Obserwował
ją. Podziwiał. I w końcu zapragnął, aby była tylko jego...
Kiedy Kylie Morgan pierwszy raz spotkała
Michaela Harringtona, nigdy by nie pomyślała, że ma przed sobą człowieka, który
okaże się jej oprawcą. Gdy niedługo po tym mężczyzna porywa ją, dotychczasowy
świat dwudziestodwulatki przestaje istnieć. Dziewczyna wie, że jest jego
więźniem. Czuje ciągłe zagrożenie, lecz, co gorsza, coraz bardziej uzależnia
się od niego. Dlaczego Michael wybrał na ofiarę właśnie Kylie? Czy kiedykolwiek
pozwoli jej odejść? I czy ona będzie tego chciała?
To koszmar. Jak inaczej określić sytuację, w
jakiej się znalazła? Po Michaelu może spodziewać się wszystkiego. Jest jak
tykająca bomba. W jednej chwili jest oszałamiającym, łagodnym mężczyzną, w
następnej staje się nieobliczalnym potworem. A mimo tego wywołuje w niej
emocje, których nigdy nie powinna czuć. Emocje, za które się nienawidzi.
Właściwie nie wiem, jak miałabym ocenić
postępowanie Kylie. Jej zachowanie należałoby postrzegać jako syndrom
sztokholmski, a wówczas trudno mówić o jakiejkolwiek logice, której
oczekiwałoby się od zdrowej osoby. Ciekawi mnie jednak następująca rzecz:
dwudziestodwulatka swoją relację z Michaelem tłumaczy po części tym, że jest
jedynym człowiekiem, jakiego ma u boku. Dostrzega jednak jego niesamowitą
urodę, więc zastanawia mnie, czy, mimo wszystko, nie uległa mu również dlatego,
że w jakimś stopniu wzbudzał jej zainteresowanie? Bo czy towarzyszyły by jej
takie a nie inne emocje, gdyby porywacz był nieatrakcyjny i odpychający?
Pomijając zaś tę kwestię, historia Kylie pokazuje, co dzieje się z ludzką
psychiką w traumatycznych okolicznościach. Autorce udało się naprawdę dobrze
przedstawić to zagadnienie.
Jest jego bezcenną zdobyczą. Nikt nie jest w
stanie dać jej tego, co on. Zrobi dla niej wszystko. Pozbędzie się każdej
przeszkody. A ona musi być tylko grzeczna. Inaczej będzie musiał ją ukarać...
Pewnie nie jednej kobiecie na widok Michaela
mocniej zabiło serce. Był przecież taki elegancki, niesamowicie przystojny.
Gdyby tylko wiedziały, jak zepsuty człowiek skrywa się pod tym piękny obliczem.
Muszę przyznać, że to właśnie owa uroda nadaje jego postaci czegoś... zwodniczego,
niepokojącego. To, że jego postępowanie jest na wskroś złe, jest rzeczą
oczywistą, ale połączenie psychopatycznej natury i takiego wyglądu... Niezła
pułapka. Tak jak w przypadku Kylie, tak u Michaela autorka umiejętnie
zaprezentowała zakamarki jego psychiki. Patrząc zaś na te chwile, kiedy
drzemiący w nim potwór wycofywał się, żałuję, że nie trafił się nikt, kto w
odpowiednim czasie mu pomógł. Być może udałoby się okiełznać przepełniający
go mrok.
Wśród postaci drugoplanowych są Eric i Rosalynn – brat i ciotka
tytułowego bohatera. Nie wnoszą jednak wiele do fabuły – ta bowiem, poza
kilkoma przerywnikami, skupia się niemal wyłącznie na głównych bohaterach (co
uważam za zaletę).
Okładka – ładna, elegancka.
Podsumowując: to moje pierwsze spotkanie z twórczością Julii Brylewskiej i muszę
powiedzieć, że autorka ma świetny styl. Bardzo profesjonalny co istotnie
podnosi poziom książki. A co jeśli chodzi o samą historię? Pomysł był
interesujący. Doceniam też sposób ukazania relacji seksualnej. Nie lubię
bezsensownych i wulgarnych opisów scen erotycznych i tu z pewnością tego nie
ma. Mam jednak dylemat względem bohaterów. Zostali wprawdzie dobrze wykreowani,
ale czegoś mi w nich zabrakło. W efekcie całość wypadła poprawnie, jednak bez
większych emocji.
„[…] Wszystko było w nim tak niepoprawnie idealne – smukła sylwetka, szerokie ramiona, spojrzenie ciemnych oczu i grzesznie piękna twarz. Kylie wiedziała, że była to tylko maska – powłoka, która miała za zadanie przykryć wszystko, co złe i okrutne. Niebezpieczne piękno […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz