Traumatyczne przeżycia, niewygodne wspomnienia...Dla niektórych są niczym piętno, którego nie można się pozbyć. Chyba że nieszczęśnikom pomocną dłoń poda oprawiacz. I, jak za dotknięciem magicznej różdżki, sprawi, że przytłaczające myśli rozpadną się w pył. Bo przecież niekiedy niewiedza jest lepsza. Przynajmniej teoretycznie...
Spokojne, choć pracowite życie Emmett’a przerywa nagła i nietypowa choroba. Pozbawiony sił chłopak nie mogący w pełni angażować się w obowiązki związane z prowadzeniem gospodarstwa, otrzymuje zaskakującą propozycję pobierania nauki u oprawiaczki książek. Rodzice młodzieńca, wbrew swoim poglądom, przystają na ofertę, mimo że ten fach, zarówno przez nich, jak i przez wielu innych, łączony jest z czarną magią. Konieczność opuszczenia domu jest dla Emmett’a prawdziwym ciosem. Choć jednak oprawianie to ostatnia rzecz, jaką chciałby się zajmować, pobyt u leciwej nauczycielki, Seredith, wycisza go. Do czasu, gdy na jego barki spadają nieoczekiwane zmiany, w których zagadkową rolę odgrywa niedawno poznany Lucian Darnay.
Emmett Farmer oprawiaczem? Przecież to absurd! Od dziecka wpajano mu, że książki to zło. Tych, którzy je tworzyli, uważano za wiedźmy i czarnoksiężników. On sam miałby trafić do tej znienawidzonej grupy? Nonsens! Faktycznie – do niedawna był to nonsens. Teraz jest to rzeczywistość. Rzeczywistość, która, o dziwo, w pewien sposób przyzywa Emmett’a. Rzeczywistość, która, zgodnie z nauką Seredith, jest prawdziwą sztuką, do której należy odnosić się z szacunkiem, sztuką, która sprawia, że oprawiacz jawi się niczym lekarz duszy. Niebawem chłopak przekona się jednak, że nie każdy, kto zajmuje się oprawianiem, ma tak odpowiedzialny stosunek do swego rzemiosła jak jego mistrzyni, a wyczyszczanie ludzkich wspomnień, potrafi przynieść więcej szkody niż pożytku.
W zasadzie można byłoby powiedzieć, że Emmett to zwykły, młody człowiek, gdyby nie jedna rzecz: talent do oprawiania, o istnieniu którego nie miał pojęcia i którego tajniki dopiero zaczyna zgłębiać. Choć autorka buduje fabułę wokół ciekawej i nietypowej predyspozycji, prezentuje ją w bardzo pobieżny sposób. Doskonałym czasem do przybliżenia tego zagadnienia był pobyt u Seredith, jednak cały ten etap jawi się jako minimalistyczny wstęp do sztuki oprawiania, po którym nie ma już okazji do przyjrzenia się arkanom rzemiosła. Emmett w jednej chwili jest początkowym uczniem, a w następnej oprawiaczem. Oczywiście, ma to swoje uzasadnienie, lecz taki bieg zdarzeń bardzo spłyca bogactwo tej specyficznej zdolności. Poza nauką, perypetie naszego bohatera skupiają się na innym jeszcze wątku – znajomości z Lucianem Darnay’em. Ciekawił mnie jej przebieg oraz wiążące się z nią emocje, przeszkadzał zaś egoizm Emmett’a, który wygrał z jego braterską lojalnością. Przesadna pewność jego siostry, Alty, w kwestii przyszłości jej związku była nieco dziecinna, nie zmienia to jednak faktu, że postawa przyszłego oprawiacza egoistyczną pozostała. Poza tą nieszczególną cechą, trudno Emmett’owi przypisać inne wady. To zasadniczo dobry chłopak, tak naprawdę, zdany sam na siebie. A jako postać – jak dla mnie, neutralny.
Obłęd...Życie Luciana Darnay’a to jeden wielki obłęd. Pod osłoną bogactwa jego rodzinę trawi zepsucie. A on musi na to patrzeć. I nic nie może zmienić. Wszystko przez ojca. I przez wstrętnych oprawiaczy, którzy sprawiają, że występki rodziciela uchodzą na sucho. Pewnego dnia pojawia się też on – niejaki Emmett Farmer, kolejny przedstawiciel znienawidzonego fachu. Lucian gardzi młodzianem. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że Emmett nie jest zwykłym, nic nie znaczącym oprawiaczem. I wie o nim więcej, niż mu się wydaje.
Historia Lucian’a pozwala poznać go zarówno jako miłego młodzieńca jak i aroganckiego arystokratę. Wolę oczywiście to pierwsze oblicze. Jest bardziej ludzkie i naturalne. To drugie jest chłodne i mało przyjemne. Ukazuje go jako człowieka, który pogubił się w swoim życiu, który stoi nad przepaścią i robi kolejny krok, który przybliża go do upadku. I, który, podobnie jak Emmett, wybrał egoizm zamiast podjęcia, w stosownym czasie, właściwej decyzji. Brak odwagi, szczególnie widoczny w finale powieści, też nie dodał mu uroku. Oczywiście, rozumiem jego strach, lecz, mimo wszystko, nie niweluje on niekorzystnego wrażenia wywołanego postawą Luciana. W ostatecznym zaś rozrachunku postrzegam go tak jak Emmett’a – neutralnie.
Bohaterowie drugoplanowi to m.in.: siostra Emmett’a, Alta (cóż, nie mogę powiedzieć, że ją polubiłam – wszystko dzięki jej upartym zalotom wobec Lucian’a) i Seredith (sympatyczna staruszka, która swoim postępowaniem pokazywała, jakim człowiekiem powinien być oprawiacz).
Okładka – dosyć ciekawa.
Podsumowując: „Księgi zapomnianych żyć” to opowieść utrzymana w specyficznym klimacie – początkowo...wyciszającym, później nieco przybijającym. Z pewnością największym atutem publikacji jest pomysł z oprawianiem, lecz, jak już wspominałam, autorka nie zdecydowała się na dokładniejsze przedstawienie stworzonej przez siebie koncepcji. Istotną rolę w książce pełni wątek miłosny, który początkowo mnie zainteresował, ale ostatecznie mnie nie przekonał. Niemniej, całość fabuły prezentuje się całkiem dobrze. Jeśli więc nie szukacie lekkiej, schematycznej powieści, w której świat widzi się przez różowe okulary, być może historia o oprawiaczach przykuje Waszą uwagę.
„[...] Oprawiacze się rodzą, a nie wyuczają. A ty się oprawiaczem urodziłeś, chłopcze. Pewnie ci się to teraz nie podoba. Ale zrozumiesz. Nie uciekniesz od tego. To wielka siła, która w tobie drzemie [...]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz