4.03.2023

"Zły król" - Holly Black

 
Sprytny i przebiegły plan może być dobrym sposobem na zdobycie tego, co nieosiągalne. Sukces misji osładza poniesione wyrzeczenia... do czasu. Kiedy bowiem wielu sięga po ten sam cel, pozostanie zwycięzcą to ciągła walka o przetrwanie.
 
Spoilery z pierwszego tomu!

  Jude ma to, czego chciała – podstępem osadziła na tronie księcia Cardana, jednocześnie wymagając na nim roczne posłuszeństwo. Wydaje się, że ma powody do zadowolenia, lecz kapryśny nowy Najwyższy Król i niepróżnujący przeciwnicy sprawiają, że nieustannie musi trzymać rękę na pulsie. Choć teraźniejszość nie jest łatwa, przyszłość zapowiada się jeszcze gorzej. Za kilka miesięcy Jude utraci możliwość kontrolowania króla, a to oznacza, że pod znakiem zapytania stoją jej dalsze starania o utrzymanie tronu dla brata. Czy po wygaśnięciu posłuszeństwa Cardan zechce dalej z nią współpracować? Czy uda się im wspólnie przeciwstawić tym, którzy czyhają na ich zgubę?
 
  Jude Duarte od dawna miała dość opinii nic nie znaczącej śmiertelniczki, chciała być wreszcie kimś. No i proszę, marzenia się spełniają. Z pozycji istoty o ulotnej egzystencji stała się seneszalem – najbardziej zaufanym doradcą króla Cardana. Brzmi doniośle, czyż nie? Jeszcze bardziej doniosłym jest fakt, że to jedynie oficjalna nazwa jej stanowiska. Otóż... prawda jest taka, że to w jej rękach w rzeczywistości spoczywają rządy. Cardan zaś jest tylko jej marionetką. To więcej niż kiedykolwiek mogłaby pomyśleć. Ten stan rzeczy, choć niezwykły, nie maluje się jednak wyłącznie w różowym kolorze, gdyż niesie ze sobą ogrom obowiązków. Król pomocny raczej nie jest, więc to Jude musi o wszystkim decydować – lecz tylko do czasu. Do momentu, gdy Cardan pożegna się z przyrzeczonym jej posłuszeństwem. To dla niej niekorzystny scenariusz. Musi więc wymyślić, jak na dłużej podporządkować sobie rozkapryszonego władcę, przy okazji uodparniając się także na jego niesamowity urok.
Już w pierwszej części cyklu można było przekonać się, że Jude nie brak inteligencji i odwagi i tym razem nic w tej kwestii się nie zmieniło. Powiedziałabym nawet, że stała się jeszcze bardziej inteligenta i odważna. Dzierżenie tak dużej władzy i konieczność ogarnięcia tak wielu spraw wymaga ogromnego hartu ducha i umiejętności strategicznych. Dziewczyna jest jednak tak bardzo zaangażowana w realizację swojego planu, że umyka jej pewna, dosyć istotna kwestia: to Cardan jest królem, wprawdzie osadzonym na tronie wbrew swojej woli, ale nadal królem. Byłoby więc wskazane, żeby przynajmniej czasami zechciała wziąć pod uwagę jego punkt widzenia, nie zatajać przed nim kolejnych rzeczy. Ale cóż, cała historia jest tak naprawdę teatrem jednego aktora – Jude, co jest dla mnie największą wadą książki (łącznie z zepchnięciem na margines ciekawie zapowiadającego się wątku romantycznego i skoncentrowaniem się niemal wyłącznie na sferze strategiczno-politycznej). Sama bohaterka nie jest negatywną postacią, lecz przypisanie jej przez autorkę tak dominującej roli sprawiło, że moja sympatia, jaką zyskała w pierwszym tomie, zmalała.
 
  Los zdecydowanie bywa przewrotny – książę Cardan osobiście się o tym przekonał. Choć królowanie było jedną z ostatnich funkcji, którymi chciał się zajmować, Jude postawiła go przed faktem dokonanym, zmuszając do objęcia tronu. Skoro jednak nie prosił się o władzę, nie zamierza przejmować się swoimi obowiązkami. W końcu i tak jest jedynie marionetką przebiegłej (i pociągającej) śmiertelniczki. Nawet gdyby miał coś do powiedzenia, nie potraktowałaby tego poważnie, więc lepszym wyjściem jest poza ignorancji i nadużywanie alkoholu. Lecz gdy w skutek pewnego wydarzenia Cardan przekona się, że bycie bezmyślną i ślepo ufającą kukiełką może być niebezpieczne, zrozumie, że aktualny stan rzeczy musi ulec zmianie. Decyduje się wówczas złożyć Jude zaskakującą propozycję.
Jako że Cardan przykuł moją uwagę w „Okrutnym księciu”, czekałam na kontynuację cyklu przede wszystkim ze względu na niego (choć oczywiście pierwszy tom miał też inne plusy). Choć byłam wówczas rozczarowana, że tak rzadko pojawiał się w powieści, miałam nadzieję, że Holly Black nadrobi to przy okazji „Złego króla”. I co się okazało? Otóż, tak naprawdę w tej kwestii nie wiele się zmieniło. Pojawia się wprawdzie odrobinę częściej, ale sceny z jego udziałem nie są szczególnie znaczące. Wygląda to trochę tak, jakby autorka, pochłonięta historią Jude, co jakiś czas przypominała sobie, że jest jeszcze ktoś taki jak król Cardan, więc trzeba coś o nim napisać. Szczerze powiedziawszy, nie wiem dlaczego tytuły poszczególnych tomów odnoszą się do niego, skoro jest on co najwyżej drugoplanową postacią. Holly Black nie daje szansy poznania Cardana. „Przemyca” kilka informacji o jego przeszłości, ale są to jedynie pojedyncze epizody. To bardzo rozczarowujące. Nie wiem, z jakiego powodu tak uparcie go pomija. Uważam bowiem, że bez niego książka utraciła by całą swoją wyjątkowość. Szkoda, że tak to wygląda –  Cardan jest moim ulubieńcem, więc to jego losy interesowały mnie najbardziej. Dodam, że z tych nie wiele wnoszących do jego obrazu wzmianek podobał mi się przede wszystkim w (nielicznych, niestety) uczuciowych odsłonach, utrzymanych (jak pod koniec poprzedniej części) w klimacie próby zagłuszenia emocji, jakie wywoływała w nim Jude (ona postępowała podobnie). Bez echa nie można też pozostawić pewnej decyzji króla. Bardzo mnie zaskoczyła, wręcz wywołała niesmak, ale wierzę, że kryje się za tym istotna przyczyna – jeśli nie, Cardan zasłuży na dużą krytykę. I to tyle jeśli chodzi o jego charakterystykę. Żałuję, że autorka niczego więcej dla niego nie zaplanowała. Czy nadrobi to w ostatniej części? Nie wiem, ale ciągle wierzę, że zapewni mu należyte miejsce w fabule – jest w końcu jednym z głównych bohaterów, jak na razie jednak, wyłącznie teoretycznie.
 
  Spośród bohaterów drugoplanowych nikt szczególnie się nie wyróżnia. Przyznam zaś, że zadziwiły mnie siostry Jude: Taryn swoją ślepą fascynacją Lokim i pewnym oszustwem oraz Vivi, która bezmyślnie ukrywała przed swoją partnerką prawdę o elfickiej tożsamości.
 
Okładka – jest bardzo ładna. Prezentuje się znaczne lepiej niż jej poprzedniczka.
 
Podsumowując: nie tego się spodziewałam, zważywszy na wysoki poziom „Okrutnego księcia”. Tym razem fabuła mnie nie porwała, a tak znaczne zdominowanie historii przez Jude i zepchnięcie Cardana na dalszy plan było po prostu frustrujące. Choć końcowe wydarzenia stanowią ciekawą zapowiedź dla dalszej opowieści, nawet one nie były w stanie zmienić na lepszą mojej opinii o książce. Mimo że pierwszy tom nie dorównał drugiemu, zapewne w przyszłości sięgnę po finał trylogii.

„[...] On ciebie nienawidzi. Pożąda cię, ale też cię nienawidzi.
I przez to, że cię pożąda, tym bardziej cię nienawidzi [...]”.

Zobacz także:


Na Instagramie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz