Coś się
kończy, coś się zaczyna...Ta niepokojąca znajomość poruszy jej serce i wzbudzi
strach. Słodka Auroro, gdybyś tylko wiedziała...
Jason Harris wkroczył w życie Aurory Wilson z
dnia na dzień. I tak po prostu wywrócił je do góry nogami. Wszystko byłoby
łatwiejsze, gdyby nie dwa istotne fakty. Po pierwsze – miała chłopaka. Po
drugie – nowy znajomy spotykał się z jej przyjaciółką. Był zakazanym owocem,
lecz tak trudno było się mu oprzeć. Zwłaszcza, że on nie zamierzał jej
unikać...
Widok Jasona Harrisa wywołuje w Aurorze Wilson
wiele emocji. To, że jest fascynujący nie ulega wątpliwości, jednak jest coś
jeszcze. Jakieś niejasne wrażenie, déjà vu. Przecież nigdy wcześniej go nie
spotkała, a mimo to wydaje się jej, że skądś go zna.
Aurorę można wprawdzie polubić, ale jest kilka
rzeczy w jej historii, które trudno uznać za zaletę, jedną z nich zaś uważam za
dosyć istotną rysę na wizerunku dwudziestosześciolatki. Pierwsza rzecz – brak
rozsądku. Aurora nie zna Jasona, a mimo to nie ma większych obiekcji przed
przebywaniem z nim sam na sam. Jest to tym bardziej dziwne, że jej towarzysza
otacza aura tajemnicy i to takiej, która raczej nie sprzyja beztroskiemu
rozwijaniu nowej znajomości. Druga kwestia – częste wyrzuty sumienia, które
same w sobie są uzasadnione, szkoda tylko, że na nich się kończy, a bohaterka i
tak postępuje po swojemu. Trzecia sprawa – chwilami Aurora nie wie, czego tak
naprawdę chce od Jasona. Przy okazji ma dziwną hierarchię tego, co wypada, a co
nie. I czwarta najważniejsza kwestia – gdy prawda wychodzi na jaw, dziewczyna
widzi tylko to, co przytrafiło się jej. A gdzie refleksja nad tym, co
uruchomiło cały ciąg zdarzeń (co zarysowuje prolog)? Tak łatwo zrzucić winę na
kogoś innego. I choć Aurora jest całkiem sympatyczną osobą, jej zachowanie
pozostawia pewien niesmak.
Wyczekiwana chwila zbliża się wielkimi
krokami. Znajomość z Aurorą zmierza we właściwym kierunku. Można by rzec, że
wszystko idzie zgodnie z planem. Lecz, czy aby na pewno?
Jason to bez wątpienia numer jeden spośród
wszystkich bohaterów. Autorka świetnie go wykreowała. Jest autentyczny, tajemniczy,
intrygujący, z łatwością przykuwa uwagę. Nie zdradza zbyt wielu informacji na
swój temat, nie jest też typem rozgadanej osoby, ale to sprawia, że jest się go
jeszcze bardziej ciekawym. Choć jest moim ulubionym bohaterem i jego postać
podobała mi się przez większość opowieści, bliżej końca mój entuzjazm nieco
zmalał. To efekt jego zachowania, a dokładnie zbytniej pewności siebie i chęci
stawiania na swoim. Co do etycznej oceny jego postępowania... Trudno pochwalić
jego zamysł, ale, mimo wszystko, rozumiem go. To co zrobił, nie wpłynęło więc
negatywnie na moją opinię o nim i niezmiennie uważam go za największy atut
książki.
Wśród bohaterów drugoplanowych jest chłopak
Aurory – Conor (pomijając popełnione błędy, przekonujący i interesujący mężczyzna) i
jej przyjaciółka, Harper (zasadniczo miła i trochę zwariowana).
Okładka – niestety, nie przypadła mi do gustu.
Podsumowując: książka zaczyna się od prologu, który przenosi nas kilka lat wstecz i
opisuje istotne dla fabuły zdarzenie. I w zasadzie nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie jedna wątpliwość: choć wspomniany epizod jest ważny, zbyt
jednoznacznie sugeruje czego może dotyczyć plan Jasona. Uważam, że lepiej byłoby
go zamieścić pod koniec, gdy Aurora dowiaduje się prawdy. Wtedy zdarzenie to,
opisane jako jej wspomnienie, pełniej ukazywałoby dramat całej sytuacji.
Niemniej, Autorka stworzyła na tyle ciekawą fabułę, że, mimo domysłów, chętnie
zagłębiałam się w historię bohaterów, nie mogąc doczekać się chwili, gdy Jason
wyjawi swoje tajemnice. Jeśli więc szukacie książki, w której romans przeplata
się z zemstą, „Jesteś moja” może Was zainteresować.
„[…] Znowu te oczy… Ich odcień jest tak piękny, że zapiera mi dech w piersi. Brunet sprawia wrażenie miłego, jednak jego spojrzenie, mimo pięknej barwy oczu, jest ostre, sprawiające, że po moim karku zaczyna sunąć strużka potu […]”.
Na Instagramie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz