17.04.2019

"Więź" - Anna Lewicka


Niektóre wydarzenia w sposób szczególny wpływają na rzeczywistość. Nawet jeśli miną dziesiątki, setki lat, odciskają na niej swój ślad tak wyraźnie, że ich echo powraca przez pokolenia. Zostawiają po sobie dziwne historie i tajemnicze miejsca, w których drzemie pamięć o przeszłości. O magicznej przeszłości, która wcale nie jest zamkniętym rozdziałem.

  Samotna wyprawa w Bieszczady okazała się dla Alicji niezapomnianym przeżyciem. Pełne trwogi chwile zaowocowały bowiem interesującą znajomością z Wiktorem, miejscowym samotnikiem. Zamieć śnieżna, która odcięła ich od świata, pozwoliła przekonać się im, jak wiele ich łączy. Choć jednak spędzili ze sobą wyjątkowe chwile, żadne z nich nie wyjawiło prawdy o swojej tożsamości. Co takiego zataili przed sobą? Czy ich sekrety przekreślą szansę na dalszą znajomość?
  Alicja Olszańska to studentka informatyki i pasjonatka dość oryginalnej dziedziny życia. Jej nietypowe zainteresowania zaprowadzają ją w Bieszczady, które, jej zdaniem, skrywają coś niezwykłego. Próba odkrycia owego „skarbu” o mały włos nie kończy się dla niej tragedią. W ostatniej chwili z pomocą przychodzi Wiktor, człowiek, który, jak niebawem się przekona, nie tylko ocali jej życie, ale wypełni je nie znanymi jej dotąd emocjami. Alicja szybko spostrzega jak wyjątkową osobą jest jej wybawiciel. Choć zdaje sobie sprawę, że szczęście, które odczuwa, jest chwilowe i w krótce będzie musiała wrócić do swojej codzienności, chce móc nacieszyć się wspólnym czasem. Nie spodziewa się jednak, że nad ich krótką znajomość nadciągają ciemne chmury.
Alicja jest dziewczyną zasadniczo nie odnajdującą wspólnego języka z rówieśnikami (za wyjątkiem zaprzyjaźnionych bliźniaczek) i wyróżniającą się na ich tle swoimi szczególnymi umiejętnościami (o, których wiedzą tylko najbliżsi). Mimo posiadanych zdolności, stanowiących istotny motyw w całej historii, pozostaje bardzo przeciętną postacią. Nie ma w niej niczego, czym mogłaby przyciągnąć moją uwagę - na początku „pochwaliła się” zerowym rozsądkiem (głupotą była wyprawa w góry bez odpowiedniego przygotowania), a w dalszej części była po prostu nijaka. Nie przekonał mnie ani wątek romantyczny z jej udziałem, ani wspomniane zdolności (te, które zademonstrowała podczas pobytu w domu Wiktora miały w sobie coś nieprzyjemnego). W efekcie, Alicja należy do tej grupy postaci, które oczywiście są pozytywne, ale przez swoją nijakość nie wzbudzają większej sympatii, są jedynie obecne w książce, nic więcej. 

Wiktor Ekiert to rzeźbiarz, od lat mieszkający w bieszczadzkiej głuszy. Dramatyczne wydarzenia z przeszłości sprawiły, że wybrał życie samotnika. Wiódł pozbawioną celu i nadziei egzystencję do momentu, gdy pewnego mroźnego dnia na jego drodze pojawiła się młodziutka studentka. Jej obecność, wbrew jego woli, zaczęła coraz bardziej poruszać jego osamotnione serce. Poddanie się rodzącym się uczuciom było takie kuszące. On jednak nie mógł zapomnieć, dlaczego zamknął się w tej głuszy. Nie mógł zapomnieć, że normalność i szczęście to coś, czego on nigdy nie będzie mieć.
Wiktor jest człowiekiem kontrastów. Łączy w sobie tak różne cechy (te związane z jego odmiennością, trudno uznać za zaletę). Nie znając jego historii można stwierdzić, że lubi życie z dala od innych, lecz biorąc pod uwagę przyczynę jego odosobnienia, widać jak błędne jest to mniemanie (sytuacja w jakiej się znalazł jest wręcz załamująca). Niespotykane oblicze Wiktora jest głównym rysem charakteryzującym jego osobowość. Bez wątpienia autorka wykazała się pomysłowością, decydując się na obdarzenie rzeźbiarza tak specyficzną zdolnością. Nie mogę jednak powiedzieć, że ta koncepcja przypadła mi do gustu. Jest wprawdzie nietypowa, ale jednocześnie dziwaczna i mało interesująca. Podobnie jak sam Wiktor. Współczuję mu tego, przez co musi przechodzić, lecz, pomijając to, jego postać nie wywołuje żadnych innych emocji (tyczy się to również historii miłosnej - największym plusem jest tu różnica wieku bohaterów: dorosły mężczyzna i młoda studentka, czyli lekka odskocznia od romansu rówieśników), które zapewniłyby mu korzystniejszą ocenę.

Wśród bohaterów drugoplanowych trudno wymienić kogoś, kto szczególnie daje się zauważyć na tle całej opowieści. Jedyną osobą, o której ostatecznie można wspomnieć jest Iga, siostra Alicji (dająca się poznać jako dość spontaniczna dziewczyna).

Okładka - jest ładna. Delikatna.

Podsumowując: opis „Więzi” wydał mi się bardzo obiecujący. Połączenie mitologii słowiańskiej z wątkiem romantycznym, a w tle śnieżne Bieszczady - czyż nie brzmi interesująco? Zdecydowanie, tak. Niestety, na przykuwającej uwagę zapowiedzi się skończyło. Bohaterowie okazali się bowiem nijacy i dziwni, fabuła wraz z wątkiem miłosnym - nieciekawa, atmosfera - mało przyjemna, wątek słowiański - niezbyt wyeksponowany i mało zajmujący. Mówiąc w skrócie -  nudna lektura. Książka miała duży potencjał, ale w ogóle nie został on wykorzystany. Szkoda. Nie wykluczone, że dalsze części trylogii będą znacznie lepsze, gdyż autorka będzie mogła przejść do sedna historii. Aktualnie jednak nie czuję potrzeby poznawania dalszych losów bohaterów.

„[...] Okazała się najpiękniejszą i najdroższą mu kobietą, jaką kiedykolwiek spotkał, ale związane z tym poczucie szczęścia od samego początku zaprawione było goryczą. Wiedział, że nie zostało mu dane na zawsze i że ona któregoś dnia po prostu zniknie. [...]”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz