10.09.2017

"Co przyniesie wieczność" - Jennifer L. Armentrout


Dzieci często kojarzą się z niewinnością i bezradnością. Potrzebują miłości i opieki dorosłych jako swojej ostoi i ochrony przed niebezpieczeństwami otaczającego świata. Niekiedy jednak ów świat pogrąża się w chaosie i ci, którzy mieli być opiekunami stają się oprawcami, zaś bezbronne dzieci same muszą walczyć o przetrwanie.

Dzieciństwo Mallory to jeden wielki koszmar, który ciężko byłoby przeżyć bez heroicznej pomocy Rider'a,  ukochanego przyjaciela, towarzyszącego jej od najmłodszych lat. Pewnego dnia ich drogi rozchodzą się w dramatycznych okolicznościach. Jedynym plusem zaistniałej sytuacji jest fakt, że dziewczyna została zaadoptowana przez odpowiedzialnych ludzi, którzy traktowali ją jak własną córkę. Zapewnili jej wygodne życie oraz domowy system edukacji. Po czterech latach, jakie minęły od feralnych wydarzeń, Mallory decyduje się na powrót do publicznej szkoły. Nastolatka doskonale wie, iż nie będzie to łatwe zadanie, tym bardziej, że wskutek przebytych traum ma problemy z mówieniem. W najśmielszych marzeniach nie spodziewa się jednak, że jednym z uczniów okaże się Rider.

Mallory Dodge jest cichą i zamkniętą w sobie nastolatką, która nie wie, czym jest prawdzie i beztroskie dzieciństwo. Na szczęście, od czterech lat ma szansę przekonywać się, jak to jest mieć troskliwych i kochających rodziców. Ten fakt wiele dla niej znaczy, jednak ciągle w jej pamięci żyje świadomość utraty oddanego przyjaciela oraz piekła, przez które wspólnie przeszli. To, co się wówczas działo sprawiło, że dziewczyna stała się milcząca i wycofana. Próba komunikacji z innymi ludźmi nastręcza jej ogromnych problemów. Choć najłatwiej byłoby się poddać lękom, Mallory chce stawić im czoła i dokończyć swoją licealną edukację nie w domu, lecz w szkole. Decyzja, którą podjęła okazuje się być jedną z najważniejszych w jej życiu. Daje jej bowiem możliwość ponownego spotkania Rider'a i odnowienia ich niezwykłej przyjaźni. Siedemnastolatka nie potrzebuje wiele czasu, aby przekonać się, że jej uczucia względem niego zmieniły się i stał się on dla niej kimś więcej niż przyjacielem. Pytanie tylko, czy Rider, będący w związku z inną dziewczyną, odwzajemnia jej zainteresowanie i czy tym, co ich łączy, nie jest przypadkiem wyłącznie wspólna przeszłość.
Losy Mallory koncentrują się na dwóch kwestiach: problemie z mówieniem i relacji z Rider'em. Pierwszy wątek nie zaciekawił mnie zbytnio. Nie przeszkadzał mi pomysł z zaburzeniami mowy, ale nie zachwycał mnie fakt, że zagadnie to cały czas było poruszane w powieści. Pokazanie jak Mallory, krok po kroku, stara się pokonywać swoje bariery miało na celu ukazanie autentyczności problemu, tego, że traumy nie pokonuje się z dnia na dzień. Choć jednak taki zamysł jest zrozumiały, to czytanie o tym non stop było trochę nużące. Znacznie ciekawszym tematem jest jej znajomość z Rider'em, a przede wszystkim nowe uczucie, które rodzi się w jej sercu względem przyjaciela z dzieciństwa. Nastolatka udowadnia, że jego czteroletnia nieobecność nie wymazała z jej pamięci wdzięczności za ówczesną, bezcenną pomoc i wsparcie. Udowadnia też, że jest przekonana o jego dobru i wartości, podczas gdy wielu ludzi, łącznie z nim samym, spisało go na straty. Mimo że postrzegam Mallory dość neutralnie (choć jest pozytywną postacią), muszę zaznaczyć, że spodobała mi się szczerość jej uczuć. 
Rider Stark to osiemnastolatek, który za maską beztroski skrywa ogromny bagaż dramatycznych doświadczeń. Jedną z najgorszych chwil w jego życiu była utrata Mallory. Choć od jej zniknięcia mijały kolejne lata, chłopak nie potrafił pogodzić się z jej nieobecnością. Kiedy niespodziewanie spotyka ją w szkole, nie może uwierzyć własnym oczom. Jego ukochana przyjaciółka ponownie staje się nieodłączną częścią jego życia, a on ponownie otacza ją swoją opieką i wspiera w trudach radzenia sobie z małomównością. Mallory z kolei interesuje jego historia. Chce wiedzieć, jak potoczyły się losy chłopca, który chronił ją niczym anioł stróż.
Rider to największy atut całej powieści. Bardzo go polubiłam. Ujął mnie swoją empatią i troską względem Myszki, jak pieszczotliwie nazywał Mall (za co zyskał sobie kolejny plus, ponieważ uwielbiam tego typu określenia). Jego opiekuńcza natura dała o sobie znać również w przypadku przyjaciela, Jayden'a, czym dodatkowo udowodnił, że koszmar, który przeżył i błędy, które zdarzyło się mu popełnić, tak naprawdę nie były w stanie zniszczyć dobra, które skrywało się w jego sercu. Mając to na względzie jeszcze bardziej zasmuca fakt, że tak mało osób potrafiło dostrzec jego zalety (nic dziwnego, że sam ich również nie widzi i dołącza do grona postaci literackich, które uważają, że nie zasługują na miłość - nie przepadam za tym motywem, jednak w tym przypadku jest przedstawiony dość subtelnie, dzięki czemu nie przytłacza perypetii głównego bohatera). Moja pozytywna opinia o Riderze opiera się także na jego autentyczności i magnetyzmie. Autorce z powodzeniem udało się zespolić dwa jego oblicza: luzackiego i troskliwego nastolatka. To połączenie przywodzi mi na myśl Roth'a i Zayne, czyli bohaterów cyklu J. Armentrout pt. "Dark Elements". Podobnie jak im, tak i Rider'owi bez problemu udało się wzbudzić moją sympatię. W efekcie przełożyło się to na wyższą ocenę recenzowanej książki.
I na koniec bohaterowie drugoplanowi. Należy wśród nich wymienić rodziców adopcyjnych Mallory, którzy okazali jej wiele miłości i wsparcia. To fajni ludzie, ale nie mogę przemilczeć ich tendencji (prym wiedzie tu ojciec) do oceniania Rider'a z góry. Rozumiem ich potrzebę chronienia córki, ale nic nie usprawiedliwia tego, że zapomnieli o tym jak wiele dla niej zrobił, jak niestrudzenie o nią dbał. To, wśród ich zalet, największa wada. Postacie drugiego planu, o których nie sposób nie wspomnieć to również przyjaciele Mall: Ansley, która nigdy nie traktowała jej jak dziwadła oraz, poznani w szkole, zwariowani bracia: Hector i przede wszystkim Jayden (niesamowicie sympatyczny chłopak z ogromnym talentem do doręczenia się), którzy od razu zaakceptowali ją jak równą sobie, w odróżnieniu od Paige, dziewczyny Raider'a, którą z kolei trudno (w większości) nazwać sympatyczną, jednakże jej obecność sprawiła, że obserwowanie relacji nawiązującej się między jej chłopakiem i Myszką było bardziej emocjonujące.

Okładka nie jest zła, dzięki rozmytym barwom ma w sobie coś charakterystycznego.

Podsumowując: jako że spodobał mi się wspomniany cykl "Dark Elements", byłam ciekawa jak J. Armentrouth poradzi sobie w innej publikacji. Mój wybór padł więc na "Co przyniesie wieczność", tym bardziej, że już wcześniej zwróciłam uwagę na tę książkę. Po jej przeczytaniu mogę stwierdzić, że, niestety, nie dorównała cyklowi, ale obroniła się dzięki Rider'owi. Fabuła sama w sobie jest dość neutralna, nie wypada szczególnie źle i zarazem nie wybija się ponad inne historie z gatunku Young Adult. Ma jednak interesującego głównego bohatera, który przykuwa uwagę swoją osobowością. Bez niego cała opowieść (mimo uroczego Jayden'a) wypadałaby średnio i sytuacji na pewno nie uratowałaby również neutralna Mallory. Ostatecznie postać Rider'a spodobała mi się na tyle, że nie mogłam nie uwzględnić tego w swojej ocenie powieści. Jeżeli od wybranej przez siebie książki oczekujecie niezwykłej fabuły, nie gwarantuje, że ją tu znajdziecie. Jeśli jednak szukacie ciekawego bohatera, możecie poświęcić swój czas i sprawdzić "Co przyniesie przyszłość".
„[...] Miłość była uczuciem rozsadzającym mi serce za każdym razem, gdy go widziałam. Miłość była zapomnieniem o wszystkim, gdy z nim byłam. Miłość była oddechem więznącym mi w gardle, kiedy patrzył na mnie w ten intensywny sposób [...]”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz