych są: Marco (oddany przyjaciel Breen towarzyszący jej przez pewien czas w Irlandii) oraz Mairghread (jej babcia ) i znajomi z Talamh.
 
Okładka – taka sobie.
 
Podsumowując: do przeczytania książki skusiła mnie pojawiająca się w niej Irlandia. Choć autorka starała się ukazać piękno tego kraju, w powieści zabrakło mi niezwykłego, irlandzkiego klimatu. Fabuła i bohaterowie również nie są mocnym atutem – wypadają co najwyżej neutralnie. Na rozwój wątków magicznych trzeba trochę poczekać. Nie uważam tego za wadę, bo całkiem dobrze czytało się o początkowych perypetiach Breen. Problem jednak w tym, że czekałam na ciekawy wątek fantasy, a tak naprawdę niewiele mnie w nim zainteresowało (może dlatego, że niewiele się w nim działo). Minusem są też dialogi – część z nich była wymuszona, niekiedy infantylna. Za mankament uważam również zbytnie przeciąganie historii. Mogłaby być krótsza o 200 stron, a i tak dowiedziałabym się tego samego. Efekt? „Przebudzenie” okazało się przeciętną książką, która nie zachęciła mnie do kontynuacji cyklu.
 

„[…] – Oglądam i robię rzeczy, które zaledwie miesiąc wcześniej uznałabym za niemożliwe. I mam takie trudne do określenia wrażenie, że coś się we mnie budzi i że to dopiero początek czegoś większego […]”.
 

Na Instagramie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz