„[…] Jesteśmy połączeni, skuci łańcuchami, związani – z naszą traumą i sobą nawzajem. Jesteśmy w tym razem […]”.
Cora Lawson i jej przyszły szwagier, Dean Asher, zostają porwani przez seryjnego mordercę. Choć przez lata ich znajomość polegała na wzajemnym dogryzaniu, teraz mogą liczyć wyłącznie na siebie. Piekło zgotowane przez psychopatę doprowadza ich na
skraj wytrzymałości i tylko dzięki wsparciu, które sobie okazują, są w stanie funkcjonować. Gdy cudem odzyskują wolność, wydaje się, że koszmar wreszcie dobiegł końca.
Niestety, trauma utrudnia Corze i Deanowi powrót do dawnego życia. A jakby tego
było mało, niepokoją ich pojawiające się między nimi uczucia...
Trzeba być naprawdę zaciętym, aby dokuczać sobie
przez kilkanaście lat. Dean i Cora osiągnęli w tej dziedzinie mistrzostwo. Jemu
najwyraźniej nie znudziła się jeszcze ta praktyka. Ona niechętnie musi
zaakceptować, że niebawem ten utrapieniec zostanie jej szwagrem. Nie
przypuszcza jednak, że za chwilę połączy ich potworny los, a on będzie jedyną
osobą, która okaże się światłem w mroku.
Autorka pokusiła się o przedstawienie
niełatwej historii. Mamy tu porwanie wraz z opisami tego, przez co bohaterowie
musieli przejść, uwolnienie z rąk psychopaty i próby przezwyciężenia traumy. Wymienione
zagadnienia nadają fabule powagi, ale tym, co wyróżnia ją na tle innych
opowieści o podobnej tematyce, jest relacja Cory i Deana. Ten zakazany wątek
sam w sobie jest ciekawym pomysłem. Tak – szokującym, skandalicznym, ale
zarazem dobrze przedstawionym. Dobrze wykreowani są też główni bohaterowie. Nie
brak im emocji. Muszą radzić sobie nie tylko z dramatem, który przeżyli, ale
też uczuciami, których nigdy nie powinni czuć. Miałam natomiast pewne
zastrzeżenia względem niektórych decyzji Cory. Bardziej do gustu przypadł mi
Dean– tej dwójki to on był atutem
książki.
Drugoplanową postacią, której nie należy
pomijać, jest Mandy, siostra Cory. Przyszła żona Deana. Choć osobiście nie
trafiła w ręce porywacza, to, co przytrafiło się jej narzeczonemu i siostrze,
stało się i dla niej bolesnym zdarzeniem.
Okładka – ładna.
Podsumowując: Jennifer Hartmann, pisząc tę książkę, nie wybierała łatwych rozwiązań.
Dlatego też spotykamy tu duet, który nieustannie ze sobą... „wojuje”, wpada w
pułapkę mordercy, razem przechodzi przez horror, a gdy w końcu wszystko powinno
wrócić do normy, okazuje się, że muszą zmierzyć się nie z porywaczem, ale tym, kim
się dla siebie stali. Nie jest to więc lekki romans, ale poważna historia.
Lecz, mimo tej powagi i wielu trudnych chwil, powieść nie przytłacza. Tym, co
ją cechuje są interesująca, nietypowa fabuła i przekonujący bohaterowie. Jeśli
więc szukacie książki, która zapewni sporo emocji, polecam Waszej uwadze „Ocalałe
serca”.
„[…] Jeszcze nigdy nie byłam taka rozdarta, przepołowiona, ciągnięta w dwie strony równocześnie. Nigdy nie pragnęłam czegoś tak bardzo, odrzucając to równocześnie […]”.
Na Instagramie
Gdzie kupić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz