29.12.2016

"Chemia naszych serc" - Krystal Sutherland


Kiedy w życiu pojawia się ktoś ważny, ktoś, kto porusza serce, często wierzy się, że to ta właściwa osoba. Wszystko wydaje się idealne, plany na przyszłość same układają się w głowie. Euforia jest tak duża, że niekiedy nie dostrzega się pewnych symptomów, które świadczą o tym, że uczucie, które ma dawać szczęście, zaczyna przysparzać smutku. Nie unosi ku górze, tylko spycha na bezdroża. Czy można wtedy mówić o miłości? Czy takie uczucie może, mimo wszystko, posłużyć za fundament prawdziwego związku?

Henry Isaac Page jest uczniem ostatniej klasy szkoły średniej. Od swoich rówieśników różni się przede wszystkim tym, że woli skupiać się na nauce zamiast szukać szczęścia w relacjach damsko-męskich, które, według niego, niosą ze sobą więcej rozczarowań niż radości. Zamiast chwilowych związków czeka na prawdziwą miłość. Biorąc pod uwagę takie przekonanie przeżywa niemały szok, kiedy zdaje sobie sprawę, że nowa uczennica, Grace Town, zaczyna zaprzątać jego myśli. Grace jest bardzo nietypową osobą. Ubiera się w męską odzież, jest dość niechlujna i zamknięta w sobie. Henrego jednak nie zniechęca ani jej wygląd, ani charakter, ani fakt, że porusza się o lasce. Gdy na portalu społecznościowym znajduje jej zdjęcia, nie może uwierzyć własnym oczom. Trzy miesiące temu dziewczyna wyglądała zupełnie inaczej. Była atrakcyjna i radosna. Co takiego się stało, że Grace tak bardzo się zmieniła? Czy jej przeszłość będzie miała wpływ na jej znajomość z Henrym?


Henry jest spokojnym siedemnastolatkiem, nie wyróżniającym się z tłumu. Ma dwoje przyjaciół, Murraya i Lolę, i bardzo luzacką rodzinę. To przede wszystkim z tymi ludźmi związane było jego życia do chwili, gdy poznał Grace Town. Gdy dostrzegł ją pierwszy raz, z pewnością nie było to dla niego nadzwyczajne wydarzenie. Jeśli przykuła jego uwagę, to nie z powodu oszałamiającej urody, lecz zaniedbanego i ekscentrycznego wyglądu. Nie potrzeba było jednak wiele czasu, aby ta nietypowa dziewczyna zaczęła go interesować. Minął miesiąc, a oni byli sobie bardzo bliscy. Świetnie się rozumieli. Problem tylko w tym, że co raz Grace starała się dystansować od Henrego. Z jednej strony chciała jego towarzystwa, z drugiej zachowywała się tak, jakby wolała go unikać. Postępując w taki sposób wprowadzała w życie chłopca zamieszanie i sprawiała przykrość, bawiąc się jego uczuciami. Jak się okaże, postawa Grace miała związek z pewnym dramatem, który miał miejsce trzy miesiące wcześniej.
Henry należy do tej grupy nastolatków, dla której ważny jest związek oparty na miłości, więc nie zależy mu na płytkiej relacji, na pustym romansie. Podoba mi się jego postawa. Jest on przykładem chłopaka, który, mimo młodego wieku, patrzy na związek dojrzale. Dlatego też, gdy zdaje sobie sprawę, że nie traktuje Grace wyłącznie jak koleżanki, bardzo szybko zaczyna angażować się w tę znajomość. Nie wiem jednak, czy ten krok okazał się słuszny. Chyba lepiej by było, gdyby nie pojawiła się na jego drodze. Chociaż Grace miała swoje przemyślenia na temat przeszłości, nie potrafiła trzymać się od niego z daleka i w efekcie wciągała go w dziwny układ. On z kolei był podatny na jej działania z powodu braku pewności siebie, bardzo małej asertywności, a przede wszystkim tego, że był zakochany. Cóż, "serce nie sługa". Uważam jednak, że Henry zasługiwał na dziewczynę, która potrafiłaby go docenić, tym bardziej, że był naprawdę dobrym, sympatycznym i zabawnym chłopakiem.
Grace Town ma 17 lat. Trzy miesiące temu jej życie zmieniło się diametralnie. To wydarzenie sprawiło, że poznajemy ją jako tajemniczą i zamkniętą w sobie osobę. Spośród nowych znajomych to Henry jest tym, z którym stopniowo spędza coraz więcej czasu. Jej postawa wobec niego jest dość skomplikowana. Coś przyciąga ją do chłopca, lecz przeszłość sprawia, że stara się z tym walczyć. Pokusa przebywania z Henrym jest jednak na tyle silna, że Grace nadal się z nim spotyka, narażając go tym samym na nieprzyjemną huśtawkę nastrojów. Wie, że łączy ich coś wyjątkowego, dlatego trudno jej zrezygnować z tej znajomości. Podjęcie ostatecznej decyzji jest jednak nieuniknione.
Grace jest dziwną postacią. Jej upodobanie do noszenia zbyt dużych, męskich ubrań jest dość intrygujące, ale jeszcze bardziej szokujący jest powód, dla którego to robi. Wszystko sprowadza się do traumy sprzed trzech miesięcy. Kiedy dowiedziałam się, co przeżyła i dlaczego tak nietypowo się zachowywała, było mi jej szkoda. Dramat, który się wydarzył, mocno zakorzenił się w jej psychice. Do tego dochodzą wyrzuty sumienia, od których nie może, a częściowo być może nie chce, się uwolnić. Sytuacja ta zasługiwałaby w pełni na zrozumienie, gdyby nie uwikłała w swoje emocjonalne rozterki Henrego. Ona jednak postąpiła inaczej. Rozumiem, że trudno jej było odepchnąć go ze względu na łączącą ich więź, ale angażując go w tak dziwny i chwilami toksyczny układ postępowała egoistycznie. Koncentrowała się bardziej na swoich uczuciach niż na tym, że go krzywdzi. Przez to nie zaskarbiła sobie mojej sympatii. To, co przeżyła było straszne, jednak nie usprawiedliwia jej samolubnej postawy względem Henrego, tym bardziej, że wiedziała, jak bardzo mu na niej zależy.

Wśród postaci drugoplanowych znajdują się przyjaciele Henrego, czyli Murray i Lola. Mają fajną relację, potrafią się wspierać. Nieco dziwne były jedynie miłosne rozterki Murraya. Epizodycznie pojawiają się też rodzice i siostra głównego bohatera. Podobał mi się ich wzajemny stosunek i to, jacy potrafili być zabawni.

Mam mieszane uczucia do tej powieści. Nie przekonują mnie swego rodzaju filozoficzne refleksje o życiu, które pojawiają się w tle całej historii. Podobnie jest z próbą ukazania głębi pokuty. Sposób, w jaki zostało to ujęte, uważam za nieco sztuczny. Mam wrażenie, jakby autorka do stworzonej opowieści chciała dopisać jakąś donioślejszą treść, co nie do końca się jej udało. Plusem natomiast jest autentyczność przeżyć Henrego. Jego rozterki i rozważania są tak opisane, że odnosi się wrażenie, jakby czytało się wyznania zakochanego nastolatka.
I jeszcze jeden plus: narratorem jest główny bohater (a nie bohaterka).

Okładka jest ładna. Podoba mi się dobór czcionki i błękitnych rybek, które razem tworzą udaną kompozycję.

Podsumowując: "Chemia naszych serc" to opowieść o miłości, bezgranicznym smutku i poczuciu winy oraz o tym, jak potrafią one wpływać na życie. Pomysł na książkę był interesujący, lecz całej historii zabrakło magnetyzmu. Choć wspomniana autentyczność przeżyć Henrego jest zaletą, to jednak nie zmienia faktu, że powieść można ocenić wyłącznie jako przeciętną.




„ - Miałeś kiedyś dziewczynę? - zapytała. To pytanie wprawiło moje serce w szalony pęd.

- Eee... właściwie to nie.

- Dlaczego?

- [...] Ponieważ nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny, którą chciałbym zaprosić do swojego życia.

Ale teraz spotkałem Ciebie.

I dla Ciebie zrobiłbym wyjątek”.

1 komentarz:

  1. Z tego co wiem, to okładkę robił grafik-amator, który hoduje rybki i uczy chemii w liceum ;)
    Natomiast z tym wciąganiem w pewne bagno innych ludzi, to jak z naszymi frankowiczami (gdy kurs był super to cicho, gdy podrożał to niech inni nam spłacą).

    OdpowiedzUsuń