To nieprawdopodobne,
jak wszystko się zmieniło. Kiedyś walczyła o miejsce w Akademii Magii, o Czarną
Szatę. Teraz walczy o prawdę, o życie tysięcy ludzi. A żeby ktoś przetrwał,
ktoś inny musi się poświęcić.
➤ Spoilery z trzeciego tomu!
Sekret Blayne’a wtrąca Ryiah w mroczną otchłań. Dokonane
przez niego zbrodnie nie pozostawiają jej wyboru – musi wesprzeć buntowników. Choć
igra z ogniem, opowiadając się przeciwko królowi, tym, co ją przytłacza, jest
konieczność zdrady Darren’a. Magini wie jednak, że nie może się wycofać. Angażuje
się więc w buntowniczą misję za cenę własnego szczęścia.
Ile bólu jest jeszcze w stanie znieść? Jak wielki ciężar
zdoła unieść? Śmierć Derricka złamała ją, lecz na tym nie koniec. Teraz zżera
ją poczucie winy – efekt kłamstw, jakimi karmi swojego nowo poślubionego męża. Tego
wymaga od niej lojalność względem buntowników. I choć pragnie wyznać mu prawdę,
wie, że to niemożliwe. Więź księcia z bratem jest tak silna, że nie potrafiłby
spiskować za jego plecami. Ryiah musi więc milczeć i szukać dowodu
potwierdzającego knowania przebiegłego króla. I pogodzić się z myślą, że kiedy
Darren pozna jej sekret, na zawsze się od niej odwróci.
„Cel uświęca środki”
– chyba tak należałoby określić postępowanie Ryiah. Tak, ma na względzie dobro
wielu ludzi, dla nich się poświęca, nie mogę jednak w pełni zaakceptować jej
wyborów. Wiem, dlaczego zachowała w tajemnicy przed mężem to, czego dopuścił
się Blayne, lecz nie pochwalam tego. Naprawdę, po tym wszystkim, co razem
przeszli, zaufanie miało się okazać największym problemem? Jej oszustwo jest
odpychające – mimo że ma służyć większemu dobru. Ale perypetie Ryiah to nie
tylko spisek. To także miłość do Darren’a. Miłość, którą z jednej strony niszczy,
a z drugiej – walczy o nią, wbrew wszystkim. Reasumując – drogi, którymi podąża
magini jeszcze nigdy nie były tak skrajne, jak teraz. Tym razem większością z
nich nie wzbudziła mojej sympatii, lecz kilka istotnych momentów pozwoliło
przysłonić wcześniejsze rozczarowanie.
Książę Darren wie, że zbliżająca się wojna i buntownicy to
dwa najważniejsze problemy, którym należy stawić czoło. Niebawem zjawi się
wsparcie ze strony Pythusa, razem z żoną skupia się więc na wytropieniu
rebeliantów. Realizując swoje zadanie, nie przypuszcza jednak, że Ryiah
wciągnęła go w grę. Choć on wierzy jej bezgranicznie, są w pałacu tacy, którzy
nie kryją swoich podejrzeń wobec nowej księżnej.
Cóż, najwyraźniej, skrajności, które zdominowały działania
Ryiah, odbiły się również na postępowaniu Darren’a. Z tego też względu
obserwujemy dwa wcielenia księcia. Zakochanego, wyrozumiałego i troskliwego
oraz zdradzonego i rozgniewanego. Podobnie jak u magini, tak i u niego,
najistotniejszym problemem okazał się brak wzajemnego zaufania. Skutkiem
przepełniającej go rozpaczy i nienawiści była chęć odrzucenia i zdeptania miłości
wobec Ryiah, lecz gdzieś w głębi wiedział, że o takim uczuciu trudno zapomnieć.
Historia Darren’a pozostawia duży niedosyt (właściwie w ogóle nie mamy wglądu w
jego myśli. Zaprezentowanie punktu widzenia księcia – a nie tylko Ryiah – w odniesieniu
do kilku istotnych, wręcz kluczowych zdarzeń, było niezbędne), ale wywołuje też
wiele emocji: żal, współczucie, rozczarowanie. Żałuję, że Czarny Mag nie
uniknął poważnych błędów, ale i tak, niezmiennie od pierwszego tomu, pozostał
moim ulubionym bohaterem, choć tym razem mrok i tragizm, który odcisnął się na
jego perypetiach, przykrył nieco dawny czar.
Bohaterowie drugoplanowi to ponownie Ella i Alex – moja
ulubiona para drugiego planu. W opowieści pojawia się również Ian – choć nie ma
go zbyt wiele, moja sympatia wobec niego ciągle trwa.
Okładka – bardzo fajna, zdecydowanie najładniejsza z całego
cyklu. Tylko ta twarz Ryiah – mogła mieć...inny wyraz.
Podsumowując: przyznam
się, że spodziewałam się czegoś innego. Moje wrażenia sprowadziłabym do
następującego stwierdzenia – w finalnej historii wszystko było zbyt radykalne i
przekombinowane. Autorka tak bardzo chciała stworzyć zapierającą dech w piersi
opowieść, że zapędziła się ze swoimi pomysłami. Wiem, że zwroty akcji są
istotne, że czasem konieczne są bezwzględne rozwiązania, ale tutaj zaczęło być
tego za dużo – jakby umiar nie istniał (a przecież ten umiar tak idealnie udało
się zachować Rachel E. Carter w poprzednich tomach). Wiem, że istotnym jest
utrzymywanie czytelnika w napięciu, ale nie widzę sensu w mnożeniu kolejnych,
coraz bardziej naciąganych wydarzeń tylko po to, aby to napięcie utrzymać. No i
zakończenie – naprawdę? Naprawdę tak miało wyglądać zwieńczenie opowieści o
dwóch najsilniejszych magach?
Choć jednak powyższe kwestie nie przypadły mi do gustu, to
ciągle była historia Darren’a i Ryiah, historia, która od samego początku
przykuwała uwagę, historia, której finału byłam bardzo ciekawa. Nie mogłam więc
ocenić jej inaczej.
„[...] – Wiesz – powiedział Blayne. – Myślę, że złamałaś serce mojemu braciszkowi.Widziałam to. [...] Przywiodłam tego załamanego chłopaka nad urwisko i odeszłam [...]”.
Wyjątkowa seria, każdy tom trzyma poziom.
OdpowiedzUsuń