5.10.2020

"Zimowe zaręczyny" - Christelle Dabos

Niechciane małżeństwo niebawem stanie się faktem. Umowa między rodzinami została zawarta, a jej los – przypieczętowany. Przed nią całe życie u boku obcego mężczyzny. Mężczyzny, który ma wobec niej pewien plan...

Czytaczka poznająca dotykiem przeszłość przedmiotów i Lustrzanna przemieszczająca się między lustrami – oto Ofelia, świeżo upieczona narzeczona rozpoczynająca swoją wyprawę w nieznane. Choć dziewczyna nie wie, czego może spodziewać się po opuszczeniu Animy, ojczystej arki, i osiedleniu się na dalekim Biegunie, krainie przyszłego męża, z pewnością nie przypuszcza, że czekający na nią nowy świat to wielka paszcza lwa, w której groźna iluzja, dwulicowość i dworskie intrygi są zwykłą codziennością. Osaczona tą przytłaczającą rzeczywistością, próbuje zrozumieć, dlaczego, zaręczając się z Thorn’em, musi ukrywać swoją tożsamość. I dlaczego ten wpływowy intendent, spośród tylu kandydatek, na swoją żonę zaakceptował właśnie ją. Cóż...Wszystko wskazuje na to, że spokojne i ciche życie to już przeszłość. Teraz będzie musiała walczyć o przetrwanie...I wcale nie jest pewna, czy chłodny i wiecznie nieobecny narzeczony wyciągnie ku niej pomocną dłoń...

Bycie kustoszem muzeum i czytanie przeszłości przedmiotów – tak wyglądałaby idealna egzystencja Ofelii. Gdyby tylko miała na to wpływ... Niestety, realia wymagają od czytaczki podporządkowania się rodzinnym oczekiwaniom. A to oznacza małżeństwo. Nowa, niechciana perspektywa nie tylko przekreśla jej dotychczasową rzeczywistość, ale, co gorsza, wrzuca ją w wir niezrozumiałych zdarzeń. Niespodziewani wrogowie, trwanie w ukryciu, rozporządzanie nią, niczym pionkiem – to biegunowa „normalność”, której musi stawić czoło. I musi zaufać Thorn’owi. Lecz, czy obdarzenie go zaufaniem nie okaże się wielkim błędem?
Ofelia to staroświecka, niezdarna, milcząca i zaniedbana dziewczyna. Najlepiej funkcjonuje w swoim małym świecie, bardziej ceniąc towarzystwo przedmiotów niż ludzi (poza rodziną, oczywiście). Jest utalentowaną czytaczką i Lustrzanną, która w codziennym, przyziemnym życiu staje się zdystansowana. To typ szarej myszki, chwilami aż nadto szarej. Jak dla mnie, nazbyt „wyróżnia się” jej wielka obojętność w kwestii wyglądu – wystarczyłoby, gdyby była pod tym względem zwyczajna, lecz w jej przypadku wspomniana obojętność była po prostu skrajna – nie lubię podobnych przejaskrawień. Nie przepadam również za jej niezdarnością. Choć ma ona swoje uzasadnienie, nie zmienia to faktu, że niezmiennie pozostaje nieco denerwującą cechą. Jest natomiast coś, za co niemal podziwiam czytaczkę – Ofelia ma świętą cierpliwość. Nie sposób tego określić inaczej, biorąc pod uwagę wszystko to, przez co musiała przejść na Biegunie. Nawet, kiedy wyraźnie przekraczano wobec niej granice pod płaszczem zapewnienia jej ochrony, czy nauczenia manier – znosiła to w ciszy. Lustrzanna to spokojna i neutralna bohaterka, wprawdzie ciągle obecna, lecz zbytnio niknąca za zasłoną milczenia. Ma jednak w sobie pewien potencjał – niewykluczone, że nada jej on wyraźniejszego charakteru w kolejnej odsłonie cyklu.

Liczby – tylko im jest w stanie zaufać. One nigdy nie kłamią. Niestety, tym razem mu nie pomogą. I choć perspektywa małżeńskiego życia radością go nie napawa, nie ma innego wyjścia. Thorn – naczelny księgowy królestwa powraca na Biegun ze swoją narzeczoną. Wiedząc, że obecność Ofelii nie wszystkim przypadnie do gustu, koncentruje się na utrzymaniu jej przyjazdu w tajemnicy. Chociaż większość czasu spędzają oddzielnie, przekonuje się, że pierwsze wrażenie, jakie na nim wywarła, było błędne. Sądził, że była zbyt delikatna, nie zdolna wytrwać w biegunowych warunkach. Ku jego zdumieniu, okazała się silniejsza, niż przypuszczał. Thorn zauważa jednak jak wiele kosztuje ją stawianie czoła podstępnej rzeczywistości. Choć więc wydaje się być dogłębnie zimny i obojętny, nie zamierza akceptować krzywd wyrządzanych Ofelii.
Thorn to trudny bohater. Jest oschły, grubiański, małomówny, zgorzkniały i ponury, czym raczej nie ujmuje. Podobnie zresztą jak wyglądem, o czym autorka nie daje zapomnieć, w kółko (co trochę jest dla mnie niezrozumiałe) podkreślając jaką to ma „kanciastą”, „tyczkowatą sylwetkę” z „czaplimi nogami” i „nienaturalnie długimi rękami”. No i do tego jeszcze te „krogulcze oczy”. Jeśli gustujecie w wybitnie urodliwych bohaterach – Thorn taki nie jest. Nie brzmi to zachęcająco? Z pewnością, nie. Sytuacji nie poprawia fakt ciągłej nieobecności księgowego. Nie ma bowiem szczególnie szans, żeby go poznać. Ale, ale...te kilka chwil, w których ten lodowaty mężczyzna odkrywa nieco swoje wnętrze...prezentuje się całkiem interesująco. Widać, że gdzieś pod tym lodem bije serce. Całokształt jego postaci nie sprawił, że zapałałam do niego ogromną sympatią (powód: chłód wobec Ofelii, zatajenie przed nią istotnej kwestii dotyczącej ich małżeństwa i, ogólnie rzecz biorąc, cały jego antypatyczny styl bycia). Jego wnętrze, emocje, nieopowiedziana historia sprawiają jednak, że kryje się w nim coś obiecującego. Liczę, że bez większego trudu (bo w końcu będzie obecny w fabule) będę mogła to dostrzec w drugim tomie „Lustrzanny”.

Wśród bohaterów drugoplanowych znajduje się przede wszystkim Berenilda, ciotka Thorn’a. Tę kobietę trudno jednoznacznie ocenić. Z jednej strony wydaje się być miła i opiekuńcza (szczególnie wobec księgowego), lecz z drugiej jest złośliwa, kapryśna i interesowna. Tym zaś, co najbardziej mnie w niej irytowało było zachowanie wobec Ofelii. Kolejna postać to Rozalina – ciotka Lustrzanny. Nie ma takiego wpływu na historię, ale podoba mi się jej chęć chronienia siostrzenicy. Swój urok ma też jej bezpośredniość. Wspomnieć można również o Archibaldzie, urodziwym i uwodzicielskim ambasadorze, który, poza swoim przedziwnym strojem, wyróżnia się...spontaniczną postawą w stosunku do Ofelii.

Okładka – całkiem ładna.

Podsumowując: widząc jak pozytywne opinie zbierają „Zimowe zaręczyny”, postanowiłam przekonać się, co takiego niezwykłego kryje w sobie ta książka. Odpowiem Wam – nie wiem. Bardzo starałam się wychwycić w niej to coś, ale tego czegoś najzwyczajniej brak. Z pewnością autorka idealnie dobrała do siebie dwójkę głównych bohaterów. Oschły i pokraczny narzeczony oraz milcząca i niezdarna narzeczona. Biorąc pod uwagę to, że niemal przez całą powieść są od siebie odseparowani, nie ma tu żadnych szans na rozwój ich bliższej, emocjonalnej więzi (nie wspominając już o tym, że na etapie pierwszego tomu Ofelia i uczucia w ogóle nie idą w parze). Sytuację ratuje wyłącznie Thorn tymi krótkimi chwilami, w których pozwala zajrzeć pod swoją lodowatą maskę i dostrzec emocje. Gdyby nie on, książce na pewno nie pomogłaby wykreowana przez Christelle Dabos historia. Właściwie nie wiadomo, o co w niej tak naprawdę chodzi, bo wszystko trzymane jest w tajemnicy – nawet przed samą Ofelią. I choć autorka snuje swoją steampunkową opowieść na tak wielu stronach, jej jako taki sens ujawnia się dopiero pod koniec (do tego momentu miałam wrażenie, jakby pisała o wszystkim, tylko nie o tym, co naprawdę ważne). Osobiście więc nie podzielam zachwytu nad pierwszym tomem „Lustrzanny”. Przyznam natomiast, że emocje Thorn’a, którym chwilowo pozwolił ujrzeć światło dzienne sprawiły, że zainteresował mnie dalszy ciąg znajomości naszej pary. Z tego też względu sięgnę po kontynuację ich perypetii.  

„[...] – Serce Thorna... – wyszeptała, podkreślając mocno «r». – Może to mit? A może bezludna wyspa? Bryła wyschniętych tkanek? Jeżeli cię to pocieszy, drogie dziecko, nigdy nie widziałam, żeby ktokolwiek wprawił je w uniesienie [...]”.


Zobacz także:


Na Instagramie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz