Choć statystyki pozwalają odnotować
pewne skłonności i prawidłowości oraz są pomocne w osiągnięciu określonych
celów lub przewidzeniu skutków, nie należy ich traktować jak wyroczni. Nie
wszystko można sprowadzać do liczb, a już na pewno nie miłości. O wzajemnym
przyciąganiu i powodzeniu związku nie decydują bowiem matematyczne wyliczenia,
lecz autentyczne zaangażowanie zakochanych osób.
Ian to trener sztuki podrywania pomagający
zgłaszającym się do niego dziewczętom zdobyć względy upragnionych chłopaków.
Realizując powierzone mu zadania musi pamiętać o jednej, niepodważalnej
zasadzie – nie wolno mu zakochać się w swojej klientce. Reguła ta nie stanowi
dla niego problemu do chwili, gdy o pomoc prosi go niepozorna Blake. Położenie
Ian'a staje się wówczas kłopotliwe. Powinien wprawdzie sprawić, aby przyjaciel
dziewczyny w końcu zwrócił na nią uwagę, lecz istotną komplikacją okazują się
jego własne uczucia. Czy w tej sytuacji Ian zdecyduje się wykonać swoją pracę,
czy jednak zechce walczyć o serce Blake?
Kariera futbolowa Ian'a Hunter'a
zapowiadała się interesująco. Niestety, jego sportowe marzenia przekreślił wypadek
samochodowy. Choć jest to dla niego cios, mężczyzna nie poddaje się rozpaczy i znajduje
dla siebie nową, zaskakującą, a zarazem bardzo dochodową, ścieżkę. Razem z
przyjacielem, Lex'em, zakłada spółkę „Skrzydłowi” zajmującą się profesjonalnym
doradztwem randkowym. Do licznego grona jego klientek dołącza właśnie Blake,
współlokatorka jego przyjaciółki. Poznał tę dziewczynę już wcześniej, ale dostrzegł
w niej wyłącznie nietypowy ubiór. Ten stan rzeczy zmienia się jednak w trakcie
ich współpracy. Otrzymane zadanie zaczyna przerastać byłego sportowca w chwili,
gdy zdaje sobie sprawę, że Blake nie jest mu obojętna, choć, ze względu na
łączącą ich „biznesową” relację, stanowi dla niego zakazany owoc.
Trener podrywu, trener randkowania –
jakkolwiek by nie nazwać wykonywanej przez Ian'a pracy, nie brzmi ona poważnie.
Takie mniemanie jest jednak błędne, gdyż bycie trenerem nie jest dla niego
niedojrzałą zabawą. Wprost przeciwnie – podchodzi do swojej roli bardzo
rzetelnie. I nie chodzi tu o to, że jego (i Lex'a) działalność funkcjonuje w
ramach spółki (nie zaś bliżej nieokreślonej, hobbystycznej inicjatywy), lecz o
to, że jest on profesjonalistą. Zna doskonale mentalność damsko-męską,
dokładnie analizuje sytuację swoich klientek, co, w konsekwencji, przekłada się
na bardzo dobrą skuteczność Skrzydłowych. Ten profesjonalizm to istotna zaleta
chłopaka. Co zaś poza tym? Poza tym jest luzakiem z poczuciem humoru, zdolnym
studentem i asystentem wykładowców oraz marzeniem nie jednej dziewczyny. Jego
„umiłowanie” płci przeciwnej przyjmuje typową formę częstego zmieniania
„chwilowych” partnerek. Beztroskie w tym względzie zachowanie Ian'a odmienia
Blake. Emocje, jakie w nim wzbudza, sprawiają, że zaczyna krytycznie zapatrywać
się na swoją erotyczną przeszłość. Zaczyna tracić również pewność siebie – tym
razem bowiem ma przed sobą kobietę, na której mu zależy, a możliwość utraty
bliskiej osoby, nie wzmacnia pewności. Ian to sympatyczny młodzieniec, problem
jednak w tym, że w ogóle mnie do siebie nie przekonał – jest typem papierowego
bohatera, któremu zabrakło autentyzmu. Przyznam, że zaskoczyła mnie ta
„papierowość” w wykonaniu Rachel van Dyken. Jako że świetnie poradziła sobie z
wykreowaniem postaci męskich (głównej i drugoplanowej) w „Elicie”, sądziłam, że
tu będzie podobnie. Niestety, nie było.
Blake Olson nie chce być już dłużej
ignorowaną przez Davida, chłopaka, z którym przyjaźni się od wielu lat. Z tego
też względu zwraca się o pomoc do trenera podrywania. Ku jej zdziwieniu,
okazuje się nim Ian, przyjaciel jej współlokatorki, z którym zdążyła się już zapoznać.
Choć Blake rozpoczyna „randkowy trening” z myślą o Davidzie, czas spędzony z
Ian'em zaczyna wprowadzać w jej uczucia zamieszanie. Dziewczynę dezorientują
nie tylko jej własne emocje, ale także zachowanie Iana, który wysyła jej
sprzeczne sygnały. Przed nią trudna decyzja. Będzie bowiem musiała odpowiedzieć
sobie na pytanie, czy bardziej zależy jej na wieloletnim przyjacielu, czy nowo
poznanym chłopaku, „cieszącym” się opinią casanovy.
Blake to niepozorna studentka
pielęgniarstwa. Jest typem chłopczycy, nie mającej żadnych doświadczeń w
relacjach damsko-męskich. Całkowicie różni się od pań przyciągających wzrok
Ian'a. W ogóle nie eksponuje swojego kobiecego uroku (uparcie wybiera sportową
odzież w niemodnej wersji), a jednak ma to coś, czym udaje się jej wzbudzić
jego zainteresowanie. Sądzę, że, oprócz urody, staje się to możliwe dzięki jej
naturalności. Blake nie kalkuluje, nie udaje, nie jest płytka – nie jest
kolejną, bezmyślną dziewczyną koncentrującą się wyłącznie na sferze seksualnej.
Nie podobało mi się wprawdzie jej dziwne przywiązanie do sportowych ubrań i
„to”, co uwiecznił na pewnym zdjęciu Ian, lecz poza tym była całkiem fajną
bohaterką. której zwyczajność okazała się największym atutem.
Bohaterowie drugoplanowi to przyjaciele
Ian'a: Gabs (współlokatorka Blake) i Lex, czyli przedziwny duet, który w swoim
towarzystwie nie potrafi zachować spokoju i uniknąć wzajemnych dogryzań. Losy
ich relacji będą głównym tematem drugiego tomu cyklu „Skrzydłowi”.
Okładka – taka sobie, głównie przez
nieszczególny wizerunek tytułowego bohatera.
Podsumowując: zdecydowana
większość książkowych historii koncentruje się na bohaterce, tutaj jednak mamy
w tym względzie ogromną odmianę. Opowieść prowadzona jest z punktu widzenia
Ian'a, więc to on stanowi jej centralną postać. Właśnie ten element przyciągną
moją uwagę do tej powieści. Na swój sposób zachęcającym okazało się również
nazwisko autorki, która, jak już wspominałam, stworzyła ciekawe postacie męskie
w „Elicie”. Obie te kwestie zdawały się być istotnymi atutami. A jak było w
rzeczywistości? Nie szczególnie. Potężnym minusem był brak autentyczności
Ian'a. Tym razem więc, w odróżnieniu od „Elity”, nie przekonał mnie bohater
wykreowany przez Rachel van Dyken. Straciła na tym cała książka, w której
trudno było doszukać się jakiś emocji. Nawet całkiem nie najgorszy pomysł z
terenem podrywania na nie wiele się zdał, nie pomogła również lekka fabuła. Z
pewnością nie jest to publikacja, która zachęca do poznania kolejnej odsłony
cyklu. Z tego też względu swoją przygodę
kończę na pierwszym, mocno przeciętnym, tomie „Skrzydłowych”.
„[...] Irytujący głosik w mojej głowie przypominał mi, że nigdy nie martwiłem się o klientki, że nigdy nie myślałem o nich za wiele. Zignorowałem ten głosik, ponieważ całym ciałem czułem coś innego. Że może Blake mnie potrzebowała. A może... to ja potrzebowałem jej [...]”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz