4.07.2023

"Beginning Moon" - Jedersafe

 
Wiele rzeczy przemawiało za tym, aby ich znajomość zakończyła się szybciej, niż się zaczęła. Oboje to wiedzieli, a jednak uparcie szli przed siebie. Na spotkanie z nieuniknionym...
 
  Gdy Francessa Anfrew pierwszy raz spotkała Dominica Browna, nie sądziła, że ten tak bardzo wpłynie na jej życie. Zwłaszcza, że to spotkanie do najprzyjemniejszych nie na leżało. Z czasem jednak, pierwsze, nieszczególnie wrażenie zaczęło ustępować fascynacji tym intrygującym chłopakiem. I choć zdawało się, że jego obecność w końcu ożywi szarą codzienność Frances, ich spokój zaczęła burzyć nieciekawa przeszłość Dominica.

  Gra na fortepianie, niebawem rozpocznie studia muzyczne, spotyka się z przyjaciółmi. Krótko mówiąc – prowadzi całkiem normalny styl życia. I tak by faktycznie było, gdyby nie ciągła walka z nerwicą lękową, która odciska piętno na jej egzystencji. Lecz gdy pojawia się on, coś zaczyna się zmieniać. Frances wreszcie zaczyna czuć, że żyje. I nie zważa na ostrzeżenia przed Dominikiem. Nawet, kiedy to on ostrzega ją przed samym sobą. 
Tym, co zwróciło moją uwagę w zachowaniu Francessy była jej wyrozumiałość wobec Dominica (chyba mało kto byłby tak wyrozumiały na jej miejscu). Nieco zdziwiło mnie też zbagatelizowanie powagi sytuacji, w której się znalazła. A poza tym? Osiemnastolatka nie należy do grona impulsywnych osób. I dobrze, bo dzięki temu unikamy scen z bezsensownymi fochami. Ogólnie rzecz biorąc, jest spokojną, przyjazną dziewczyną, przed którą otwiera się nowy, zaskakujący i niebezpieczny rozdział. A jak bardzo niebezpieczny – wkrótce się przekona.
 
  Trudna przeszłość zobojętniła go na innych ludzi. Ale nie na nią. Farncessa ma w sobie coś, czym udaje się jej przebić przez mur, którym się otoczył. Ta dziewczyna sprawia, że znajomość, którą Dominic powinien był zakończyć na samym początku, zaczyna podobać się mu coraz bardziej. A to źle. Bardzo źle...
Na pierwszy rzut oka Dominic zdaje się być chłodnym buntownikiem. I choć w znacznej mierze nim jest, autorka nie ogranicza się jedynie do tej charakterystyki. Dlatego też, ten pewny siebie dwudziestoczterolatek, w obecności Francessy bywa zakłopotany, zawstydzony. To bardzo fajny dobór cech, który sprawia, że jego postać jest inna. Po części zaskakująca. I realna – bo nie zachowuje się jak szpanujący macho. Choć centralnym punktem perypetii Dominica jest relacja z Frances, bardzo istotne znaczenie okazuje się mieć jego przeszłość. Jak na razie poznajemy odpowiedzi na kilka pytań. Inne czekają na wyjaśnienie, a jako że Dominic ma co... „wspominać”, będzie też co wyjaśniać.
 
  Wśród bohaterów drugoplanowych są przyjaciele Frances oraz Dominica – dwie, całkiem nieźle zgrane grupy. Można wymienić też sympatycznego brata głównej bohaterki – Sama. No i w tle mamy też osoby, które, mówiąc oględnie – nie życzą najlepiej Dominicowi, a przy okazji również Frances.
 
Okładka – piękna.
 
Podsumowując: klimat „Beginning Moon” przywodzi na myśl książki zagranicznych autorów o amerykańskich nastolatkach i młodych dorosłych. To atut, bo Jedersafe udało się wiarygodnie odzwierciedlić tamtejsze realia. Zaletą jest również sposób wykreowania głównego bohatera. Z umiarem ukazany został wątek romantyczny – rozwija się on stopniowo i, co ważne, nie skupia się na erotyce. Poruszone zaś w powieści tematy dobrze współgrają ze sobą. A minusy? Choć autorka ma dobry styl (więc i dobrze czyta się to, co pisze), książka mogłaby być nieco krótsza – nie widziałabym problemu w pominięciu lub skróceniu niektórych fragmentów dotyczących znajomości Frances i Dominica. Mam też pewien niedosyt – tak jakby czegoś zabrakło w ich historii. Lecz, jako że jest to w zasadzie dopiero początek perypetii tej dwójki, istnieje duża szansa na to, że kolejne części będą jeszcze lepsze.
 
„[…] W mojej głowie nie było nic. Nic oprócz bruneta o ciemnych oczach. I jeszcze wtedy nie wiedziałam, jakim błędem było poświęcenie mu swoich myśli […]”.
 
Za możliwość przeczytania książki bardzo dziękuję wydawnictwu Amare



 Na Instagramie


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz