Upiory, nawiedzone domy? To ich specjalność. A zlecenie, którym właśnie planowali się zająć, miało być jednym z wielu. Tak przynajmniej sądzili, przekraczając próg starej kamienicy. Gdyby tylko wiedzieli, jak bardzo się mylą...
Darkins – pedantyczny i nieco zgryźliwy były
kapitan, Alfaen – wiecznie szczęśliwy miłośnik robótek na drutach i...słodyczy
(podobnie jak jego wspólnik), Czarnoksiężnik – ponury ekspert magii, dla
którego dzień bez rozpaczania jest dniem straconym oraz niemożliwi do
pominięcia: uroczy smok, Czaruś, i zabawna papuga, Zrzęduś (ach to jego
genialne „Jesteś numer jeden”) – to nietuzinkowa grupa bohaterów, których udręki
Ithne, poetki pochłoniętej przez smutki i lęki, zaprowadzają do nawiedzonego
domu. Znienawidzone przez dziewczynę miejsce skrywa mroczną historię rzucającą
światło na jej przypadek. Lecz czy to wystarczy do definitywnego wyzwolenia jej
spod wpływu destrukcyjnej, nadprzyrodzonej istoty?
To się nazywa udane połączenie różnorodnych postaci. Każda z nich wnosi do opowieści coś innego. Żadna zaś nie wywołuje skrajnych, nieprzyjemnych wrażeń. Wprawdzie Ithne była chwilami problematyczna, lecz wynikało to głównie z jej „dolegliwości”, więc miało swoje uzasadnienie. Darkins mógłby niekiedy...bardziej się zrelaksować, ale chyba nie potrafił nie być zgryźliwy. Jego przeciwieństwem jest miły i optymistyczny Alfaen, niemniej jako wspólnicy (a właściwie przyjaciele) dobrze się rozumieją i tworzą zgrany, profesjonalny, antymagiczny duet. Jest i on – Czarnoksiężnik i mój numer jeden. Spośród wszystkich bohaterów, jego polubiłam najbardziej. Jest niesamowicie zabawny w swoim umiłowaniu smutku. To bardzo nietypowa cecha, ale idealnie do niego pasująca. Co jednak istotne – pod obliczem osobnika pielęgnującego poczucie nieszczęścia kryje się utalentowany znawca magii. Takiego pomysłowego zestawienia talentu i charakteru nie może nie zauważyć i nie docenić. I na koniec zwierzęta Czarnoksiężnika – smok i papuga, które wywołują uśmiech na ustach, a gdy trzeba, niosą pomoc.
Okładka – prześliczna, bajkowa. Na pochwałę zasługują również rysunki zamieszczone w książce.
Podsumowując: jakiś czas temu bardzo pozytywne wrażenie wywarła na mnie powieść o łowcach duchów, również ze „spółką” w tytule („Krzyczące schody” J. Strouda – cykl: „Lockwood & Sp.”, t. 1). Teraz mogę stwierdzić, że warto poświęcić uwagę kolejnej książce o podobnej tematyce. Do zalet „Spółki Antymagicznej i nawiedzonego domu”, oczywiście poza wspomnianymi postaciami, należy wliczyć otaczający je świat, w którym upiory i zjawy nie są czymś nieprawdopodobnym, a ludzie funkcjonują obok elfów i krasnoludów. Co ważne, autorka ukazuje go w bardzo konkretny i wyważony sposób. Przekazuje to, co powinno być przekazane do właściwego nakreślenia fantastycznej rzeczywistości, tym samym unikając całej masy zbędnych szczegółów. Interesującą fabułę wzbogaca fajnym humorem, który dodatkowo umila czas spędzony na lekturze powieści. I gdzieś w tle snuje wątek z romantycznym podtekstem. Wszystko to składa się na naprawdę dobry początek cyklu. Na pewno więc chętnie przyjrzę się dalszym poczynaniom bohaterów. Polecam.
„[…] Ludzie, na których działał Nocny Mar, stawali się napiętnowani. Bano się, że zło przejdzie na rodzinę i przyjaciół ofiary. Osoba dręczona zostawała sama, a wówczas łatwo ulegała potworowi […]”.
Na Instagramie
Pięknie napisana recenzja! <3
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :)!
Usuń