Najpierw
walczyli ze sobą, później musieli stawić czoła ludzkiej pogardzie. A gdy
wszystko zaczęło się wreszcie układać, nad ich związkiem znowu zawisły czarne
chmury.
Hunter i Jaymerson przeszli przez prawdziwe
piekło, lecz, mimo wielu przeciwności, w końcu mogą cieszyć się łączącym ich uczuciem.
Zakochani nie przypuszczają jednak jak krótkotrwałe okaże się ich szczęście. W
jednej chwili po wspólnej radości nie zostaje nawet ślad. Każde z nich
rozpoczyna nowe życie. Obydwoje wierzą, że uporali się ze wspólną historią.
Przynajmniej do czasu, gdy ich ścieżki krzyżują się ponownie.
Widok Huntera realizującego swoje sportowe
marzenia bardzo cieszy Jaymerson. Tego samego nie może jednak powiedzieć o
zachwycie, jaki wzbudza wśród kobiet, a zwłaszcza o jego relacji z Kristą. Jayme
wie, że Hunter, Cody i Krista tworzą rodzinę, do której ona nie pasuje.
Świadomość tego nie działa korzystnie na ich związek. Dodatkowo sytuację
pogarsza jej zbliżający się wyjazd do letniej szkoły we Włoszech.
Tym razem Jaymerson nie za bardzo przekonała
mnie do siebie. O ile w pierwszym tomie postrzegałam ją pozytywnie (pomijając
oczywiście jej krzywdzące traktowanie Huntera), o tyle teraz jej wybory i zachowanie
były rozczarowujące. Od wypadku niejednokrotnie podkreślała zmianę, jaka się w
niej dokonała, to, że chce realizować swoje marzenia, a nie czyjeś. I w
porządku. Problem jednak w tym, że jej aktualne postępowanie uważam za zbyt
radykalne. W rozumowaniu Jayme nie ma bowiem kompromisu (Hunter po części
popełnia ten sam błąd). Patrząc na to, co robi, zastanawiałam się, po co tak
walczyła o chłopaka, który podobnież był miłością jej życia. Bezsensowne. Moich
wrażeń nie poprawia również pomysł z jej wyjazdem do Włoch i niezwykłym
talentem do historii sztuki. Bardzo sztuczny wątek. W efekcie postrzegam
Jaymerson jako przeciętną bohaterkę. Wprawdzie zyskuje po powrocie z zagranicy,
ale wcześniej zbyt mocno mnie rozczarowała, abym mogła zapomnieć o decyzjach,
które podjęła.
Czyżby los w końcu się do niego uśmiechnął?
Kariera supercrossowa ma się coraz lepiej. I wreszcie u jego boku znalazła się
Jaymerson. Przyszłość zdaje się jawić bardzo obiecująco. Przynajmniej tak
myślał do chwili, w której po szczęściu nie został ślad.
Hunter pogubił się co nieco w swoim życiu
rodzinno-uczuciowym. W tym, czego chce, co powinno być priorytetem. Po części
rozumiałam jego punkt widzenia, ale chwilami miałam wrażenie, że zachowuje się
jak męczennik. I właśnie to jest moje największe zastrzeżenie. Nie pochwalam
również tego, że zarzucał Jaymerson łatwowierność wobec niektórych związanych z
nim tematów – nie dziwię się, dlaczego wyciągała pewne wnioski. Nie zmienia to
jednak faktu, że jego postać wypadła lepiej niż Jayme i to nie tylko dlatego,
że był moim ulubionym bohaterem. Uważam bowiem, że uczucia Huntera okazały się
dojrzalsze. Niemniej, to w pierwszym tomie był niezwykły, w drugim – za bardzo
zbliżył się do kategorii „neutralny”.
Wśród bohaterów drugoplanowych prym wiedzie
Stevie. Nadal jest zabawną i lojalną przyjaciółką, ale tym razem miałam już
dosyć emocjonalnej gry między nią a Chrisem, podobnie jak jej skakanie z
kwiatka na kwiatek (Stevie i Chris to bohaterowie trzeciego tomu cyklu. Ich
perypetie są mi jednak obojętne, więc nie zamierzam sięgać po kontynuację). W
drugiej części pojawiają się ponownie przyjaciele Huntera – fajna grupa, choć
wobec Kristy mam obiekcje.
Okładka – ładna.
Podsumowując: jestem rozczarowana. Historia Huntera i Jaymerson była niezwykła, ale
tylko w pierwszym tomie. To, co autorka zaprezentowała tym razem, popsuło
wyjątkowość ich relacji. W efekcie otrzymałam jedną z wielu młodzieżowych
książek, które nie wyróżniają się niczym szczególnym na tle innych. Po jej
przeczytaniu uważam więc, że lepiej było zakończyć ich opowieść na jednym
tomie, zamiast tworzyć coś tak zwyczajnego.
„[…] nasze życia podążyły różnymi ścieżkami. I musiałam nauczyć się żyć, kochając kogoś, kogo nie mogłam mieć […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz