Niektóre błędy potrafią mieć znaczący
wpływ nie tylko na życie tych, którzy jej popełniają, ale również ich bliskich.
Ci drudzy, chcąc za wszelką cenę uniknąć podobnych pomyłek, wytyczają sobie
ścieżkę, którą starają się wiernie podążać. Założenie to samo w sobie jest
dobre, jednak nie zawsze niesie ze sobą poczucie szczęścia i spełnienia.
Charlotte
Reed postanowiła, że nigdy nie popełni tych samych błędów, co jej babcia, matka
i siostra. Nie da się zwieść żadnemu mężczyźnie. Całą swoją uwagę poświęci nauce,
dostanie się na studia i będzie wieść udane, niczym nie zmącone życie.
Realizuje swój plan bez żadnych przeszkód do chwili, w której poznaje Tate'a
Collinsa. Obecność tego tajemniczego chłopaka wywraca jej uporządkowaną
rzeczywistość do góry nogami. Sprawia, że nastolatka chce poznać świat, który do
tej pory skutecznie odpychała. Problem jednak w tym, że Tate, ze względu na
niedawne wydarzenia, boi zaangażować się w tę znajomość. Czy to oznacza, że
rodzinna historia zatoczyła koło i Charlotte, mimo swoich postanowień, wpadła w
sidła nieszczęśliwej miłości?
Charlotte wie jedno - miłość to cierpienie i zmarnowana przyszłość.
Trzyma się więc z daleka od tej sfery, a cały swój czas dzieli między szkołę i
pracę w kwiaciarni oraz opiekę nad siostrzeńcem. Ku rozpaczy Carlosa, swojego
najlepszego przyjaciela, stroni od rozrywek. Spontaniczność i zabawa nie
interesują tej osiemnastolatki do dnia, w którym pojawia się Tate. Chłopak od samego
początku próbuje zwrócić uwagę Charlotte, proponuje jej również spotkanie. Choć
dziewczyna stara się pozostać niewzruszona, to tajemniczy nieznajomy coraz
bardziej ją intryguje. Zgadza się więc na jedną randkę. Magia wieczoru znika,
gdy na jaw wychodzi tożsamość Tate'a. Charlotte czuje się oszukana, jednak
decyduje się kontynuować znajomość, której trudno się oprzeć, szczególnie
teraz, kiedy czuje, że zaczyna naprawdę żyć. Obecność Tate'a uświadamia
nastolatce, jakie są jej prawdziwe marzenia. Postanawia więc postawić wszystko
na jedną kartę i pójść za głosem serca. Nie spodziewa się jednak tak dziwnej
reakcji ukochanego.
Charlotte
tak bardzo chciała uniknąć błędów popełnianych przez kobiety w jej rodzinie, że
zapomniała o tym, czego tak naprawdę chce od życia. Częściowo rozumiem jej
obawy, ale wyjście, które wybrała, jest niczym więzienie. Najwidoczniej umknęło
jej, że wszystko zależy nie od tego, czy będzie się z kimś spotykała, tylko od
tego, czy będzie zachowywała się rozsądnie. Tym, co mnie nieco dziwi jest jej
nagła zmiana. Choć nie była bardzo radykalna, to i tak rzucała się w oczy ze
względu na dość szybkie tempo znoszenia przez osiemnastolatkę niektórych
barier. Ostatecznie, mimo że tak zawzięcie uciekała od miłości, musiała się z
nią zmierzyć, co okazało się trudną lekcją, głównie z powodu niejednoznacznej
postawy Tate'a. Ogólnie rzecz biorąc, uważam Charlotte za postać neutralną.
Chociaż nie mam do niej poważnych zastrzeżeń, to nie mogę stwierdzić, że w
gronie bohaterów literackich udało jej się wybić ponad przeciętność.
Tate przez ostatnie kilka lat prowadził bardzo intensywne życie, nie
stroniąc przy tym od rozrywek. Pewne wydarzenie odcisnęło jednak na nim tak
głęboki ślad, że zerwał z ówczesnym stylem bycia i skrył się przed ludźmi.
Istotnym momentem okazało się dla niego poznanie Charlotte, która oczarowała go
od pierwszego wejrzenia. Dziewiętnastolatek uparcie zabiegał o jej
zainteresowanie. Kiedy zaś jego starania zostały zwieńczone sukcesem i
dziewczyna przekonała się do niego, Tate, zamiast zadbać o rozwój tej interesującej
znajomości, postanowił zerwać dalszy kontakt. Choć bardzo zależało mu na niej,
taką samą decyzję podejmował za każdym razem, gdy ich drogi się krzyżowały.
Mimo że odpychanie jej było dla niego ogromnym ciosem, uważał, że to jedyne
wyjście. Tylko tak mógł zapewnić ukochanej szczęście.
Tate
to postać o dwóch obliczach. Pierwsze należy do uroczego i figlarnego chłopaka,
który próbuje zbliżyć się do Charlotte. Takiego poznajemy go na początku
powieści i to właśnie ta jego odsłona podoba mi się najbardziej. Problem w tym,
że nie możemy obserwować jej zbyt długo, bowiem zostaje zdominowana przez jego
drugie oblicze - wycofanego i niezdecydowanego nastolatka. Wraz z tą zmianą znika
cała jego wyjątkowość. Przyczyny tej metamorfozy należy upatrywać się we
wspominanym już zdarzeniu z przeszłości. Uważam jednak, że jej powód jest dość
naciągany. To, co się wówczas wydarzyło, było bardzo smutne, ale reakcja Tate'a
jest wyolbrzymiona. Nie wiem, po co zabiegał o uwagę Charlotte, skoro miał
świadomość jakim ograniczeniem jest dla niego przeżyta trauma. To nieodpowiedzialne.
Nie dość, że wprowadził tyle zamieszania w jej życie, to jeszcze bawił się jej
uczuciami. Śmieszne jest więc jego tłumaczenie, że robił to wszystko z myślą o
jej szczęściu. Szkoda, że autorki miały akurat taki pomysł na jego postać.
Zaczęły bardzo dobrze, ale, niestety, szybko to zepsuły. O ile więc na początku
postrzegałam Tate’a bardzo pozytywnie, o tyle finalnie uważam go, podobnie jak
jego towarzyszkę, za neutralnego bohatera.
Wśród postaci drugoplanowych można wymienić: Mię, siostrę Charlotte
(moje największe zastrzeżenie względem niej to próba spychania własnych
obowiązków na rodzinę), babcię (wychowuje siostry, bez wątpienia je kocha, niekiedy
jednak zachowuje się tak, jakby zapominała o własnych pomyłkach i oczekiwała od
wnuczki bezbłędnego zachowania) oraz Carlosa (oddanego przyjaciela, który zawsze
stał u boku naszej bohaterki, nawet jeśli ta miała przed nim tajemnice).
Okładka
jest ładna, dosyć subtelna.
Podsumowując: kiedy zaczęłam czytać "Flower. Jak kwiat" pomyślałam, że
chyba wreszcie trafiłam na książkę, która uplasuje się wysoko w moim rankingu. Niestety,
myliłam się. Dobry początek został zepsuty przez dziwną metamorfozę Tate’a,
która znacząco pogorszyła całą fabułę. Co więcej, recenzowana książka jest w
moim mniemaniu kolejną publikacją napisaną na siłę, której lektura okazała się w
większości dość nudna. Gdybym miała ocenić ją jednym zdaniem, powiedziałabym,
że na ciekawym początku się zaczęło i skończyło. To zdecydowanie zbyt mało, abym
mogła ją uznać za godną polecenia.
„[...] Kiedy jestem z tobą, myślę, że może jeszcze jest szansa.
- Na co?
- Na to, żeby mieć w życiu kogoś, kogo nie zniszczę”
"Ku rozpaczy Carlosa, swojego najlepszego przyjaciela, stroni od rozrywek." - to akurat dobrze bo ten Meksykaniec przez pierwszą część książki próbuje jej wcisnąć peyotl (w dodatku bardzo drogo).
OdpowiedzUsuń"na jaw wychodzi tożsamość Tate'a." - przecież recydywa nie jest zakaźna, więc spoko i do przodu.
Tate nie stronił od rozrywek - już wiem na kim zarabiał Carlos.
Odpychał ją, bo bał się że mu podwędzi "towar od Carlosa".
Po tym co napisałem wyżej stwierdzam, że główną postacią tego romansu jest...Carlos.
Ja już się przyzwyczaiłam, że to, co w teorii z założenia dobre bardzo rzadko jest równie fajne w praktyce. Niestety.
OdpowiedzUsuń