20.01.2020

"Pieśń syreny" - Alexandra Christo


Potrzeba akceptacji, dorównania wygórowanym, potwornym wymaganiom potrafi być tak silna, że zagłusza prawdziwe ja. Dobro i współczucie są wówczas przejawami słabości, które należy zwalczać. Można zatruwać się nienawiścią, wierzyć w słuszność dokonywanych wyborów, lecz niekiedy nadchodzi taka chwila, która demaskuje złudne tłumaczenia i zmusza do ukorzenia się pod ciężarem przytłaczających win.

   Lira, znana jako Postrach Książąt, to mordercza syrena, która odbiera serca królewskim potomkom. Gdy jednym z czynów rozwściecza matkę, Królową Mórz, za karę zostaje przemieniona w człowieka. Aby odzyskać swoją naturalną postać, musi pozbawić życia pogromcę syren, księcia Elian’a. W chwili, gdy trafia na pokład jego statku, misja wydaje się łatwa do wykonania. Kiedy jednak Lira poznaje przyszłą ofiarę i jego załogę, przekonuje się, że ludzie wcale nie są tak bezduszni jak przypuszczała, a księciu polującemu na syreny daleko jest do bezwzględnego mordercy. Jak w tej sytuacji zachowa się Lira? I jak postąpi Elian, gdy pozna prawdziwą tożsamość nowej towarzyszki?

   Życie u boku bezlitosnej i despotycznej matki nauczyło Lirę jednego – aby zasłużyć na jej uznanie, musi być taka jak ona. Musi odbierać życie bez krzty żalu, czy współczucia. Początek łatwy nie był, lecz teraz nie może sobie zarzucić braku bezwzględności – w końcu jest przyszłą Królową Mórz, pełną nienawiści do ludzi. Upokorzona przez matkę, nieoczekiwanie staje się jedną z nich, a dokładniej rzecz biorąc – jedną z pirackiej ekipy Elian’a. Choć powinna skoncentrować się wyłącznie na zabiciu księcia i powrocie do morskiego królestwa, postanawia wykorzystać go do własnej zemsty. 
Nie mam żadnego usprawiedliwienia dla morderczych skłonności Liry. Tak, dowiadujemy się, że nie była taka sama z siebie, że przez matkę musiała zabić w sobie wszelkie przejawy litości. Nie zmienia to jednak faktu, że była mordercą. Gdy Lira traci naturalną postać, nie może już mamić śpiewem, chwilowo nie wyrywa też nikomu serca, ale nadal jest chłodna. Na tym etapie najbardziej przeszkadzała mi jej oschłość i uszczypliwość. Największa metamorfoza wiąże się zaś z wydarzeniami, w których do głosu dochodzi jej człowieczeństwo, potrzeba ochrony drugiego człowieka. Choć to jej ogromna zaleta, moje wrażenie o Lirze pozostało takie samo: sztuczna, pozbawiona wyrazu postać. 

   Książę Elian, przyszły władca Midas, ze smutkiem myśli o chwili, w której obejmie tron. To nie królewskie realia, lecz morskie podróże są sensem jego życia. Wyprawy z wiernymi kompanami są dla niego istotne nie tylko przez wzgląd na czekającą przygodę, ale na wykonywaną misję mającą na celu ochronę ludzi przed syrenami. Kiedy pojawia się nadzieja, że dzięki pewnemu magicznemu kryształowi uda się definitywnie pokonać Królową Mórz, Elian decyduje się rozpocząć poszukiwania, w których towarzyszy mu, poznana w nietypowych okolicznościach, Lira. Choć początki ich znajomości układają się średnio, z czasem zaczyna nawiązywać się między nimi nić porozumienia. 
O ile książę Elian jest odważnym pogromcą syren, o tyle nie jest typem bezwzględnego mordercy. Chociaż postrzega te istoty jako potworne i demoniczne, nie zabija ich z przyjemności, lecz z konieczności. Jest rozważnym wojownikiem, człowiekiem, który, mimo swojego tytułu, traktuje swoich kompanów jak równych sobie. Nie dostrzegam w jego charakterze większych wad (no, chyba że dosyć lekkie podejście do książęcych obowiązków, ale o nich, mimo wszystko, nie zapomina). Dostrzegam natomiast ogromną wadę w kreacji jego postaci, taką samą, jak w przypadku Liry – Elian jest papierowym bohaterem. Nic mnie w nim nie przekonuje, nic nie wywołuje wrażenia. Ani jego misja, ani mikroskopijny, wymuszony wątek romantyczny. Ta papierowość jest wręcz przytłaczająca. 

   Bohaterowie drugoplanowi – to przede wszystkim Kye (oddany przyjaciel Elian’a i strażnik) oraz potworna Królowa Mórz.

Okładka – może być. 

Podsumowując: do tej pory uważałam, że syreny, piraci i wyprawy morskie to nie moja bajka. Opis fabuły recenzowanej książki wydał mi się jednak na tyle interesujący, że zdecydowałam się ją przeczytać. W efekcie jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że wspomniana tematyka to coś, co absolutnie mi nie odpowiada - może byłoby inaczej, gdyby historia nie okazała się tak nudna i przegadana, a bohaterowie tak mdli, że (przez większość powieści) z utęsknieniem czekałam na zakończenie. Czytając „Pieśń syreny” odnosiłam wrażenie, że autorka chciała stworzyć coś epickiego, nie zaś zwykłą młodzieżową publikację fantasy. Na pewno włożyła w to sporo pracy, ale, w moim odczuciu, nie udało się jej wykreować interesującej opowieści. Tak więc - nie polecam.


„[...] Wszystko wydaje się stłumione, a gdy Lira ponownie uderza swoim ostrzem o moje, pozwalam, by wszystko odpłynęło. Moja misja i moje królestwo. Świat. Nagle wydaje się, że wszystko istnieje gdzie indziej, że jestem tylko ja, mój okręt i dziewczyna, w której oczach kryją się oceany [...]”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz