Uczucia
i obowiązek, serce i rozum...nie zawsze im po drodze. Każdy marzy o
szczęśliwej, spełnionej miłości. Co jednak, jeśli podążanie za głosem serca
oznacza krzywdę wielu osób? Czy w tej sytuacji własne szczęście jest
ważniejsze? A może rezygnacja z miłości i świadomość ocalenia innych wynagrodzi
tak wielkie poświęcenie?
➤ Spoilery z pierwszego tomu!
➤ Spoilery z pierwszego tomu!
Wakacyjny pobyt Piper Brennan na wyspie zaczyna obfitować w coraz bardziej niepokojące wydarzenia. Nagła śmierć babci wywraca jej, już i tak niespokojne, życie do góry nogami. Wraz z odejściem Rose, dziewczyna musi przyjąć na siebie obowiązki związane z pozycją Białego Kruka. To wielka odpowiedzialność, tym bardziej, że atmosfera pośród żnwiarzy staje się bardzo napięta. Tę trudną sytuację dodatkowo komplikuje konieczność poślubienia Zander'a. Jak potoczą się losy Piper? Czy odkryje drzemiącą w sobie moc i czy wybierze Zander'a, rezygnując tym samym ze związku z Zane'm?
Piper Brennan bez wątpienia może
stwierdzić, że w jej życiu tragedia goni tragedię. Mimo tak smutnych chwil,
nastolatka nie ma szans na wyciszenie i uporanie się z dramatycznymi
doświadczeniami. Musi bowiem stanąć na wysokości zadania i stać się Białym
Krukiem z prawdziwego zdarzenia. To ogromne wyzwanie. Po pierwsze, dlatego że
do niedawna nie miała pojęcia o swojej prawdziwej tożsamości. Po drugie, nie
wie, czy sprosta wymogom i czy w ogóle chce przyjąć na swe barki potęgę swojego
dziedzictwa. Do ogromu ciążących na niej obowiązków dochodzą również zbliżające
się wielkimi krokami zaręczyny z Zander'em. Piper jest rozdarta. Wie, jak
wielką rolę w świecie żniwiarzy odegra jej aranżowane małżeństwo, ale wie też,
że symetria duszy z Zane'm to coś, o czym nigdy nie zapomni.
O ile w pierwszym tomie moja opinia o
Piper ewoluowała z nieszczególnej do całkiem dobrej, o tyle w drugiej odsłonie
jej perypetii mogę ją ocenić jedynie jako neutralną postać. Oczywiście nasza
bohaterka zasługuje na uznanie za to, że mimo tragedii, potężnej
odpowiedzialności i towarzyszącego jej strachu, stara się stawić czoła
trudnościom, lecz nie ma niczego ponadto, czym mogłaby ponownie mnie do siebie
przekonać. Na niekorzyść Piper w znacznym stopniu zadziałało natomiast jej
ciągłe przypominanie o tym, jak zachwycał ją Zane. Nie jest to żadną tajemnicą
po poznaniu jej losów w pierwszej części. Uważam więc, że w drugim tomie
wystarczyło o tym po prostu wspomnieć, a nie powtarzać niemal raz za razem. Jej
relacja z Zane też nie wywarła na mnie żadnego wrażenia. Jedynym wątkiem w jej
historii, który mnie ciekawił była znajomość z Zander'em. Reasumując więc
stwierdzam, że pozytywów było miej niż negatywów i w efekcie Piper udało się
uzyskać jedynie, wspomnianą wyżej, neutralną opinię.
Zane znalazł się w sytuacji nie do
pozazdroszczenia, w sytuacji, w której musi pozostawać głuchym na głos swojego
serca i podążać drogą, jaką dyktuje mu rozum. To bardzo trudne, szczególnie,
gdy weźmie się pod uwagę tą niezwykłą więź, jaka łączy dusze jego i Piper. Choć
najchętniej trzymałby ją u swego boku wie, że to egoistyczna i niebezpieczna
postawa - jego ukochana ma bowiem zostać żoną brata i zażegnać chaos, który
coraz bardziej rozprzestrzenia się wśród żniwiarzy. Czy w związku z powyższym
Zane ciągle może mieć nadzieję na to, że on i Piper mogą liczyć na wspólną
przyszłość? Czy może najwyższy czas pogodzić się z tym, że choć ich dusze są
połączone, każde z nich musi pójść w inną stronę?
Zane jest kolejnym głównym bohaterem, który
w mojej ocenie, w porównaniu do pierwszego tomu, zaliczył tendencję spadkową.
Niby nic nie zmieniło się w charakterystyce jego postaci, jednak w odróżnieniu
od pierwszej części cyklu, nie udało mi się dostrzec w nim magnetyzmu, którym
wcześniej przykuwał uwagę (nie wykluczone, że byłoby to bardziej możliwe, gdyby
częściej pojawiał się w książce). W efekcie więc, nie wyróżnia się on na tle
innych postaci. Wprawdzie ciągle pozostaje pozytywnym bohaterem, lecz zmierza
bardziej w stronę neutralnej opinii, choć, na szczęście, nie aż tak neutralnej
jak w przypadku Piper.
W gronie bohaterów drugoplanowych, o
których warto wspomnieć, jest oczywiście Zander oraz Parker, przyjaciel Piper.
Gdybym miała wskazać jedną osobę, której losów byłam najbardziej ciekawa, byłby
to Zander. Choć w pierwszej części wydał mi się odrobinkę bardziej
interesujący, subtelność i spokój tego chłopaka mają w sobie coś takiego, że
trudno przejść obok niego obojętnie. A Parker? To oddany i wierny przyjaciel a
zarazem sympatyczny młodzieniec.
Okładka - nie jest zła, ale nie dorównała swojej poprzedniczce z
pierwszego tomu.
Podsumowując: czytając
„Czarną wronę” trudno oprzeć się wrażeniu, że nie wnosi ona niczego nowego do
cyklu. Książka jest po prostu nudnawa, a skupianie fabuły niemal wyłącznie na
Piper tylko tę nudę pogłębiło. Zane, jak już wspominałam, nie przekonał mnie
tym razem zbytnio do siebie, jednak bez wątpienia wolałabym, aby to on, zamiast
Piper, był centralnym punktem całej historii (w rzeczywistości jest bardziej
dodatkiem do jej losów, a nie głównym bohaterem). Jedynym plusem jest Zander,
którego, niestety, po raz kolejny było bardzo niewiele (w tym względzie nic się
więc nie zmieniło w porównaniu z pierwszą częścią), a szkoda, bo miał w sobie
duży potencjał. Cóż..., zobaczymy co przyniesie ze sobą trzecia część, bo po
przeczytaniu „Czarnej wrony”, która okazała się średnią publikacją, myślę, że
autorka raczej nie ma pomysłu na trylogię. Na ten moment uważam, że lepiej było
ograniczyć się do jednotomowej książki. A czy finałowy tom zmieni moją opinię,
przekonamy się za jakiś czas.
„[...] Uczucia są potężne, ale mogą być też niebezpieczne, jeśli się nie umie ich kontrolować. [...] - Głębia jego niebieskich oczu mówiła więcej niż słowa. Nie chciał mnie stracić. [...]”Zobacz także:
"Biały kruk" - J.L. Weil (cykl: "Raven", t. 1)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz