Ukarać winowajcę – o niczym innym nie marzy. Choć ojciec zawinił, odpokutuje córka...Niesprawiedliwe? Nie ważne! Krzywda musi zostać pomszczona. Lecz gdy mrok zemsty zderzy się ze światłem miłości, nic już nie będzie takie oczywiste.
Cassian Grant nie potrafi poradzić sobie ze skutkami tragedii sprzed lat. Gdy otrzymuje propozycję ochraniania córki człowieka odpowiedzialnego za przeżyty koszmar wie, że los w końcu się do niego uśmiechnął. Szansa na ukaranie winnego jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy jedynie uwieść jego córeczkę, dziewiętnastoletnią Rain Montgomery. Plan jest idealny, jego wykonanie – banalnie proste. Jest tylko jeden, mały problem. Cassian nie przypuszczał, że ta śliczna dziewczyna, mająca posłużyć mu za narzędzie zemsty, okaże się tak...wyjątkowa.
Czas leczy rany? Być może, lecz nie w przypadku Cassian’a Grant’a. Jego życie dawno temu straciło prawdziwy sens. Teraz wypełnia je jedynie praca i bezsensowne, seksualne przygody na jedną noc. Kiedy trzydziestolatek zostaje ochroniarzem Rain Montgomery, córki znienawidzonego senatora, szara rzeczywistość zaczyna nabierać barw. Choć początkowo ma na to wpływ możliwość odwetu, bardzo szybko pojawia się inna przyczyna – fascynacja uroczą i delikatną dziewiętnastolatką, tak inną od kobiet, które dotychczas stawały na jego drodze. Ukrywając przed dziewczyną powód, dla którego zgodził się ją ochraniać, coraz śmielej wkracza w jej uczuciowy świat, który, o dziwo, zaczyna go przyciągać.
Cassian to samotny, zraniony i oschły człowiek, doskonały obserwator. Uroda, powodzenie u kobiet, trauma z przeszłości – to cechy, które nie wyróżniają go szczególnie na tle podobnych mu bohaterów. Tym, co historii trzydziestolatka nadaje nieco...inności jest połączenie ochraniania z chęcią zemsty. Pomysł fajny, szkoda tylko, że znika tak szybko, jak szybko się pojawia. Fakt, że Cassian, dostrzegając szczerość i dobro Rain, nie chce jej krzywdzić (lecz bronić) z jednej strony należałoby potraktować jako zaletę. Z drugiej jednak, zepchnięcie podstępu na boczny tor kwalifikuje ich perypetie jako zwykły romans, który porywający nie był. Sam Cass dosyć interesująco wypadał przede wszystkim jako ochroniarz. Im bardziej zaś koncentrował się na prywatnej relacji z Rain, tym bardziej stawał się zwyczajny.
Rain Montgomery sądziła, że odnalezienie ojca wypełni pustkę, którą zapełnić może tylko ojcowska miłość. Niestety, myliła się. Wpływowy senator koncentruje się wyłącznie na politycznej karierze, a ją traktuje jak niechciane brzemię. Nie dość, że zamieszkując w jego wystawnej willi skazała się na samotność, teraz, dzięki ciągłej obecności ochroniarza, będzie zmuszona pożegnać swoją wolność. Choć towarzystwo podążającego za nią krok w krok mężczyzny wydawało się zbyt problematyczne, dzięki onieśmielającemu Cassian’owi okazało się fascynujące.
Lubię delikatne i urocze bohaterki. Dobrze się „komponują” zarówno z grzecznymi młodzieńcami, jak i tymi zbuntowanymi. Połączenie dobrej, wrażliwej, niewinnej i wstydliwej nastolatki z chłodnym i...doświadczonym (nie tylko przez los) trzydziestolatkiem uważam za atut książki, ale... No właśnie. Im bardziej poznawałam Rain, tym bardziej zaczynała przypominać...mimozę. Albo dosyć szybko rozczulała się, albo robiła z siebie ofiarę. Przykład? Jej relacja z ojcem. Zastanawiałam się, na co w tej kwestii liczyła? Jako nieślubna córka i dowód małżeńskiej zdrady stanowiła poważną rysę na jego reputacji, siłą (sądownie) wkroczyła w jego życie i dziwiła się, że senator nie pała do niej wielką miłością?! Lepiej – pod względem racjonalności – prezentowała się jej znajomość z Cassian’em, bo choć była nim bardzo zainteresowana, choć starała się z nim zaprzyjaźnić i ukoić trawiący go ból, nie chciała być chwilową przygodą. Sam romans jednak, jak wspominałam przy okazji Cass’a, nie wzbudzał większych wrażeń – był tendencyjny. Reasumując całokształt: to, co miało być zaletą bohaterki (jej dobroć, wrażliwość) w pewnym momencie zaczęło przypominać naiwność i dziecinność. Tych cech nie lubię, więc moja początkowa sympatia do Rain trochę na tym ucierpiała.
Wśród bohaterów drugoplanowych znajdują się: senator Montgomery (któremu daleko do ideału), matka Rain (mająca wielką słabość do toksycznych związków. Choć to dobra osobą, jej zbytnia ufność wobec wykorzystujących ją mężczyzn była męcząca) i Quentin (drugi ochroniarz Rain – całkiem sympatyczny chłopak).
Okładka – może być.
Podsumowując: zbyt szybki rozwój wzajemnej fascynacji (szczególnie jeśli chodzi o Cassian’a mającego koncentrować się na zemście), aż nadto rozciągnięta fabuła (mimo ciekawego początku, skupianie się ciągle na tych samych tematach stało się nudne) i bohaterowie, którzy nie zapadają w pamięć – to trzy główne punkty opisujące moje odczucia dotyczące „The Guarded Heart”. Cóż, spodziewałam się czegoś lepszego, a otrzymałam zwyczajną, nie wywołującą większych emocji książkę, którą można wprawdzie przeczytać, ale nie robiąc tego, niczego się nie straci. Tak więc, bez rewelacji.
„[...] Cassian. Uwielbiałam to imię. Wypowiadając je na głos czułam się jakbym szeptała zaklęcie albo modlitwę. Cassian był jedną wielką sprzecznością. Opiekuńczy, a zarazem nieczuły. Zraniony, ale potężny. Piękny i szorstki [...]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz