Sytuacje bez wyjścia...one są najgorsze. Niezależnie od tego, jak bardzo chcesz znaleźć rozwiązanie, musisz pogodzić się z tym, że czasami aby coś ocali, coś innego trzeba stracić.
➤ Spoilery z drugiego tomu!
Ryiah nie może uwierzyć w swoje szczęście. Jest przecież narzeczoną ukochanego księcia Darren’a, a ich wspólna przyszłość, już niebawem, zostanie przypieczętowana przysięgą małżeńską. Zanim jednak do tego dojdzie, obydwoje będą musieli skupić się na innych, równie ważnych wydarzeniach. Przed nimi bowiem nie tylko turniej, w którym będą walczyć o szatę Czarnego Maga, ale także konieczność przygotowania się na zbliżającą się wojnę. Choć wiedzą, że czekają ich poważne wyzwania, nie przypuszczają, co tak naprawdę dzieję się w ich kraju i jakim dramatom przyjdzie im stawić czoła. Któremu z nich, Ryiah czy Darren’owi, ostatecznie przypadnie w udziale Czarna Szata? Czy, w obliczu mrocznych tajemnic, ich związek zdoła przetrwać?
Ryiah, przyszła księżniczka Jeraru, przed rozpoczęciem służby u boku Darren’a w Królewskim Pułku, zostaje tymczasowo wysłana do twierdzy Ferren’s Keep. Choć z ekscytacją myśli o wyjeździe, szybko przekonuje się, że status narzeczonej księcia nie przysparza jej uznania wśród towarzyszy. W związku z doświadczaną nieprzychylnością oraz podważaniem jej umiejętności, dystansuje się od kompanów i każdą wolną chwilę spędza na doskonaleniu swoich zdolności, które pomogą jej sięgnąć po Czarną Szatę. Niestety, Ferren’s Keep to nie jedyne miejsce, w którym spotyka się z niechęcią. Tak jak dla tamtejszych osób nie była wystarczająco dobra, tak niewystarczająco dobra jest również dla króla i wielu arystokratów. Chociaż bowiem jest narzeczoną księcia, dla nich ciągle pozostaje plebejuszką. Ryiah wkrótce przekona się jednak, że sytuacja ta jest jedynie niewielkim dyskomfortem w porównaniu z tym, co czeka ją w niedalekiej przyszłości. Dotychczas stawką była frakcja Boju i szaty Czarnego Maga. Teraz stawką będzie ludzkie życie – w tym życie jej najbliższych.
Ryiah niezmiennie pozostaje wojowniczką – wkłada wiele trudu w to, aby być jak najlepszym magiem. O ile dotychczas rozumiałam jej niestrudzony bieg za marzeniami, tym razem wątek poświęcony jej ćwiczeniom przed turniejem, zaczął mnie drażnić. Nie chodziło tu o same ćwiczenia, lecz jej zaciętość. Ona nie trenowała – ona się katowała. Chęć zdobycia Czarnej Szaty przerodziła się właściwie w obsesję. Na szczęście temat ten nie ciągnie się przez całą książkę, a inne, bardzo poważne zdarzenia, które mają miejsce, zacierają moje początkowe zniechęcenie wobec jej ambicji. Pomijając powyższe zastrzeżenie, Ryiah jest postacią, której perypetie całkiem chętnie się poznaje, tym bardziej, że potrafią wywołać wiele emocji. Oprócz pojedynków, obserwujemy jej próby dopasowania się do pałacowego życia. Niechęć lub dwulicowość z którą się spotyka sprawia, że o wiele bardziej zrozumiałe staje się dla niej dotychczasowe zachowanie Darren’a. Dodatkowe światło na jego postawę rzuca również poznanie pewnego sekretu. Sam wątek romantyczny ciągle pozostaje raczej w tle wydarzeń magiczno-politycznych. Wolałabym, aby autorka zechciała go wyraźniej wyeksponować, tym bardziej, że jest ciekawy, jednak poprzednie tomy wskazują na to, że inne tematy uznaje za priorytetowe. Ryiah pozostaje fajną, konkretną dziewczyną. Żal mi jej ze względu na fatalną sytuację, w której się znalazła oraz fakt, że niezależnie od tego jak bardzo chce pomóc, ktoś i tak cierpi, ktoś i tak ma do niej pretensje. Przed nią ważne zadanie. Zobaczymy, jak sobie z nim poradzi. Mam nadzieję, że jak najlepiej – trzymam za nią kciuki.
Książę Darren do końca walczył o swój związek z Ryiah – i udało się. Choć decyzja o zaręczynach wymagała sprytnego planu i postawienia się despotycznemu ojcu, jest szczęśliwy na myśl o wspólnej przyszłości. Aktualnie jednak nie ma okazji, aby cieszyć się obecnością narzeczonej - albo są z dala od siebie, albo pochłania go służba w Królewskim Pułku i książęce obowiązki, w tym szukanie sojusznika na czas wojny. Czeka na niego jeszcze inne, ważne wyzwanie – walka o Czarną Szatę. Wprawdzie, jak zawsze, jest pewien swoich umiejętności, ale wie też, że konieczność rywalizacji z ukochaną nie będzie łatwa. Gdy część problemów i zobowiązań jest już wreszcie za nim, jedno niespodziewane zdarzenie wstrząsa rodziną królewską.
Z związku z tym, że cała historia jest raczej zdominowana perypetiami Ryiah, losy księcia nie są jakoś szczególnie rozbudowane (mniej więcej jak w drugiej części. Cóż...sądziłam, że będzie lepiej – byłoby to zasadne, biorąc pod uwagę rozwój wątku miłosnego tej pary). Rachel Carter tak oszczędnie wplata go w fabułę, że albo rozdziela go z narzeczoną (stacjonują w różnych miejscach), albo, nawet jeśli obydwoje są w pałacu, ciągle pozostaje nieobecny przez wzgląd na napięty „grafik”. Jak dla mnie, bezsensowny pomysł. Co jednak możemy o nim powiedzieć na podstawie tych fragmentów opowieści, w których się, szczęśliwie, pojawia? Otóż, Darren nie jest już tym samym arogantem co wcześniej. Nawet jeśli sporadycznie zdarza mu się pokazać od tej strony (trochę pod wpływem zazdrości), to tym razem cecha ta staje się o wiele bardziej zrozumiała. Najbardziej zachwyciła mnie jego fascynująca miłość do Ryiah. Jest bezgraniczna, szczera. Po prostu, niesamowita (przy okazji, książę krótko wyjaśnia swój stosunek do narzeczonej jeszcze z czasów Akademii). O ile początkowo dawał się poznać jako chłodny i obojętny, teraz bardzo przeżywa wszystko to, co jej dotyczy. Dla niej gotów jest nawet na zakazany krok. Bardzo żałuję, że autorka nie poświęciła więcej miejsca dla tak genialnie wykreowanej postaci, pełnej autentyzmu i magii. Zważywszy na taką opinię, formalnością jest więc dopowiedzenie, że książę pozostaje niezmiennie moim ulubionym bohaterem.
Wśród bohaterów drugoplanowych pojawia się nowa osoba – Paige (strażniczka Ryiah, dosyć oschła i bezpośrednia, ale zarazem oddana swojej pani). Pozostali, to bohaterowie już nam znani: Blayne (brat Darren’a, ciekawy jest wątek z jego udziałem, szczególnie kwestia jego relacji z księciem) i Derrick (brat Ryiah, bardzo sympatyczny chłopak, który w tej części odegra istotną rolę). Epizodycznie pojawia się Alex (ciągle go lubię, choć tym razem mam pewne zastrzeżenia do pewnej jego postawy – z jednej strony, zrozumiałej, lecz z drugiej – dosyć krzywdzącej wobec siostry), Ella (jak zwykle, sympatyczna dziewczyna i oddana przyjaciółka Ryiah) i Ian (kolejny bohater którego polubiłam w poprzednim tomie. Tutaj nie będzie tak beztroski. Jego obecność w Feren’s Keep to najciekawszy akcent w tym wątku, choć naprawdę, bardzo epizodyczny).
Okładka – całkiem dobra.
Podsumowując: z każdą kolejną odsłoną fabuła książki staje się coraz bardziej poważna. Częściowo powtarza się tematyka z „Pierwszego roku” i „Adeptki” (czyli pojedynki, treningi, turniej), co jest całkowicie zrozumiałe, ale zostaje ona dopełniona innymi zagadnieniami, niejako bardziej politycznymi. I tu ponownie autorka zaskakuje mnie pozytywnie, ponieważ, tak jak polubiłam w jej wykonaniu wspominane walki i strategie, tak i polityka, za którą nie przepadam w książkach, została ciekawie przedstawiona. Przyznam, że przytłoczyła mnie dramaturgia wydarzeń, które dotknęły Ryiah. I nie chodzi tu o przytłoczenie ich „ilością” (czyli tym, że było ich zbyt dużo – bo nie było), ale emocjami, które się z nimi wiążą (dodatkowo zakończenie jest zapowiedzią kolejnych). Ach...wolałabym, żeby pewne sytuacje potoczyły się zupełnie inaczej.
„Kandydatka” ma wiele plusów, ale tym, co najbardziej mnie ujęło jest zakochany książę. Żałuję tylko, że wątek ten nie został bardziej rozbudowany i że Darren, mając tak ogromny potencjał, ciągle pozostaje w cieniu Ryiah. No cóż...chyba nie powinnam się spodziewać, że zakończenie cyklu będzie, pod tym kątem, inne. Spodziewam się natomiast, że czwarty tom będzie tak samo interesujący (a może jeszcze bardziej). Czekam więc z niecierpliwością na finałowe perypetie księcia Darren’a i Ryiah. A „Kandydatkę”, oczywiście, polecam.
Zobacz:
„[...] – Gdybyś była mądra... – Darren nabrał ostro powietrza. – Uciekłabyś i nigdy nie wróciła. – Wypuścił powietrze. – Ryiah, jestem trucizną. – Ostatnie słowa niemalże rozerwały mi serce [...]”
Zobacz:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz