Wiedziała, że ich wspólny czas wkrótce dobiegnie końca. Wiedziała, że pożegnanie nie będzie łatwe. Wiedziała, że w jego życiu może pojawić się ktoś inny. Wiedziała...Lecz mimo to oddała mu serce i ciągle wierzyła, że przeznaczenie będzie dla nich łaskawe.
Zamieszkanie w hotelu nie tylko
zapewnia Alicji upragniony spokój, ale ponownie łączy drogi jej i Gabriela. Dwójka
nastolatków nie musi długo czekać, aby przekonać się, że rodząca się między
nimi relacja to coś więcej niż koleżeństwo. Wakacyjny romans staje się
początkiem czegoś wyjątkowego, czegoś, co w innych okolicznościach miałoby
szansę na przetrwanie. Niestety, w ich przypadku nadzieje na wspólną
przyszłości nie mają racji bytu. Wszystko przez zbliżający się wyjazd Gabriela
do Harvardu. Choć mijają lata, Alicja ciągle wspomina ukochanego. Być może
jednak pojawienie się w jej życiu niesfornego Victora, zamknie za Gabrielem
drzwi przeszłości.
Dla Alicji Małaszyńskiej Gabriel
jest całym światem – jego szczęście jest ponad jej szczęściem. Z tego też względu,
gdy nadchodzi czas rozstania, siedemnastolatka uśmiecha się, choć serce pęka
jej z bólu, pozwala mu odejść, choć jedyne o czym marzy, to zatrzymać go u swego boku. Kiedy
jej świat wywraca się do góry nogami i musi stawić czoło trudom codzienności – nie
chce być dla niego ciężarem. Nie chce krzyżować jego marzeń, tym bardziej, gdy
on zaczął układać swoje życie na nowo...z nową dziewczyną. Choć upływ lat
przyzwyczaił ją do samotności, w głębi serca wierzy, że ich drogi nie rozeszły
się na zawsze. Nie wykluczone jednak, że towarzystwo angielskiego lekarza,
Victora Bennett’a, pozwoli jej zrozumieć, że najwyższy czas przestać myśleć o
Gabrielu i skupić się na własnym szczęściu.
Alicja jest niesamowicie samodzielna i bardzo zaradna. Nie
użala się nad sobą, nie załamuje się. Wie, że musi iść na przód. Nie narzuca
się też Gabrielowi. Podoba mi się jej zachowanie – jest bardzo dojrzałe. Dojrzałe
jest również jej uczucie do byłego chłopaka, które, choć zaczęło się w
młodzieńczych latach, nie było chwilową fascynacją. Tym, co w jej postaci nie
do końca mnie przekonało był ogrom obowiązków, którym musiała podołać. Choć nie
wątpię, że ludzie są w stanie pracować na kilku etatach, jednocześnie
studiując, w przypadku Alicji było tego tak dużo (sprawy zawodowe i rodzinne),
że uważam to za lekkie przerysowanie.
Gabriel Lang ma wielkie
aspiracje. O ile studia na Harvardzie i zamieszkanie na stałe w Nowym Jorku dla
wielu byłyby czymś nieosiągalnym, o tyle dla osiemnastolatka ta perspektywa
jest celem, do którego niestrudzenie dąży. Gdy ciężka praca przynosi efekty –
amerykański świat staje przed nim otworem. Jedynym minusem wyjazdu jest
rozstanie z Alicją, lecz choć za nią tęskni, zaczyna budować swoją przyszłość z
inną dziewczyną. Bycie w związku nie przeszkadza mu w tym, aby gdzieś w
podświadomości spokojem napełniał go fakt, że w życiu Alicji ciągle nie ma
nowego mężczyzny. Wkrótce jednak ten spokój burzy pojawienie się niejakiego
Victora.
Zdolny i pracowity egoista. Oto cały Gabriel – człowiek skupiający
się wyłącznie na własnym szczęściu. Pięcie się po drabinie kariery nie jest
niczym złym, o ile nie zapomina się o odpowiedzialności, o tym, że istnieje coś
więcej niż realizacja marzeń. Najwidoczniej Gabriel ma z tym poważny problem,
bo poza swoim sukcesem, nie dostrzega niczego innego. Jest całkowitym
przeciwieństwem Alicji. Ta bowiem myśli o jego dobru, nie o swoim. Martwi się o
wszystkich wkoło, nie o siebie. Już te cechy stawiają Gabriela w niekorzystnym
świetle, lecz to nie wszystko. Jest jeszcze jedna „cudowna” postawa naszego
bohatera. Tląca się w głębi jego serca radość z tego, że, mimo iż on sam od lat
jest z inną kobietą, Alicja ciągle o nim pamięta, ciągle jest sama. Mając na
względzie ów egoizm, obecność Victora jest dla niego najlepszą nauczką. Całość
historii Gabriela sprawia natomiast, że trudno wystawić mu jednoznaczną opinię.
Część decyzji była zła, część dobra. Choć jednak ma więcej wad niż Alicja, jego
zachowanie wywołuje większe emocje, co, w mojej ocenie, czyni z niego ciekawszą
postać.
Problemy osobiste zmuszają
Victora Bennett’a do opuszczenia Anglii i zamieszkania w Polsce. Jako lekarz na
telefon (dla zamożnych) na miejsce swojego pobytu wybiera hotel zarządzany
przez Alicję. Nić porozumienia, jaka nawiązuje się między nim a panią menadżer,
szybko przeradza się w prawdziwą przyjaźni. Medyk, dostrzegając wyjątkowość
swojej nowej towarzyszki, wie, że zasługuje na wszystko, co najlepsze. Staje
się więc impulsem popychającym ją ku nowej perspektywie. Ku własnemu szczęściu,
które niekoniecznie musi mieć na imię Gabriel.
Ten światowy, pewny siebie człowiek okazał się siłą napędową
całej fabuły. Swoją obecnością nie tylko ożywił dotychczasową rzeczywistość
Alicji, ale, co najważniejsze, zbudził z uśpienia Gabriela, pokazując mu, że u
jej boku jest miejsce dla innego mężczyzny. Choć nasza bohaterka ma przy sobie
wielu życzliwych ludzi, Victor stanowi dla niej zupełnie inne wsparcie,
bardziej...osobiste, a przez to bardziej interesujące. Polubiłam tego
niesfornego lekarza za jego luz, szczerość i lojalność.
Wśród bohaterów drugoplanowych
nie ma nikogo, kto wyróżniłby się w sposób szczególny.
Okładka – taka sobie.
Podsumowując: niemal
przez połowę książki próbowałam uchwycić coś, co przykuje moją uwagę – niestety
bezskutecznie. Wydarzenia z życia Alicji i Gabriela po prostu się działy, lecz
nie wywoływały na mnie większego wrażenia. Z pewnością pomocny nie był dosyć
ciężki styl snucia opowieści, problematyczne okazały się też: zbytnie przyśpieszenia
niektórych zdarzeń, pojawiające się przerysowania, drobne niedopowiedzenia. Tak
jednak jak jeden człowiek jest w stanie wywrócić czyjąś egzystencję do góry
nogami, tak jeden bohater potrafi zmienić bieg i odbiór fabuły. Ta zasługa
należy się Victorowi. Od chwili, gdy pojawia się, książka nabiera tempa i staje
się znacznie ciekawsza. Joannie Pear należy się pochwała zarówno za trafny
dobór tej postaci jak i poprowadzenie interesującego wątku z jej udziałem.
Plusem jest również skupianie się na konkretnych etapach z życia zawodowego,
uczuciowego i rodzinnego Alicji. Autorka prezentuje rozwój jej historii na
przestrzeni ponad ośmiu lat – jeśli zaś nie dzieje się nic istotnego, robi
dłuższe, kilkumiesięczne przeskoki do kolejnego ważnego momentu, unikając tym
samym niepotrzebnego rozciągania fabuły. W efekcie ten całokształt sprawia, że
powieść, mimo wymienionych mankamentów, była na tyle zajmująca, że z zaciekawieniem
śledziłam perypetie Alicji, Gabriela i Victora.
„[...] Gdyby nie ten pocałunek pod pomostem, to moje życie byłoby znacznie prostsze” – pomyślał [...]”.
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję Autorce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz