Przeszłość
potrafi być skuteczną blokadą na drodze do szczęścia. W myśl jednego z
powiedzeń, "co było a nie jest, nie pisze się w rejestr". Trudno
jednak oderwać się od przeszłych wydarzeń, które wycisnęły piętno na życiu. To
poważny problem, bowiem zbytnie przywiązywanie się do tego, co minęło może
sprawić, że nie dostrzeże się szansy na pomyślną przyszłość.
Sophie
Talbot, jedna z tzw. Feralnych Sióstr, nie potrafi się odnaleźć wśród
arystokracji. Do tego ma niemałego pecha. Najpierw śmietanka towarzyska była
świadkiem awantury, jaką urządziła niewiernemu szwagrowi, a następnie wymknęła
się jej spod kontroli przejażdżka powozem markiza Eversleya, do którego
zakradła się w przebraniu lokaja. Teraz ma nie lada problem. Nie dość, że nie
ma możliwości wrócić do domu to jeszcze została zdemaskowana przez właściciela
pojazdu. Teoretycznie wystarczyłoby, aby każde z nich poszło swoją drogą, tym
bardziej, że obydwoje nie mają o sobie dobrego zdania. Przewrotny los ma jednak
wobec nich inne plany.
Sophie to
bezpośrednia, zaradna, uparta i zabawna dwudziestojednolatka, która, w
odróżnieniu od swoich najbliższych, nie znosi obłudy arystokratycznego świata.
Jej nowobogacka rodzina stała się płytka odkąd zachłysnęła się możliwością
obcowania z socjetą. Wywoływanie skandali nie było problemem dla jej sióstr,
ponieważ dzięki temu mówiono o nich. O ile ani one, ani ich matka nie
przejmowały się tym, że traktowano ich z pogardą, o tyle Sophie nie potrafiła
funkcjonować w tak zakłamanej rzeczywistości. Tęskniła za dawnym domem, w
którym spędziła dzieciństwo. Tylko wtedy czuła się szczęśliwa i wolna. Kiedy
więc jej przejażdżka powozem Eversleya komplikuje się, postanawia wydobyć z tej
przygody coś pozytywnego i wrócić w strony, które uważała za swój prawdziwy
dom. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że od tej chwili perypetie jej i markiza
mocno skrzyżują się ze sobą.
Sophie jest uroczą kobietką. Bardzo
podoba mi się jej bezpośredniość i szczerość. Potrafiła pozostać sobą wbrew otaczającej
ją obłudzie i sztuczności. Nie było to łatwe, tym bardziej, że rodzina nie
pochwalała jej postępowania. Ja z kolei nie pochwalam postawy jej sióstr i
matki. Mimo ich wzajemnych uczuć, uważam je za próżne osoby, dla których
liczyła się przede wszystkim wygoda i dla niej były w stanie wiele poświęcić,
łącznie z własną dumą i szacunkiem. Najciekawsza była znajomość Sophie z
Kingscot'em. Razem stanowili interesujący duetu, który nie wiedział, co to nuda.
Ich wzajemne docinki były bardzo zabawne. Nadawały niezwykłej lekkości fabule,
co bez wątpienia jest istotnym atutem.
Kingscote,
markiz Eversley, to trzydziestotrzyletni dziedzic książęcego tytułu, który
zasłynął opinią skandalisty i rozpustnika. To arogancki "nicpoń
królewskiej krwi", który kocha wolność i ryzyko. Do tego nie jest mu obce
poczucie humoru, co razem tworzy interesującą kompozycję. Gdy zostaje wezwany
do rodzinnej posiadłości z powodu umierającego ojca, musi stawić czoło demonom
przeszłości. Nie łatwo jednak wracać do człowieka, który zrujnował mu życie i
przyczynił się do przekreślenia jego wiary w miłość. Nie dość, że cel podróży
jest dla niego poważnym obciążeniem, to jeszcze musi sobie poradzić z niespodziewanym
pasażerem na gapę, którym okazuje się jedna z sióstr skandalistek. Znając ich
opinię jest przekonany, że Sophie chce podstępem nakłonić go do małżeństwa.
Jego przypuszczenia dodatkowo potwierdza fakt, że, dziwnym zbiegiem
okoliczności, obydwoje podróżują do tego samego miejsca.
Markiz jest bardzo sympatycznym
człowiekiem. Polubiłam go od samego początku, a dokładnie rzecz biorąc od jego
pierwszej rozmowy z Sophie. Bardzo podobał mi się jego humorystyczny sposób
bycia oraz dobro, które w sobie skrywał. Co prawda, był niemiły krytykując
wygląd i charakter swojej nowej towarzyszki i dając do zrozumienia, że chce się
jej jak najszybciej pozbyć, jednak w głębi siebie zależało mu na zapewnieniu
jej bezpieczeństwa. Było to dla niego tym bardziej ważne, że nie chciał, aby
powtórzyła się tragedia z przeszłości. Biorąc pod uwagę jego historię, szkoda
mi tych lat, kiedy pozostawał skłócony z ojcem. Żałuję też, że ojciec Sophie
podjął względem niego tak błędne decyzje. W jego przypadku tego typu plany były
druzgocące. Wcale się nie dziwię, że poczuł się fatalnie z ich powodu. Choć
rozumiem jego rozczarowanie, to wydarzenie mające miejsce przed zamkiem księcia
Warnick uważam za niepotrzebne. Niezależnie jednak od tego muszę podkreślić, że
postać markiza przypadła mi do gustu. Jego obecność bardzo korzystnie wpłynęła
na moją ocenę powieści.
Na koniec
kilka słów o epizodycznym bohaterze. Jest nim bardzo oryginalny i zabawny
lekarz, którego spotkali na swojej drodze Kingscote i Sophie. Miał ciekawe
podejście do pacjenta, a sposób, w jaki wyrażał nadzieję na jego wyzdrowienie z
pewnością był nietuzinkowy.
Tak na marginesie, wspominany książę
Warnick jest bohaterem "Sekretnego portretu miłości" Sarah MacLean.
Okładka jest ładna.
Podsumowując:
"Uwodziciel bez szans" to lekka i przyjemna opowieść dopełniona
fajnym humorem. Jeśli szukacie powieści w historycznym klimacie, z zabawnymi
bohaterami i nieprzytłaczającą historią, to publikacja ta może Was
zainteresować.
„ - [...] Nie chcę, żeby mnie zauważano - skłamała - Po prostu chcę być od tego wolna.Pochłaniał ją wzrokiem.- Ja cię zauważyłem, Sophie”.
Również przeczytałem tą książkę (zaraz po tym jak opublikowałaś recenzję).
OdpowiedzUsuńMuszę się pochwalić, że postać markiza Kingscote była wzorowana na mnie ;)
Przyznaję, że najśmieszniejszy był lekarz. Zwłaszcza gdy mówił o nowatorskim stosowaniu przetoki mózgowej na problemy z "biegusiem", tj. biegunką :D