6.04.2020

"Czarny Mag. Ostatnia walka" - Rachel E. Carter *Finał cyklu*


To nieprawdopodobne, jak wszystko się zmieniło. Kiedyś walczyła o miejsce w Akademii Magii, o Czarną Szatę. Teraz walczy o prawdę, o życie tysięcy ludzi. A żeby ktoś przetrwał, ktoś inny musi się poświęcić.

 Spoilery z trzeciego tomu!

  Sekret Blayne’a wtrąca Ryiah w mroczną otchłań. Dokonane przez niego zbrodnie nie pozostawiają jej wyboru – musi wesprzeć buntowników. Choć igra z ogniem, opowiadając się przeciwko królowi, tym, co ją przytłacza, jest konieczność zdrady Darren’a. Magini wie jednak, że nie może się wycofać. Angażuje się więc w buntowniczą misję za cenę własnego szczęścia.

  Ile bólu jest jeszcze w stanie znieść? Jak wielki ciężar zdoła unieść? Śmierć Derricka złamała ją, lecz na tym nie koniec. Teraz zżera ją poczucie winy – efekt kłamstw, jakimi karmi swojego nowo poślubionego męża. Tego wymaga od niej lojalność względem buntowników. I choć pragnie wyznać mu prawdę, wie, że to niemożliwe. Więź księcia z bratem jest tak silna, że nie potrafiłby spiskować za jego plecami. Ryiah musi więc milczeć i szukać dowodu potwierdzającego knowania przebiegłego króla. I pogodzić się z myślą, że kiedy Darren pozna jej sekret, na zawsze się od niej odwróci.
 „Cel uświęca środki” – chyba tak należałoby określić postępowanie Ryiah. Tak, ma na względzie dobro wielu ludzi, dla nich się poświęca, nie mogę jednak w pełni zaakceptować jej wyborów. Wiem, dlaczego zachowała w tajemnicy przed mężem to, czego dopuścił się Blayne, lecz nie pochwalam tego. Naprawdę, po tym wszystkim, co razem przeszli, zaufanie miało się okazać największym problemem? Jej oszustwo jest odpychające – mimo że ma służyć większemu dobru. Ale perypetie Ryiah to nie tylko spisek. To także miłość do Darren’a. Miłość, którą z jednej strony niszczy, a z drugiej – walczy o nią, wbrew wszystkim. Reasumując – drogi, którymi podąża magini jeszcze nigdy nie były tak skrajne, jak teraz. Tym razem większością z nich nie wzbudziła mojej sympatii, lecz kilka istotnych momentów pozwoliło przysłonić wcześniejsze rozczarowanie.

  Książę Darren wie, że zbliżająca się wojna i buntownicy to dwa najważniejsze problemy, którym należy stawić czoło. Niebawem zjawi się wsparcie ze strony Pythusa, razem z żoną skupia się więc na wytropieniu rebeliantów. Realizując swoje zadanie, nie przypuszcza jednak, że Ryiah wciągnęła go w grę. Choć on wierzy jej bezgranicznie, są w pałacu tacy, którzy nie kryją swoich podejrzeń wobec nowej księżnej.
Cóż, najwyraźniej, skrajności, które zdominowały działania Ryiah, odbiły się również na postępowaniu Darren’a. Z tego też względu obserwujemy dwa wcielenia księcia. Zakochanego, wyrozumiałego i troskliwego oraz zdradzonego i rozgniewanego. Podobnie jak u magini, tak i u niego, najistotniejszym problemem okazał się brak wzajemnego zaufania. Skutkiem przepełniającej go rozpaczy i nienawiści była chęć odrzucenia i zdeptania miłości wobec Ryiah, lecz gdzieś w głębi wiedział, że o takim uczuciu trudno zapomnieć. Historia Darren’a pozostawia duży niedosyt (właściwie w ogóle nie mamy wglądu w jego myśli. Zaprezentowanie punktu widzenia księcia – a nie tylko Ryiah – w odniesieniu do kilku istotnych, wręcz kluczowych zdarzeń, było niezbędne), ale wywołuje też wiele emocji: żal, współczucie, rozczarowanie. Żałuję, że Czarny Mag nie uniknął poważnych błędów, ale i tak, niezmiennie od pierwszego tomu, pozostał moim ulubionym bohaterem, choć tym razem mrok i tragizm, który odcisnął się na jego perypetiach, przykrył nieco dawny czar.

  Bohaterowie drugoplanowi to ponownie Ella i Alex – moja ulubiona para drugiego planu. W opowieści pojawia się również Ian – choć nie ma go zbyt wiele, moja sympatia wobec niego ciągle trwa.

Okładka – bardzo fajna, zdecydowanie najładniejsza z całego cyklu. Tylko ta twarz Ryiah – mogła mieć...inny wyraz.

Podsumowując: przyznam się, że spodziewałam się czegoś innego. Moje wrażenia sprowadziłabym do następującego stwierdzenia – w finalnej historii wszystko było zbyt radykalne i przekombinowane. Autorka tak bardzo chciała stworzyć zapierającą dech w piersi opowieść, że zapędziła się ze swoimi pomysłami. Wiem, że zwroty akcji są istotne, że czasem konieczne są bezwzględne rozwiązania, ale tutaj zaczęło być tego za dużo – jakby umiar nie istniał (a przecież ten umiar tak idealnie udało się zachować Rachel E. Carter w poprzednich tomach). Wiem, że istotnym jest utrzymywanie czytelnika w napięciu, ale nie widzę sensu w mnożeniu kolejnych, coraz bardziej naciąganych wydarzeń tylko po to, aby to napięcie utrzymać. No i zakończenie – naprawdę? Naprawdę tak miało wyglądać zwieńczenie opowieści o dwóch najsilniejszych magach?
Choć jednak powyższe kwestie nie przypadły mi do gustu, to ciągle była historia Darren’a i Ryiah, historia, która od samego początku przykuwała uwagę, historia, której finału byłam bardzo ciekawa. Nie mogłam więc ocenić jej inaczej.

 „[...] – Wiesz – powiedział Blayne. – Myślę, że złamałaś serce mojemu braciszkowi.
Widziałam to. [...] Przywiodłam tego załamanego chłopaka nad urwisko i odeszłam [...]”.

Zobacz także: 

1 komentarz: