13.03.2023

"The Boy Who Isn't Hers" - Stacey Marie Brown

 
Najpierw walczyli ze sobą, później musieli stawić czoła ludzkiej pogardzie. A gdy wszystko zaczęło się wreszcie układać, nad ich związkiem znowu zawisły czarne chmury.

  Hunter i Jaymerson przeszli przez prawdziwe piekło, lecz, mimo wielu przeciwności, w końcu mogą cieszyć się łączącym ich uczuciem. Zakochani nie przypuszczają jednak jak krótkotrwałe okaże się ich szczęście. W jednej chwili po wspólnej radości nie zostaje nawet ślad. Każde z nich rozpoczyna nowe życie. Obydwoje wierzą, że uporali się ze wspólną historią. Przynajmniej do czasu, gdy ich ścieżki krzyżują się ponownie.

  Widok Huntera realizującego swoje sportowe marzenia bardzo cieszy Jaymerson. Tego samego nie może jednak powiedzieć o zachwycie, jaki wzbudza wśród kobiet, a zwłaszcza o jego relacji z Kristą. Jayme wie, że Hunter, Cody i Krista tworzą rodzinę, do której ona nie pasuje. Świadomość tego nie działa korzystnie na ich związek. Dodatkowo sytuację pogarsza jej zbliżający się wyjazd do letniej szkoły we Włoszech.
Tym razem Jaymerson nie za bardzo przekonała mnie do siebie. O ile w pierwszym tomie postrzegałam ją pozytywnie (pomijając oczywiście jej krzywdzące traktowanie Huntera), o tyle teraz jej wybory i zachowanie były rozczarowujące. Od wypadku niejednokrotnie podkreślała zmianę, jaka się w niej dokonała, to, że chce realizować swoje marzenia, a nie czyjeś. I w porządku. Problem jednak w tym, że jej aktualne postępowanie uważam za zbyt radykalne. W rozumowaniu Jayme nie ma bowiem kompromisu (Hunter po części popełnia ten sam błąd). Patrząc na to, co robi, zastanawiałam się, po co tak walczyła o chłopaka, który podobnież był miłością jej życia. Bezsensowne. Moich wrażeń nie poprawia również pomysł z jej wyjazdem do Włoch i niezwykłym talentem do historii sztuki. Bardzo sztuczny wątek. W efekcie postrzegam Jaymerson jako przeciętną bohaterkę. Wprawdzie zyskuje po powrocie z zagranicy, ale wcześniej zbyt mocno mnie rozczarowała, abym mogła zapomnieć o decyzjach, które podjęła.
 
  Czyżby los w końcu się do niego uśmiechnął? Kariera supercrossowa ma się coraz lepiej. I wreszcie u jego boku znalazła się Jaymerson. Przyszłość zdaje się jawić bardzo obiecująco. Przynajmniej tak myślał do chwili, w której po szczęściu nie został ślad.
Hunter pogubił się co nieco w swoim życiu rodzinno-uczuciowym. W tym, czego chce, co powinno być priorytetem. Po części rozumiałam jego punkt widzenia, ale chwilami miałam wrażenie, że zachowuje się jak męczennik. I właśnie to jest moje największe zastrzeżenie. Nie pochwalam również tego, że zarzucał Jaymerson łatwowierność wobec niektórych związanych z nim tematów – nie dziwię się, dlaczego wyciągała pewne wnioski. Nie zmienia to jednak faktu, że jego postać wypadła lepiej niż Jayme i to nie tylko dlatego, że był moim ulubionym bohaterem. Uważam bowiem, że uczucia Huntera okazały się dojrzalsze. Niemniej, to w pierwszym tomie był niezwykły, w drugim – za bardzo zbliżył się do kategorii „neutralny”.
 
  Wśród bohaterów drugoplanowych prym wiedzie Stevie. Nadal jest zabawną i lojalną przyjaciółką, ale tym razem miałam już dosyć emocjonalnej gry między nią a Chrisem, podobnie jak jej skakanie z kwiatka na kwiatek (Stevie i Chris to bohaterowie trzeciego tomu cyklu. Ich perypetie są mi jednak obojętne, więc nie zamierzam sięgać po kontynuację). W drugiej części pojawiają się ponownie przyjaciele Huntera – fajna grupa, choć wobec Kristy mam obiekcje.
 
Okładka – ładna.
 
Podsumowując: jestem rozczarowana. Historia Huntera i Jaymerson była niezwykła, ale tylko w pierwszym tomie. To, co autorka zaprezentowała tym razem, popsuło wyjątkowość ich relacji. W efekcie otrzymałam jedną z wielu młodzieżowych książek, które nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle innych. Po jej przeczytaniu uważam więc, że lepiej było zakończyć ich opowieść na jednym tomie, zamiast tworzyć coś tak zwyczajnego.
 
„[…] nasze życia podążyły różnymi ścieżkami. I musiałam nauczyć się żyć, kochając kogoś, kogo nie mogłam mieć […]”.



Na Instagramie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz